Bielsko-Biała Sport Czechowice-Dziedzice

Wielki marsz Pauliny Paszek na olimpijski szczyt. Opowiedziała nam, jak trafiła do kadry Niemiec

Kajakarka Paulina Paszek, wychowanka czechowickiego „Górnika”, zdobyła srebro i brąz na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. 27-latka od kilku lat reprezentuje nie polskie, ale niemieckie barwy. Pod koniec 2022 roku zawodniczka w szczerej rozmowie, przebywając w Stanach Zjednoczonych, opowiedziała nam o swoich skomplikowanych losach. O tym, jak pojechała za pracą do Niemiec, jak znalazła sobie miejsce w tamtejszej kadrze i o tym, że chce pokazać się z jak najlepszej strony na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Jej sen się właśnie spełnił, a Polska może tylko żałować…

Zapraszamy do przeczytania artykułu redaktora Artura Jarczoka, przygotowanego niemal trzy lata przed obecnymi igrzyskami.

Tak to się po prostu potoczyło!

Korzystam z możliwości, które dało mi życie

Paulina Paszek, czołowa polska kajakarka, po kontuzji w 2018 roku została odsunięta od kadry. Pomimo chęci i prób, w biało-czerwonych barwach nie miała już okazji wystartować. Po szczęśliwym splocie wydarzeń znalazła się w Niemczech, a tam trafiła do kadry zachodniego sąsiada. Do nikogo jednak żalu nie ma. Korzysta z życia i wyznaje jedną zasadę – „tak miało być!”. O tym, że chce wystartować z czarnym orłem na piersi na igrzyskach w Paryżu w 2024 roku, opowiedziała „Kronice” z Florydy, gdzie przebywała na zgrupowaniu.

 

Iskrzycka: chodź, spróbujesz

Paulina przygodę ze sportem rozpoczęła w Czechowicach-Dziedzicach. Uczęszczała na pływanie do klubu harcerskiego. To właśnie tam poznała Justynę Iskrzycką, kolejną naszą świetną kajakarkę, która na ostatnich igrzyskach zdobyła medal olimpijski. Justyna wtedy dla zabawy chodziła na kajaki do czechowickiego klubu Górnik. – Pewnego razu zaproponowała, żebyśmy poszły na trening razem. „Chodź, spróbujesz, pobawimy się”. I tak bawimy się do dzisiaj – mówi Paulina.

Początki jednak łatwe nie były. – Wszyscy myślą, że to pikuś utrzymać się w kajaku na wodzie. Tymczasem jest on bardzo wywrotny, w końcu to nie kajak turystyczny. Początki były jednak bardziej zabawą i rozrywką, więc kolejne przypadkowe kąpiele nie zniechęcały.

Na początku startowała w zawodach w najbliższym regionie. – Chyba jakiś talent prześwitywał, bo dość szybko zaczęłyśmy z Justyną zdobywać medale. Wiadomo, że była to tylko kategoria dzieci, ale zawsze plasowałyśmy się w czołówce. Na tle innych wyglądałyśmy bardzo dobrze, więc zapał był – wspomina Paulina.

Później przyszedł czas poważniejszych decyzji – co zrobić z tym talentem. – Czy jeszcze dołożyć pracy, starać się czy nie… Nasz trener wysłał nas do internatu w Wałczu, bo wiedział, że już się tutaj nie rozwiniemy. Nie był w stanie bardziej nam pomóc ze względów zdrowotnych i możliwości, jakie wtedy dawał klub Górnik. Więc wyruszyłyśmy w „świat”.

Poważne starty rozpoczęły się w wieku juniora. Pierwsze, na których wystartowała Paulina, to mistrzostwa Europy w Poznaniu. W „czwórce” zdobyła trzecie miejsce na dystansie olimpijskim. Później z Justyną zostały mistrzyniami świata w 2014 roku. – Każdy rok, kiedy robiło się dobre wyniki, napędzał do dalszej pracy – mówi. W 2018 roku w duecie Paszek i Iskrzycka zostały mistrzyniami Europy seniorów w nieolimpijskiej konkurencji K-2 na 1000 m. Świetnie było też na mistrzostwach świata, gdzie Paulina zdobyła srebro w tej samej konkurencji.

