W dniach od 5 do 31 sierpnia w Cieszyńskim Ośrodku Kultury „Dom Narodowy” można było oglądać wystawę fotografii Janusza Kolondry „Ludzie Kraju Środka”. Z artystą o jego pasji i podróży do Chin rozmawia Małgorzata Krawczyk.
W Chinach spędziłeś kilka lat. Co skłoniło Cię do tej podroży?
Zaczęło się od chęci zrealizowania marzenia w 2010 roku, jakim od zawsze była podróż lądem do Azji. Początkowo moim celem była Tajlandia, ale po drodze doszło do zmiany priorytetów i ostatecznie obrałem za cel Chiny. Zdałem sobie sprawę, że kraj tak bardzo zróżnicowany, bogaty kulturowo i historycznie nie może być potraktowany jako tranzyt. Wtedy tak naprawdę zainteresowałem się Chinami. Kolejnych 12 lat to kilka krótszych i dłuższych pobytów, z przerwami na Europę.
Miałeś okazję poznać lokalną kulturę i zwyczaje. Czy jest coś, co szczególnie zaskoczyło Cię w tym kraju?
Jedną z pierwszych rzeczy była rozbieżność pomiędzy wyobrażeniami a rzeczywistością. Kiedyś sądziłem, że Chiny będą wyglądać o wiele bardziej orientalnie i ogólnie będą miały bardziej starożytny „vibe”. Tymczasem w większości przypadków ten „vibe” ogranicza się do okrojonej wielkości „starych miast”, które i tak są bardzo komercyjne. W ogóle wiele metropolii jest do siebie bardzo podobnych, jakby zostały zaprojektowane i wybudowane przez jedną osobę. Jeśli chodzi o ludzi, to na pewno nie spodziewałem się, że spotkam się z tak wielką uprzejmością, przyjacielskością wręcz. Widoczna jest również pewna niefrasobliwość w realizowaniu codziennych zadań. Często w robieniu czegokolwiek, siłą przewodnią jest chaos, brak przewidywania przeszkód, a później ignorowanie lub obchodzenie ich. Ogólnie rzecz biorąc, różnic społeczno-kulturalnych jest mnóstwo i odkrywa się je stopniowo w trakcie dłuższego pobytu.
Kuchnia chińska słynie z dziwnych, często kontrowersyjnych dla nas potraw. Co ciekawego miałeś okazję próbować?
Wbrew utartemu wierzeniu, chińska kuchnia nie stoi głównie dziwnymi potrawami. Najczęściej spożywanym mięsem wciąż jest zwykła wieprzowina, a najbardziej typowym daniem jest wieprzowina z warzywami i ryżem, ewentualnie zupa z makaronem. Z trochę dziwniejszych, choć powszechnych potraw, spróbowałem stuletnich jajek, które wciąż jadam. Oprócz tego pikantne kacze głowy, tzw. cuchnące, fermentowane tofu, kacze języki albo żabie udka. Zdarzyły się też smażone w głębokim tłuszczu świerszcze, które okazały się całkiem dobre i chrupiące. Smażonych larw cykad nie polecam. Nie stanąłem natomiast nigdy przed wyborem zjedzenia psiego mięsa i nie wiem, czy bym się na to odważył. Chciałbym jednak zastrzec, że moja i innych (ludzi z zachodu) niechęć wynika z takiego a nie innego kodu kulturowego. Trzeba też pamiętać, że kuchnia chińska jest bardzo zróżnicowana i są regiony, gdzie dziwniejsze – z naszego punktu widzenia – potrawy są bardziej rozpowszechnione, na przykład przyjmuje się, że psie mięso na południu jest bardziej popularne.
Czy spotkałeś się z jakimiś barierami językowymi czy kulturowymi?
