W sobotni wieczór w Teatrze im. Adama Mickiewicza zainaugurowano sezon koncertowy 2023/2024. Jako pierwszy tej jesieni na scenie tutejszego teatru pojawił się Andrzej Piaseczny, który wykonał swoje największe przeboje w akustycznych aranżacjach. Nie była to pierwsza muzyczna wizyta Piasecznego w Cieszynie, albowiem na koncerty organizowane przez Pate Media jest tu zapraszany regularnie.
Tak kilka lat temu, w rozmowie z red. Mariolą Morcinkovą mówił o swoich akustycznych koncertach – Wyjątkowość tego projektu moim zdaniem zawarta jest w intymności, która następuje między mną, a publicznością w mniejszej ilości dzięki kameralności tych miejsc, w których gramy. Czym więcej jest ludzi, tym o intymność trudniej. Podczas takich koncertów dużo mówię, żartuję, dbam o kontakt z publicznością – mówił.
– (Śmiech.) Nie mam pojęcia, który utwór jest wyczekiwany najbardziej. Udało mi się w życiu nagrać kilkanaście rozpoznawalnych piosenek i mam świadomość, że na koncerty nie przychodzą przypadkowi ludzie, ale tacy, którzy znają mój repertuar. Nie umiem wytypować jednej piosenki, która cieszy się największym uznaniem. Koncert jest dla mnie okazją, by niektóre rzeczy pokazać odrobinę inaczej, niż zwykle. Oczywiście, publiczność oczekuje rozpoznawalnych piosenek, ale także czegoś nowego – kontynuował.
Projekt, który zawiera akustyczne wersje piosenek artysty jest ze wszech miar szczególny. Kameralne wnętrze Teatru im. Mickiewicza stworzyło artyście idealne warunki do wykonywania największych przebojów, takich jak chociażby “Chodź, przytul, przebacz”, “Imię deszczu”, “To co dobre, to co lepsze”. Wybrzmiał również tytułowy utwór z filmu “Ania”, poświęconego nieodżałowanej Annie Przybylskiej, która dziewięć lat temu przegrała walkę z chorobą. Ze sceny padło kilka wzruszających słów o aktorce, ale nie zabrakło też wspomnień, dotyczących m.in. ich wspólnej przygody na planie serialu “Złotopolscy”. Pod wpływem utworu i wspominek, niejedne oczy widzów się zaszkliły.
Słuchaczy nie musiał w szczególny sposób namawiać do wspólnego śpiewania, ponieważ bardzo chętnie mu wtórowali. Sam wokalista nie lubi jednak nazywać tej trasy trasą akustyczną. Zdecydowanie bardziej lubi mówić o niej jak o koncertach w okrojonym składzie.