Kontuzja

Jak się okazało, 2018 był początkiem wielkich zmian w jej życiu. Takiego scenariusza raczej nikt by się nie spodziewał. Rozpoczęło się od nieszczęsnej kontuzji jesienią. – Kontuzje u sportowców nie dzieją się tak „o”… Jest to dłuższy proces. W pewnym momencie wychodzą błędy popełnione podczas treningu. Przez miesiąc czy dwa pływałam z urazem, który się pogłębiał. W pewnym momencie wiedziałam, że trzeba coś zrobić. Nie miałam wyjścia, musiałam przestać i zadbać o zdrowie.

Tomasz Kryk, trener kadry automatycznie odsunął Paulinę od zgrupowań. – Chciałam wrócić do pełni sił i móc dalej trenować. To był priorytet. Nie zastanawiałam się, czy wrócę do kadry, czy nie. Zabrakło mi jednak po prostu rozmowy, wyjaśnienia pewnych rzeczy, dlaczego nie jestem powoływana, tym bardziej że kontuzji nabawiłam się podczas startów dla reprezentacji… Nie było to jednak dla mnie przykre. Jestem taką osobą, że zaczęłam szukać rozwiązania aktualnej sytuacji. Jeżeli nie ma się odpowiednich ludzi wokół, to zostaje się z nią samemu. Byłam w dobrym położeniu, bo miałam stypendium, więc mogłam pozwolić sobie na powrót do sprawności. Poza tym, miałam szczęście trafić na bardzo dobrych ludzi, którzy bezinteresownie mi pomagali. Pomagał AZS Katowice, MKS Czechowice-Dziedzice, osoby z kliniki i trenerzy.

Małe kroki, małe cele

Przez dłuższy czas próbowała wrócić do zdrowia. Kiedy w końcu się udało, przez kilka miesięcy trenowała sama. – Nie myślałam do przodu, nie zastanawiałam się, co będzie dalej. Nie myślałam o kadrze. Była to droga małych celów. Jeden to zdrowie – odhaczone, następnie treningi – ok, teraz chciałam wypływać ileś kilometrów – zrobione. Stawiałam małe kroki. Nie wybiegałam na siłę w przyszłość, nie wywierałam sama na sobie niepotrzebnej presji. Dałam sobie czas na to, co będzie – tłumaczy.

W końcu wystartowała w mistrzostwach Polski, jednak powołania do kadry nie otrzymała. Ze względu na aktualną sytuację, wyjechała za pracą do Niemiec. W Hanowerze została instruktorem na siłowni. – Przewartościowałam swoje życie, a to dużo uczy. Patrzyłam na wszystko z innej perspektywy. Trochę się zdystansowałam. Oczywiście nie chciałam kończyć kariery. Dałam sobie oddech i nie myślałam o tym, co będzie… Czasami w takich przypadkach spotykają nas niespodziewane rzeczy.

Jak się okazało, ryzyko się opłaciło. Szczęśliwy splot wydarzeń spowodował, że po jakimś czasie w Hanowerze udała się do tamtejszego klubu, by odświeżyć swoją „znajomość” z kajakiem. – Często wiele osób pyta mnie, jak to się stało, że się tu znalazłam. Zawsze mówię, tak miało być, tak to się po prostu potoczyło.

Okazało się, że trenerem tamtejszego klubu jest Jan Francik, który pochodzi ze Śląska. – Znów trafiłam na dobrą osobę w swoim życiu. I znów mogłabym powiedzieć, tak to się po prostu potoczyło. Byłam otwarta na nowe możliwości. Zobaczyłam, że można trochę inaczej, że można się cieszyć tym, co się robi i robić coś z pasją. Zobaczyłam, jak mogę się czuć, trenując i jak tak naprawdę chcę się czuć. Na pewno dużo dało też, że trener mówi po polsku i mogliśmy się świetnie dogadać.

