Niedawno kibice emocjonowali się rywalizacją skoczków podczas wiślańskich zawodów FIS Grand Prix. Konkursy nie przyniosły biało-czerwonym przełamania po dość przeciętnej zimie. O swoich przemyśleniach na temat aktualnej sytuacji skoków narciarskich oraz planowanych zmianach w najbliższej przyszłości opowiedział nam prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz.
Jakie przemyślenia ma Pan po wiślańskich konkursach FIS Grand Prix?
Myślę, że gdzieś tam w naszych oczekiwaniach liczyliśmy na zdecydowanie więcej. Z drugiej strony patrząc na to, jak wyglądały poprzednie lata, czy nawet ostatni rok, gdzie latem było zdecydowanie lepiej, a później zima wyglądała jak wyglądała, to uważam, że jednak powinniśmy się skupić głównie na przygotowaniach do zimy. Mamy teraz nowego dyrektora sportowego, który będzie koordynował pewne sprawy. Krótko mówiąc, oczekiwaliśmy zdecydowanie lepszych rezultatów i na pewno potrzebne jest spotkanie z analizą tego, co się stało, niemniej zobaczyliśmy przynajmniej, w jakim miejscu jesteśmy w danym momencie. Trzeba więc podgonić.
Drugi konkurs w Wiśle był jednak lepszy niż ten pierwszy, ale rzeczywiście na kolana nie rzuciły.
Jeśli chodzi o same wyniki, to na pewno, jednak jak mówiłem, oczekiwaliśmy czegoś więcej. Trzeba pamiętać, że w Wiśle nie było większości najlepszych zawodników. Wiemy natomiast doskonale, że Norwegowie akurat w tym momencie są naprawdę na wysokim poziomie. Podobnie jak pozostali skoczkowie, którzy tam trenują, bo zarówno Amerykanin Tate Franz czy Estończyk Artti Aigro osiągali świetne rezultaty. Widać więc, że gdzieś tam ich system funkcjonuje.
Jednak zima jest najważniejsza i to ona zweryfikuje tak naprawdę, kto jest w jakim miejscu.
Dlatego ja bym tutaj ostrożnie podchodził do tego, co się teraz dzieje, bo wiadomo, że wszyscy bardzo mocno są ukierunkowani na sezon zimowy. Często wyniki, które pojawiają się latem, nie mają w stu procentach odzwierciedlenia zimą. Popatrzmy choćby na zeszły rok, gdzie latem dominował Bułgar Zografski, a później zimą go praktycznie nie było w rywalizacji o najwyższe miejsca. Na spokojnie bym tutaj podchodził do tych wyników, ale spotkanie ze sztabem jest konieczne, bo ten poziom zaprezentowany w Wiśle nie jest tym, co by nas zadowalało. Grunt to wszystko dobrze przeanalizować, wyciągnąć wnioski i solidnie pracować, by dobrze przygotować się do zimy.
W czym ma pomóc nowy dyrektor sportowy PZN Alexander Stoeckl. Za co będzie odpowiedzialny i jaka jest jego rola?
Alex jest w zasadzie odpowiedzialny za całość i stworzenie przede wszystkim naszego, polskiego systemu. My od dobrych paru lat próbujemy go wdrożyć, czerpiąc z różnych systemów, trochę z norweskiego, austriackiego czy niemieckiego, ale nie do końca to daje efekty, dlatego że mimo wszystko jesteśmy inni jako Polacy. Po prostu inaczej pracujemy i możemy pewne elementy od pozostałych krajów pozyskać, ale docelowo musimy stworzyć swój własny system. Nowy dyrektor sportowy ma za zadanie opracować taki, który mógłby u nas funkcjonować.
To znaczy, że przed Alexandrem Stoecklem sporo pracy. Pewnie dopiero poznaje nasze realia?
Podoba mi się fakt, że od momentu, jak zaczęliśmy rozmawiać i współpracować, Alex bardzo dużo notuje. Spotyka się z trenerami i to nie tylko tymi z kadry, ale również klubowymi. Rozmawia z nimi, rozmawia także z zawodnikami i myśli, jak to wszystko miałoby wyglądać, jakby miało się zmienić. Jest to osoba, która jest bardzo szanowana w świecie skoków narciarskich. Ma autorytet wśród trenerów i zawodników, więc na pewno nie będzie sytuacji, że przyjdzie do trenera klubowego czy skoczka i usłyszy zdanie typu „po co on tutaj przyszedł” czy „co on tam wie o skakaniu”. Mamy w związku nadzieję, że jego praca przyniesie efekty i zafunkcjonuje w końcu polski system szkolenia. Zresztą też po to go powołaliśmy na to stanowisko.
