Bielscy radni podjęli niedawno szereg uchwał dotyczących planów likwidacji niektórych oddziałów przedszkolnych. Powód? Oczywisty: coraz mniej dzieci w mieście. Co będzie dalej?
Jeśli zaproponowane zmiany zostaną zaakceptowane przez kuratorium oświaty, podczas jednej z najbliższych sesji Rada podejmie ostateczną decyzję w sprawie. Chodzi o likwidację ośmiu oddziałów przedszkolnych funkcjonujących w budynkach szkolnych. Są to: Przedszkole nr 15 działające w SP 9 przy ulicy Piłsudskiego, Przedszkole nr 25 mieszczące się w SP 27 przy ulicy Kossak-Szczuckiej, Przedszkole nr 31 działające w SP 25 przy ulicy Pocztowej, Przedszkole nr 51 mieszczące się w SP 1 przy ulicy Dywizji Kościuszkowskiej, Przedszkole nr 56 przy Zespole Szkół Samochodowych i Ogólnokształcących przy ulicy Filarowej, oddziały w Przedszkolu nr 50 działającym w SP nr 33 przy ulicy Łagodnej, w Przedszkolu nr 27, którego oddział działa w budynku parafii ewangelicko-augsburskiej przy ulicy Krakowskiej oraz w Przedszkolu nr 2 działającym przy SP nr 3 przy ulicy Osuchowskiego.
Tym samym od przyszłego roku szkolnego – jak obrazowo przedstawiają to miejscy urzędnicy – w szkołach będą tylko uczniowie, a w przedszkolach przedszkolaki.
200 wolnych miejsc
Jeszcze do niedawna władze miasta rozbudowywały bazę przedszkolną, bo w istniejących placówkach brakowało miejsc. Gmina – zgodnie z obowiązującymi przepisami – ma obowiązek zapewnić miejsce w publicznym przedszkolu każdemu dziecku, którego rodzice wyrażą taką chęć (dzieci 6-letnie mają obowiązek uczęszczania do przedszkola). Dodatkowo od kilku lat do przedszkoli przyjmowane są dzieci już od trzeciego roku życia. To również zwiększyło zapotrzebowanie na miejsca w gminnych przedszkolach. Budowano więc sporym wysiłkiem finansowym kolejne placówki.
Teraz okazuje się, że sytuacja zmieniła się diametralnie. Dzieci w wieku przedszkolnym jest w mieście coraz mniej i nie potrzeba już tak dużej bazy, aby zapewnić wszystkim chętnym miejsce w przedszkolu. Pokazał to ubiegłoroczny nabór (na rok szkolny 2024/2025). Okazało się, iż w prowadzonych przez gminę placówkach pozostało (po tak zwanym naborze uzupełniającym) blisko 200 wolnych miejsc. Mówiąc obrazowo, oznacza to, że można by z powodzeniem zamknąć jedno duże przedszkole, a i tak miasto byłoby w stanie zapewnić opiekę przedszkolną wszystkim małym bielszczanom.
To właśnie skłoniło Ratusz do podjęcia kroków związanych z restrukturyzacją bazy przedszkolnej. Na początek postanowiono zlikwidować oddziały działające na terenie szkół. Na tym jednak się nie skończy. Piotr Kucia, wiceprezydent Bielska-Białej odpowiedzialny za bielską oświatę, w rozmowie z KRONIKĄ przytacza dwie liczby, mówiące sporo o coraz gorszej sytuacji demograficznej miasta. W 2018 r. zostało zameldowanych w Bielsku-Białej 1524 nowo narodzonych dzieci, a w 2023 r. tylko 847. Oznacza to o blisko połowę spadek urodzeń w ciągu zaledwie pięciu lat!
Co będzie dalej? Wiele wyjaśni najbliższy – rozpoczynający się już w marcu – nabór do przedszkoli na kolejny rok szkolny. Jeśli faktycznie obłożenie będzie jeszcze mniejsze niż w tym roku, to niewykluczone, że „pod nóż” pójdą kolejne placówki. W pierwszej kolejności przedszkola działające w lokalach nienależących do gminy lub takie, których siedziby, z uwagi na zły stan techniczny, wymagają dużych remontów. Likwidacja oddziałów przedszkolnych działających w szkołach nie będzie oznaczać fali zwolnień wśród personelu.
