Mieszkaniec Bielska-Białej zarabiał na kontrowersyjnych transmisjach z domu Krzysztofa Kononowicza. Po śmierci tego jedynego w swoim rodzaju celebryty wytoczono przeciwko bielszczaninowi zarzuty największego kalibru. On sam czuje się… ofiarą i przekonuje, że dla „Krzyśka” robił wszystko, co mógł.
Krzysztof Kononowicz zmarł 6 marca w hospicjum. Miał 62 lata. Pisaliśmy o tym ze szczegółami tutaj.
Już w 2022 roku donosiliśmy o kontrowersjach związanych z transmisjami na żywo z domu niedoszłego polityka. Za sprawą kanału na platformie YouTube, zarządzanego przez bielszczanina, prowadzącego firmę na Żywiecczyźnie, można było śledzić każdy krok Krzysztofa Kononowicza. Filmy te były podawane jako jaskrawy przykład zjawiska patostreamingu z racji prezentowania treści, takich jak libacje alkoholowe czy wulgarne kłótnie między Kononowiczem i jego współlokatorem.
Prowadzący kanał na YouTube bielszczanin od początku spotykał się z zarzutami bezdusznego wykorzystywania schorowanego człowieka. Już trzy lata temu wszystkiemu zaprzeczał, a także wyliczał korzyści, jakie dzięki „współpracy” z nim ma Kononowicz. Co mówi dzisiaj, gdy przedwcześnie zmarł znany mu od lat człowiek, a zarazem kontrowersyjne źródło jego dochodów wyschło?
– Śmierć Krzyśka jest dla mnie smutnym przeżyciem, bo pomimo jego trudnego charakteru, przez tych prawie pięć lat przywiązałem się do niego. Mimo tego, jaki był, ufał mi i pewne rzeczy mogłem tylko ja z nagrywającym dla niego zrobić. Remont, sprzątanie, higiena czy zdrowsza dieta – to była z nim zawsze nieustająca walka, bo człowiek chciał mu pomóc, a on zawsze wiedział lepiej, co jest dla niego lepsze. Miałem nadzieję, gdy go odwiedziłem w szpitalu pod koniec stycznia, że idzie to ku dobremu, bo miał świadomość, wiedział, kim jesteśmy i chciał się z nami komunikować. Rurka w gardle nie pozwalała mu na wydobycie z siebie dźwięku, więc próbowaliśmy czytać z ruchu ust lub pytaliśmy go, czego potrzebuje, a on głową kiwał na „tak” lub „nie”, na przykład chciał się napić wody. Ja go odwiedziłem, gdy nie spał i był świadomy, a inne osoby robiły filmy i zdjęcia, gdy leżał i spał lub był po środkach uspokajających, dlatego tak źle na tych zdjęciach wyglądał – opisuje mieszkaniec Bielska-Białej. – Do szpitala trafił pod koniec grudnia, gdy okazało się, że zachorował na antybiotykoodporne zapalenie płuc. Nie sądziłem, że po kilkudniowym pobycie w hospicjum on umrze. Nie wiem, co tam się wydarzyło i dlaczego. Bardzo nad tym ubolewam – dodaje.
O problemach zdrowotnych Krzysztofa Kononowicza było wiadomo od lat. Roi się od zarzutów kierowanych w stronę prowadzących transmisje, ale ci samych siebie przedstawiają bardziej jako opiekunów, którzy robili co mogli. – Gdy wzywaliśmy pod koniec zeszłego roku karetkę, bo Krzysztof był zdezorientowany i martwiliśmy się o niego, to dwa pierwsze zespoły odmówiły zabrania go do szpitala. Dopiero za trzecim razem wymusiliśmy stanowczo zabranie go, bo już był z nim słaby kontakt – wskazuje bielszczanin. – Kilka lat temu po powrocie ze szpitala miał potężne odleżyny. Zorganizowaliśmy pielęgniarkę i uratowaliśmy mu życie, bo częste wizyty tej cudownej pani pomogły całkowicie wyleczyć te odleżyny. Zwracałem się w 2020 roku do służb, ale nikt nie reagował, więc zobowiązaliśmy się wziąć to na siebie na tyle, na ile potrafiliśmy i na tyle, na ile prawnie mogliśmy, narażając się właśnie na różnego rodzaju zarzuty o niewłaściwą opiekę. Pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie przychodzili cyklicznie, sami od siebie, ale też często na zgłoszenia widzów. MOPR nie wykazywał nieprawidłowości, natomiast sam Krzysztof kategorycznie odmawiał pomocy ze strony MOPR-u – twierdzi twórca internetowego kanału.
