FELIETON
Wielodniowa wędrówka po górach z nocowaniem w schroniskach to gwarancja niezapomnianych przeżyć w wyjątkowej atmosferze, ale i… drenażu portfela. Taka forma spędzenia wakacji, na którą jeszcze kilka lat temu mógł sobie pozwolić niemal każdy, dzisiaj kosztami może przewyższać pobyt w innych popularnych miejscach.
Jeszcze przed „epoką” covidu górskie wyprawy z nocowaniem w beskidzkich schroniskach nie wiązały się z dużymi wydatkami. Nocleg można było mieć nawet za trzydzieści złotych, pościel za dychę, a obiad za kilkanaście. Ceny były na tyle adekwatne do zarobków i cen w dolinach, że podczas wielodniowych wypraw można było darować sobie pakowanie do plecaka namiotu, sprzętu do gotowania i prowiantu. Warto było zabrać ze sobą słodycze, bo – jak wiadomo – te oraz rozmaite przekąski zawsze w schroniskach były drogie.
Minęło kilka lat, a schroniskowa rzeczywistość uległa diametralnej zmianie, choć nie tylko za sprawą cen. Dziś za nocleg w schronisku zapłacimy od 70 do 120 zł. Komplet pościeli to z reguły wydatek 20 zł. W wielu przypadkach mniej zapłacimy za noc, i to w bardziej komfortowych warunkach, w pensjonatach, zlokalizowanych w dolinach, ale też na szlakach turystycznych.
Trudno powiedzieć, czy to za sprawą wysokich cen, ale w środku wakacyjnego sezonu – nie licząc weekendów – bez żadnego problemu znajdziemy w schroniskach wolne miejsca w pokojach, więc nawet nie trzeba się martwić koniecznością wcześniejszej rezerwacji.
Ceny w schroniskowych bufetach są już iście restauracyjne, a dwukrotnie wyższe, aniżeli w lokalach z domowych jedzeniem w mieście. Za zupę musimy zapłacić minimum 20 zł. Tyle samo za śniadanie. Ceny takich dań obiadowych, jak schabowy, filet z kurczaka i placki z gulaszem przekraczają już 50 zł. Są schroniska, w których talerz z pięcioma pierogami będzie nas kosztować 45 zł. Może piwo do popicia? Niemal wszędzie wołają już 20 zł, a to więcej, niż choćby w centrum Bielska-Białej.
Jak łatwo policzyć, jeden dzień w schronisku – wraz z obiadami – czteroosobową rodzinę będzie kosztować 500-600 zł. Jeśli do tego zamówić pościel, a prócz obiadu także śniadania, coś na kolację, kilka przekąsek, napoje i parę gadżetów ze sklepiku – nawet 1 tys. zł.
Nie się co pastwić nad poziomem cen, bo nie o chciwość zarządzających obiektami tutaj chodzi, skoro inflacja dotknęła wszystkich sfer życia i w dolinach też tanio nie jest. Na dodatek do niektórych schronisk transport towarów jest długi i uciążliwy. Warto jednak dostrzec zmiany, jakie zachodzą w górskich schroniskach. Niegdyś miejsca, które gwarantowały nocleg w spartańskich warunkach i coś na ząb tanim kosztem, dziś powoli zdają się zamieniać w restauracje i ośrodki wypoczynkowe. I często jest to odpowiedź na zapotrzebowanie turystów, którzy odwykli od siermiężnych warunków i spodziewają się wygód i posiłków, niczym w dobrych hotelach. Stąd wiele schronisk zdecydowanie poprawiło jakość potraw, a porcje na ogół pozwalają najeść się do syta. Od zawsze z wyśmienitego jedzenia słynęły choćby schroniska na Przegibku czy Hali Lipowskiej. To drugie wyróżnia się szczególnie piękną stroną wizualną serwowanych dań, niczym z dobrej restauracji. W lodówkach i kranach trudno już spotkać koncernowe sikacze, bowiem królują piwa lokalne i rzemieślnicze najwyższej jakości.
Zmieniają się też wystrój i wyposażenie schronisk oraz poszerza ich oferta. W środku znajdziemy sale gier, instrumenty, często telewizor, biblioteczki, sauny, odnowione i komfortowe łazienki z ciepłą wodą, co jeszcze kilkanaście lat temu nie było takie oczywiste. Przed schroniskami do dyspozycji nieraz mamy hamaki, leżaki, place zabaw, a nawet – jak na Hali Rysianka – boiska do siatkówki i koszykówki. Kto nie chce lub nie może chodzić albo taszczyć bagażu, może poprosić obsługę o zamówienie usługi… kierowcy samochodu terenowego. Zarządcy niektórych schronisk organizują też coraz więcej ciekawych wydarzeń i imprez. Poprawia się i jakość obsługi, która potrafi dziś spełniać rozmaite zachcianki swoich gości. Jedyne, co się nie zmienia w takim tempie, to wnętrza pokoi noclegowych, bo też ich mały metraż nie pozwala na szaleństwa. Łóżka najczęściej są stare, a jeśli nowe, to umiarkowanie wygodne. Przybywa tylko mebli, które ułatwiają turystom rozlokowanie swojego bagażu.
Niektórzy mogą się zżymać na narzekania dotyczące wysokich cen. Bo jest grupa turystów, która stara się być oszczędna i samowystarczalna. Śpi w namiocie, posiłki przygotowuje za pomocą butli gazowej i dźwiga sporo prowiantu. Taka forma przemierzania Beskidów nie jest jednak dla wszystkich. Poza tym, za nocowanie pod schroniskiem również trzeba zapłacić. Na Wielkiej Raczy, na przykład, 35 złotych od osoby, czyli tyle, ile przed kilkoma laty w większości schronisk za noc w pokoju.
Schroniskowa rzeczywistość zmienia się więc na naszych oczach. Rośnie komfort, jest ładniej i smaczniej, oferta jest coraz bogatsza, tylko – utyskują miłośnicy Beskidów – gdzieś po drodze ulatnia się niepowtarzalny klimat górskich schronisk.