Analizowane scenariusze
To jednak nie koniec problemów. Za trzy, może cztery lata niż demograficzny dotrze do szkół. Czy trzeba będzie zamykać niektóre szkoły w Bielsku-Białej? Piotr Kucia na razie woli nie wypowiadać się zbyt szeroko na ten temat. Tłumaczy, że miasto ma jeszcze trochę czasu, aby przygotować się na nadchodzącą sytuację. Na razie analizowane są możliwe scenariusze.
Problem dotyczy bardziej szkół podstawowych niż ponadpodstawowych. W tych drugich, około połowa uczniów to osoby spoza Bielska-Białej. Trudno więc sytuację demograficzną panującą w mieście przełożyć w prosty sposób na to, jak kształtować się będzie w przyszłości zainteresowanie ofertą edukacyjną poszczególnych szkół średnich i zawodowych. Co innego szkoły podstawowe, gdzie zdecydowaną większość uczniów stanowią mieszkańcy miasta. Spadek liczby uczniów w szkołach może przynieść i pozytywny efekt – jak zauważa wiceprezydent Kucia, w niektórych bielskich podstawówkach nauka odbywa się na dwie zmiany. Przy mniejszej liczbie uczniów szkoły te będą mogły zorganizować naukę tylko na jedną zmianę.
Niewykluczone jednak, że pewne zmiany organizacyjne w bielskiej oświacie mogą okazać się w przyszłości konieczne. Jeśli do nich dojdzie to najpewniej w pierwszym rzędzie – tak jak w przypadku przedszkoli – dotyczyć one mogą placówek szkolnych funkcjonujących w oparciu o kilka lokalizacji. Przykładowo zamiast w dwóch budynkach, szkoła będzie mieścić się tylko w jednym. Poza tym niektóre wykorzystywane obecnie na potrzeby szkolne obiekty nie są własnością miasta, więc można zakładać, że to właśnie one – jeśli zajdzie taka potrzeba – mogą w pierwszej kolejności zostać „opróżnione”.
Co się odwlecze?
Dodajmy dla pełniejszego obrazu sytuacji, że jeszcze na początku lat 90. ubiegłego wieku w bielskich szkołach naukę pobierało około 40 tysięcy młodych ludzi. Kilkanaście lat temu było ich już tylko około 30 tysięcy. Obecnie do miejskich szkół uczęszcza około 27 tysięcy dzieci, z czego około 1000 to dzieci mieszkających w mieście imigrantów z Ukrainy.
W obliczu zmian demograficznych i nadchodzącego niżu już 13 lat temu władze miasta postanowiły zreformować sieć bielskich placówek oświatowych. Planowano m.in. likwidację niektórych szkół, a także scalenie i przenosiny kilku innych. Plany Ratusza napotkały jednak na stanowczy opór, głównie ze strony rodziców. W efekcie władze miasta wycofały się z większości proponowanych rozwiązań. To, czego nie udało się w tamtym czasie przeforsować, teraz może okazać się nieuniknione. Z wypowiedzi Piotra Kuci wynika, że władze miasta – przynajmniej na razie – nie planują żadnych radykalnych posunięć. Jeśli natomiast jakieś zmiany okażą się konieczne, to najpierw będą one wcześniej szeroko omawiane i konsultowane ze wszystkimi zainteresowanymi.
Mniej dzieci w szkołach i przedszkolach to także mniejsze zapotrzebowanie na nauczycieli. Czy oznacza to zwolnienia? Niekoniecznie. Jeszcze niedawno w bielskich szkołach zatrudnionych było około 3 tysięcy belfrów. Obecnie około 2,5 tysiąca. Jednak większość z tych osób w sposób naturalny odeszła z zawodu, chociażby na emerytury.
Kilka lat temu władze Bielska-Białej zapowiadały, iż będą próbować ściągnąć do miasta młodych ludzi, aby chcieli tu rozpocząć nowe życie. Najwyraźniej tamte deklaracje na wiele się nie zdały. Spadkowego trendu – jeśli chodzi o liczbę narodzin – władze miasta nie zmienią. Do tego potrzebne są znacznie większe zachęty i profity niż te, jakie potencjalnym rodzicom mogą zaoferować lokalne samorządy.