Chyba każdy, kto bywa w Beskidach, zna schronisko turystyczne na Równicy
w Ustroniu. Stuletni obiekt z bogatą historią przechodzi właśnie sporą
metamorfozę.
Określenie schronisko turystyczne nie jest już w pełni adekwatne. Co prawda budynek wciąż jest własnością Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego (pod zarządem spółki Hotele i Schroniska PTTK „Karpaty”) jednak w 2016 roku utracił dawny status górskiego schroniska – został wykreślony z listy tego typu placówek hotelowo-gastronomicznych. Obecnie to po prostu górski gościniec. Dla przeciętnego turysty odwiedzającego to miejsce, różnica jest niezauważalna, lecz wiąże się z dość znaczącą zmianą sposobu funkcjonowania obiektu. Co prawda wciąż można tam znaleźć nocleg, smacznie zjeść czy napić się herbaty lub piwa, jednak gospodarz nie ma już obowiązku wypełnić innych zobowiązań wobec odwiedzających go turystów przypisanych schroniskom turystycznym. Na ma już np. kuchni turystycznej, w której goście mogliby przygotowywać własny posiłek, nie ma wrzątku do zaparzenia herbaty, nie można spożywać własnych kanapek.
Powody zmiany były prozaiczne. Równica to popularne i bardzo oblegane miejsce, odwiedzane rocznie przez dziesiątki tysięcy osób. Pod samo schronisko można dojechać samochodem, więc prawdziwych piechurów przemierzających górskie szlaki dociera tam stosunkowo niewielu. Dawne schronisko musiało więc zostać dostosowane do nowych wyzwań związanych z obsługą masowego (zmotoryzowanego) klienta. Tym bardziej, że w okolicy roi się od stylowych zajazdów, restauracji i pensjonatów, wśród których schronisko nie miało już racji bytu.
Równica, w tym polana pod szczytem, na której ponad 100 lat temu (dokładnie w lipcu 1923 roku) uruchomiono pierwsze w tym miejscu schronisko turystyczne, od zawsze cieszyła się wielką popularnością. Zwłaszcza, że wspomniana droga to nie „wymysł” ostatnich dekad. Prowadzi malowniczymi serpentynami z Ustronia Polany i wybudowano ją – jako solidy brukowany trakt – w latach 1933-1934. Od tego czasu polana – choć wytyczono na Równicę również kilka znakowanych szlaków turystycznych – stała się łatwo dostępna. I tak jest do dziś.
Początkowo schronisko mieściło się w niewielkim drewnianym budynku na kamiennej podmurówce wzniesionej przez niemieckie Towarzystwo Turystyczne „Touristenverein” z Ustronia wraz z kilkoma innymi partnerami zainteresowanymi rozwojem ruchu turystycznego w rejonie tej górskiej miejscowości. Obiekt dysponował wtedy 12 miejscami noclegowymi, bufetem, jadalnią oraz otwartą werandą, z której można było podziwiać cudowne widoku. Trzy lata później budynek odkupiło Polskie Towarzystwo Tatrzańskie i w praktyce wybudowało w tym miejscu całkiem nowy obiekt, znacznie większy i nowocześniejszy.
W okresie międzywojennym przebudowywano go i modernizowano jeszcze kilka razy (doprowadzono linię telefoniczną) i pod koniec lat 30. ubiegłego wieku schronisko mogło przenocować jednorazowo ponad 120 osób (w łóżkach i na rozkładanych w razie potrzeb materacach). W czasie wojny schronisko przejęła niemiecka organizacja Beskidenverein i kontynuowała w nim działalność turystyczną. W 1942 roku w budynku urządzono posterunek obserwacyjny Luftwaffe, którego żołnierze (zakwaterowani w schronisku) wypatrywali nadlatujących z południa Europy amerykańskich bombowców atakujących cele strategiczne na Górnym Śląsku. Na szczęście obiekt nie ucierpiał zbytnio podczas wojny, jedyne większe uszkodzenia spowodowała pobliska eksplozja materiałów wybuchowych zdetonowanych we wrześniu 1939 roku przez wycofujące się wojsko polskie.
Po wojnie obiekt na powrót przejęło PTT i bardzo szybko wznowiło w nim działalność. Ostatni gruntowny remont i modernizację budynek przeszedł pod koniec lat 60. ubiegłego wieku, już wtedy jako obiekt należący do PTTK (Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze powstało w 1950 roku z połączenia PTT oraz Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego). Po remoncie schronisko dysponowało 52 miejscami noclegowymi. Powiększono też jadalnię kosztem dawnej werandy, a wnętrza otrzymały nowy wystrój, utrzymany w regionalnym stylu.