Realizujący transmisje z domu Krzysztofa Kononowicza utrzymuje, że nawet prawo stanęło po jego stronie. Jego krytycy natomiast bez ogródek stwierdzają, że wykorzystywał schorowanego człowieka, by zarabiać na jego sławie, nie pomagał mu w wystarczający sposób, a nawet szkodził i że podobne praktyki są sprzeczne z normami społecznymi i można je wręcz przyrównać do handlu ludźmi. – W sierpniu 2023 roku Krzysztof Kononowicz był przesłuchiwany w sprawie jego rzekomego wykorzystywania przez nas w obecności biegłego psychologa. To wszystko było na zgłoszenie KRRiT po programie „Sprawa dla reportera”. Moją firmę sprawdziły też UODO oraz PIP i nie wykazano żadnych nieprawidłowości. Nigdy nie miałem postawionych żadnych zarzutów, nie byłem ani podejrzany, ani podejrzewany. Nie spotkało to też nikogo, kto pomagał przy kanale – stwierdza krótko.
W dniu śmierci Krzysztofa Kononowicza przede wszystkim bielszczanin, a także inne osoby, które były związane w ostatnich latach z celebrytą, ponownie są atakowane w mediach społecznościowych i udostępniane są ich dane. Na platformie Wykop.pl część internautów pisze wręcz, że to bielszczanin odpowiada za doprowadzenie do jego śmierci.
– Niestety, w Polsce nie jest uregulowane prawnie zjawisko hejtu w internecie. Można zgłaszać stalking, jeśli ktoś nęka cię na żywo. Jeśli obraża cię w internecie, to pole do działania jest znikome. Można zakładać sprawy karne i cywilne, które są drogie i trwają bardzo długo. To przez to właśnie wiele nastolatków popełnia samobójstwo, bo nie ma narzędzi prawnych oraz skutecznych środków do walki z tym zjawiskiem. Jeśli na szczeblu lokalnym (np. szkoła) działa to tak druzgocąco na psychikę człowieka, to proszę sobie wyobrazić, pod jaką presją czasami ja się znajdowałem, skoro ten hejt ma skalę globalną, bo filmy są dostępne na całym świecie. Pod wpływem fałszywej narracji niektórych komentujących, że ja czy ktoś z osób pomagających przy kanale to „oprawca”, nieświadomy widz uruchamia w sobie pokłady nienawiści, grozi mi w mailach, telefonach, przerabia mój wizerunek i wizerunek nawet mojej rodziny, zgłasza do instytucji państwowych. Pojawiają się wrażliwe dane w komentarzach w internecie, w live’ach, pod postami, pod filmami. To są wpisy anonimowe. Osoby, które to piszą wiedzą, że nie ma szans, by poniosły jakiekolwiek konsekwencje prawne – żali się bielszczanin, który pokazuje nam wulgarne i pełne gróźb śmierci maile, które otrzymał w dniu śmierci Krzysztofa Kononowicza. – Portal Wykop.pl bardzo mocno przymyka oko na hejt, stalking i naruszenia dóbr. Ja wielokrotnie zgłaszałem kiedyś „posty” z moimi danymi i wizerunkiem. Przeważnie to usuwali, ale nie blokowali osób, a w miejsce usuniętych postów tworzono ich jeszcze więcej – dodaje i mówi o swoim marzeniu, aby kiedyś prowadzić w szkołach prelekcje na temat ochrony przed hejtem. Krytykuje też swoich… krytyków za obłudę, przekonując, że to oni realizują transmisje internetowe, prosząc w nich widzów o pieniądze, więc i zarabiali na Kononowiczu, i jednocześnie mu szkodzili.
Kanał na YouTube ma pozostać. – To logiczne, że nie będzie już nowych filmów z panem Kononowiczem, ale kanał zostaje jako archiwum, by można było do filmów powracać, a także, bym mógł informować społeczność chociażby o konsekwencjach prawnych, które zostały wyciągnięte wobec największych hejterów – informuje jego twórca.
Historia Krzysztofa Kononowicza i proceder patostreamingu, w który został wciągnięty, aż prosi się o wyciągnięcie wniosków i daleko idące zmiany. Transmitowanie patologicznych zachowań na żywo przyciąga przede wszystkim młodzież, promując najniższe wzorce i doprowadzając do licznych nadużyć, z czym nie radzi sobie prawo, z czym nie radzi sobie YouTube i z czym nie radzą sobie widzowie, którzy swoim wsparciem napędzają wynaturzoną rozrywkę w najgorszym guście.
„No i definitywny koniec zabawy. Będziecie musieli sobie poszukać nowego patostreama” – to jeden z komentarzy na Wykopie, który nadziei na zmianę nie daje.
Artykuł o śmierci Krzysztofa Kononowicza znajdziesz TUTAJ.
Reportaż z 2022 r. znajdziesz TUTAJ.