Długa droga do niemieckiej kadry

Na początku tylko pływała w klubie, ale nie mogła do niego należeć. Trzeba było spełnić długą listę formalności związanych z dokumentami. Kiedy to się udało i otrzymała zgodę od polskiego związku, można było wszystko dopiąć na ostatni guzik. – Choć nie startowałam jeszcze w barwach klubu, otrzymałam stypendium, a przy okazji duży kredyt zaufania. Uwierzyli tam w moje słowa, że osiągniemy wspólnie założony cel.

Pierwsze niemieckie eliminacje wypadły całkiem dobrze, bo Paulina na 200 metrów była druga, a na 500 metrów czwarta. – Już wtedy byłam w czołówce – dodaje.

W 2020 roku rozpoczęła starania o niemiecki paszport. Jednak wybuchła pandemia i wszystko się przedłużało. – Kwalifikacje wypadły dobrze. Do igrzysk zostało kilka miesięcy, a czas oczekiwania, ze względu na pozamykane wszystkie biura, w których podanie utknęło, znaczącą się wydłużał. Miałam nadzieję, że jakimś cudem uda się uzyskać paszport i pojechać na olimpiadę. Tym bardziej że w eliminacjach załapałam się do czołówki.

Paszport został jednak wydany dopiero po olimpiadzie. – Tak widocznie miało być – rzuca z uśmiechem. W 2021 roku wystartowała jednak na mistrzostwa świata w niemieckich barwach. Zajęła tam siódme miejsce w „jedynce”. Miałam bardzo długą przerwę od startów na zawodach międzynarodowych. Byłam zadowolona, ale musiałam jeszcze popracować. Było to jednak dobre przetarcie. Później przyszedł czas powołań do pierwszej, olimpijskiej kadry. I już w niej zostałam.

Deutschlandlied, czyli do hymnu

Cel dla Pauliny jest jasny i wyraźny. Chce wystartować z reprezentacją Niemiec w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. – Chciałabym się jednak teraz skupić na stawianiu małych kroczków, które przede mną. W przyszłym roku na mistrzostwach świata chcę wypaść jak najlepiej i wywalczyć liczbę miejsc dla federacji na igrzyska. Przede mną są starty na pucharach świata i mistrzostwach świata w Krakowie.

Czy myślała o uczuciu, jakie będzie w przypadku zwycięstwa i konieczności odsłuchania niemieckiego hymnu Deutschlandlied? – Nie myślałam o tym, oczywiście mamy cel. Ale nie zaprzątałam sobie głowy tym, jak będę się czuła. Kiedy przyjdzie ten moment, to wtedy będę mogła powiedzieć więcej (śmiech). Wiem, że Polacy są patriotami. Ale ja podchodzę do tego z chłodną głową i neutralnie. Tak się stało, tak miało być. Korzystam z możliwości, które dało mi życie. Nie rozpaczam, że mogło być inaczej, że mogłam występować dla Polski. Nie chcę tak robić, cieszę się życiem i tym, co mi przyniosło. W kadrze czuję się dobrze, zostałam świetnie przyjęta. Nie dają mi odczuć jakiegoś dyskomfortu. Mam cudowną partnerkę, z którą startuję w „dwójce”. Na mistrzostwach świata przegrałyśmy złoto z Polkami. Moja partnerka, kiedy stałyśmy na podium podczas hymnu Polski, powiedziała do mnie: „śpiewaj, ja też bym śpiewała”. Sport łączy. Tak będę na wszystko patrzeć. Nie przez pryzmat żalu, że gdybym stanęła na najwyższym stopniu, będę musiała wysłuchać hymnu Niemiec, ale że tak się życie potoczyło, tak miało być – kończy.

Na zdjęciu Paulina Paszek pierwsza z lewej. Fot. Team Deutschland

google_news