Od tego czasu minęło wiele lat i budynek mocno się zestarzał. Był w złym stanie technicznym i wymagał gruntownej modernizacji. Spółka „Karpaty” przymierzała się do tego od kilku lat. Trzy lata temu obiekt przejął nowy dzierżawca, zainteresowany współpracą ze spółką „Karpaty” w celu poprawy stanu obiektu i gotowy partycypować wespół z PTTK w kosztach prac remontowo-modernizacyjnych.
Prace ruszyły dwa lata temu i budynek znacząco się zmienił. Ocieplono ściany zewnętrzne i pokryto je stylową drewnianą elewacją, wymieniono stolarkę okienną, wymieniono dach – mało estetyczną blachę zastąpiono przypominającą gont dachówką. Gruntowną metamorfozę przeszły też wnętrza, w tym łazienki i toalety. Odremontowane pomieszczenia nie zatraciły jednak niegdysiejszego uroku i panującej w nich atmosfery dawnego górskiego schroniska.
Prace remontowe dobiegają już końca. Jest jednak coś, co może dziwić. Z górującego nad nowym dachem komina wciąż buchają kłęby czarnego dymu. Czemu przy okazji zakrojonych na tak szeroką skalę prac modernizacyjnych nie zastąpiono ogrzewania węglowego bardziej ekologicznym źródłem ciepła? Jak wyjaśnia Jerzy Kalarus, prezes spółki „Karpaty”, taka modernizacja jest w planach, lecz jest z tym też duży problem. Najrozsądniejszym sposobem ogrzewania budynku byłoby bowiem zastosowanie pompy ciepła zasilanej energią elektryczną z ogniw fotowoltaicznych. Problem w tym, że nie ma gdzie ich zamontować. Ze względów przeciwpożarowych raczej nie powinno się takich instalacji umieszczać na dachu, a wokół budynku jest zbyt mało miejsca. Dlatego sprawa zmiany sposobu ogrzewania wymaga jeszcze przeanalizowania.
PTTK ma także plany względem dość obskurnego pawilonu, jaki w latach 70. wybudowano tuż obok schroniska. Kiedyś mieścił się tam punkt handlowy, lecz od lat budynek stoi pusty i straszy. Ostatnio odmalowano jego elewację i nie wygląda już tak źle, ale i tak nie pasuje do otaczających go górskich krajobrazów. Jerzy Kalarus nie zdradza na razie, jaki PTTK ma pomysł na ten obiekt, zapewnia jednak, iż pawilon zostanie przebudowany i przystosowany do nowej roli.
A komin jak kopcił, tak kopci. Kolor dymu mało ciekawy, więc paliwem prawie na pewno nie jest drewno. Brawo Wy.
Co ma biedny zrobić, jest od tego aby kopcił, jak to komin.
A już myślałem ,że wyburzą wreszcie ten garaż w sąsiedztwie z 1965.Równica to wzorcowy przykład przeinwestowania terenu i skutecznego zniszczenia walorów tego miejsca .
Dorota! Budujemy tu osiedle dla kur!
Weź pana Józka do spółki, znawcę od kurczaków.
Ile kosztował spółkę Karpaty i nowego najemcę remont? To tak aby Hermenegilda mogła porównać z ceną 20 zł za małą colę co szkoda wydać.
Fujaro to są kwoty które w twojej głowie się nie mieszczą.
Jakie? – chciałbym wiedzieć co mi się w głowie nie mieści, póki co wiem, że w głowie podszywacza mieści się kwota 20 zł.
Ty tam lepiej konto sprawdź czy ci 13tke przelali,będziesz miał na wino😂
Zapach potu i wilgotnych skarpet..uwielbiam klimat schroniska i do tego mała cola za 20zł.
Nikt ci podszywacz nie broni kupić dużą colę z mężem na pół – zyskacie. Umyj się przed wejściem do schroniska, nie będzie zapachu.
Czyli ty podszywacz przemierzając szlaki pachniesz?
Oczywiście, biorę ze sobą flaszkę perfum i co jakiś czas polewam.
Nie wystarczy podszywacz,zapach potu i tak cię powali,chociaż butów nie ściągaj.
Nie podszywacz, powala mnie polewanie
Z fujarki?
Masz wilgotne? Po wyjeździe samochodem? Latem czy zimą?:))
Cały czas jestem wilgotna
No, masz podszywacz adwersarza na poziomie – do dzieła.