Podczas silnych podmuchów wiatru, jakie nawiedziły Podbeskidzie z końcem września, na ulicy Dmowskiego w Bielsku-Białej doszło do niebezpiecznego i kosztownego w skutkach zdarzenia.
Na zaparkowane wzdłuż jezdni, na wyznaczonych (płatnych) miejscach postojowych samochody, spadły odłamane od rosnącego w pobliżu drzewa, ogromne konary, poważnie uszkadzając dwa pojazdy (toyotę Rav-4 i opla Merivę). Wczoraj, blisko miesiąc po tym wydarzeniu, przecięto koronę feralnego drzewa. Czy jednak wykonane prace pielęgnacyjne uchronią w przyszłości przed takimi zdarzeniami, jak to z września? Co do tego można mieć wątpliwości.
Chodzi o ogromną topolę rosnącą tuż przy ulicy, na skraju chodnika dla pieszych. Topole, zwłaszcza tak stare, to bardzo kruche drzewa, dość łatwo łamiące się podczas wichur. To co wydarzyło się we wrześniu, to nie pierwszy raz, gdy od opisywanej topoli coś się oderwało i z hukiem spadło na ziemię. Właściwie dzieje się tak podczas każdej większej wichury. Gdyby drzewo rosło gdzieś w „polach” nie byłoby problemu. Niestety stoi w centrum miasta, w miejscu, gdzie codziennie pod jego rozłożystymi gałęziami przechodzą tysiące osób, nie licząc przejeżdżających czy parkujących przy jezdni aut. Na razie nie doszło tam do tej pory do jakiegoś większego nieszczęścia, choć parkujące auta już nie raz były uszkadzane przez spadające gałęzie i konary (kilkakrotnie strażacy musi też usuwać je z jezdni). Może więc warto byłoby, aby osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo mieszkańców miasta, jeszcze raz przyjrzały się tej konkretnej topoli. Wydaje się bowiem, że jej rozłożysta, sięgająca wysoko ku niebu korona powinna być bardziej zredukowana niż to co zrobiono z nią wczoraj.