Rozumiem, że będzie on szefem trenerów kadr i nie tylko?
Na pewno będzie szefem Thomasa Thurnbichlera, który jest głównym trenerem kadry skoczków. Zresztą każdy z trenerów Polski na dzień dzisiejszy jest pod zwierzchnictwem Alexa, więc siłą rzeczy musi z nim współpracować dla dobra kadry. Nie jest jednak tak, że Alex tylko narzuca swoje założenia. On sporo dyskutuje i rozmawia z ludźmi na temat, co powinniśmy zmienić, co jest dobre, a co nie. Na tej zasadzie to działa i oby przyniosło pozytywne rezultaty.
Na końcu jednak przyjdzie Pan prezes i pozamiata.
Powiem szczerze, że tak chyba nie będzie (śmiech). Była sytuacja, nawet nie tak dawno, gdzie faktycznie rozmawiałem z Thomasem o sprawach szkoleniowych i potem przyszedł do mnie Alex, mówiąc: Adam to jest moja działka, teraz ja to mam robić. Taką zresztą hierarchię musimy mieć ustaloną i to jest fajne, dlatego że w tym momencie zejdzie mi z głowy wiele spraw, które, jakby nie było, gdzieś mi tam trochę ciążyły. Mam dużo swojej pracy jeśli chodzi o cały związek, gdzie mamy wiele dyscyplin, więc muszę się zajmować organizacją i pilnowaniem pewnych, innych rzeczy, szczególnie finansów. Na dzień dzisiejszy wyznaczyliśmy jednego dyrektora sportowego, ale w każdej dyscyplinie będzie koordynator, który za tę dyscyplinę będzie odpowiedzialny. Trenerzy mają się bezpośrednio zwracać do tych osób z problemami, a ja jestem jakby na końcu tego wszystkiego. Ja będę tą osobą, która koordynatorów i dyrektora sportowego będzie rozliczać.
Czyli więcej będzie pracy w węższym gronie?
Dokładnie. W mniejszym gronie będziemy się spotykać, częściej będą przygotowywane raporty, bo wydaje mi się, że musimy naprawdę mocno nad tym usiąść. Do tej pory trenerzy i sztaby miały sporo wolnej ręki, a myślę, że oni też potrzebują więcej kontroli.
Po zakończeniu sezonu mówił Pan, że potrzebne są zmiany w szkoleniu. Co zatem się zmieni, bo rozumiem, że celem jest pozyskanie dla reprezentacji większej ilości młodych zawodników?
Od jakiegoś czasu wprowadziliśmy zasadę, że juniorzy przygotowują się w szkołach mistrzostwa sportowego i tam widzimy duży progres. Trener selekcjoner typuje zawodników, którzy mają jechać na zgrupowania i na zawody, więc tam jest cały czas konkurencja. Skoczkowie stale muszą walczyć o miejsce w kadrach i nie mogą odpuszczać. Wiem, że w wielu krajach jest tak samo. U nas do tej pory wyglądało to tak, że były powoływane kadry seniorskie czy juniorskie, więc często ci zawodnicy czuli się bezpiecznie. Wiedzieli, że są w tych kadrach i już nie wypadną, mając zapewnione miejsce, z kolei ci pozostali mieli ciężko się dostać do jakichkolwiek kadr czy na jakiekolwiek zawody. To już zmieniliśmy i myślę, że to zaczęło funkcjonować, choć na początku było bardzo ciężko przekonać do tej zmiany przede wszystkim trenerów. Docelowo jednak tak to ma wyglądać. Jeśli chodzi o same kadry, to teraz ta seniorska trenuje też zupełnie inaczej. Kamil Stoch ma swój team, z którym się przygotowuje do sezonu. Piotrek Żyła z Dawidem Kubackim trenują indywidualnie, już trochę inaczej. Natomiast trenerzy, którzy są w kadrach, mają się skupić na tych młodszych zawodnikach. Zauważamy, że jest tam bardzo duży potencjał, ale cały czas czegoś brakuje. Nie wiem czy to jest po prostu kwestia techniki, czy samo podejście młodych ludzi do sportu, które obecnie jest inne, ale ciągle brakuje jakiegoś elementu, który by sprawił, żeby oni się przebili do czołówki.