Trzeba pamiętać, że znajomość języka angielskiego jest ograniczona, mimo to zawsze można znaleźć kogoś, kto mówi w tym języku, zwłaszcza w miastach. Z barierami językowymi człowiek spotyka się od samego początku do samego końca pobytu w Chinach, nawet pomimo stosunkowo dobrego opanowania języka. Wielość dialektów i akcentów jest ogromna i znajomość mandaryńskiego umożliwia przełamywanie barier, ale nie umożliwia efektywnej komunikacji zawsze i wszędzie. Sama komunikacja nawet z pominięciem barier językowych również bywa nieefektywna. U nas raczej przyjęło się mówić bezpośrednio i o konkretach, natomiast Chińczycy na ogół nie są zbyt bezpośredni. Przede wszystkim unikają stawiania kogoś w niekomfortowej sytuacji, zwłaszcza jeśli mogłaby prowadzić do utraty twarzy. To bardzo silny mechanizm, dlatego bezpośrednio nie wytykają błędów i unikają konfrontacji. Czasami można wyczuć gęstą atmosferę i nie wiadomo dlaczego.
Co było dla Ciebie największym wyzwaniem w podróżowaniu po Chinach?
Kiedy przyjechałem po raz pierwszy, język zdecydowanie był barierą, ale przewodnik książkowy okazał się bardzo pomocny w kupowaniu biletów i podstawowym porozumiewaniu się. Obiektywnie rzecz biorąc, podróżowanie po Chinach nie było zbyt skomplikowane. Już wtedy miasta miały dobre połączenia kolejowe i autobusowe, wystarczyło tylko wiedzieć, czy nazwa miasta zapisana w znakach na pewno jest naszym punktem docelowym.
Natomiast bywały problemy ze znalezieniem noclegu w mało turystycznych miejscowościach. Nie dlatego, że ich brakowało, ale z powodu regulacji rządowych, wymagających od hoteli specjalnych licencji na wynajmowanie pokojów obcokrajowcom. Większość niskobudżetowych hoteli takich licencji nie posiadała, więc nie mogła zarejestrować obcokrajowca.
Czy miałeś jakieś chwile słabości, chciałeś wrócić wcześniej do kraju?
Różnie bywało, tęsknota większa lub mniejsza oczywiście się pojawiała. Jednak z biegiem czasu człowiek coraz bardziej przyzwyczaja się do życia z dala od domu i w pewnym momencie może zdać sobie sprawę, że dom już jest gdzieś indziej.
Co najbardziej zapadło Ci w pamięć z tej podróży?
Nie wiem, czy cały ten czas mógłbym nazwać podróżą. W końcu spędziłem tam parę lat, wypracowując sobie przyzwyczajenia, rutyny, cały styl życia oscylujący wokół pracy, rozrywek, pasji z okazjonalnym podróżowaniem, to prawda. W związku z tym całe to doświadczenie jest kalejdoskopem mniejszych i większych doświadczeń, wspomnień i znajomości, trudno wybrać jedną rzecz. Na pewno tęsknię za miejscami, które miałem „rzut beretem” od domu. Junnańską wsią, podróżowaniem po okolicach na motocyklu, który gwarantował wspaniałą mobilność, różnorodność krajobrazową, kulturową i kulinarną w Junnanie. W pamięci mocno zapadły mi także kraina Kham w sąsiednim Syczuanie, czyli początek Wyżyny Tybetańskiej. Kulturowo właściwie Tybet z absolutnie spektakularnymi krajobrazami.
Czy masz jakieś porady dla czytelników, którzy chcieliby rozpocząć taką podróż?
Wykonać pierwszy krok. Dalekie podróże wiążą się z listą rzeczy, które bezwzględnie trzeba sobie przygotować. Warto sobie je wypunktować i konsekwentnie realizować. Same Chiny natomiast nie są bardzo skomplikowane do podróżowania. Wystarczy mieć VPN w telefonie, a i przewodnik książkowy się przyda.
Z pobytu w Chinach przywiozłeś bogatą kolekcję wspaniałych fotografii, przedstawiających codzienne życie mieszkańców tego pięknego kraju. Jak reagowali ludzie, których fotografowałeś?
Różnie. Niektórzy nie mieli nic przeciwko, niektórzy się nie zgadzali. Natomiast nigdy nie spotkałem się z otwartą niechęcią.
Czy jest coś, czego byś nie sfotografował?
Nigdy nie fotografowałbym ludzkiego nieszczęścia dla samego szokowania, bez kontekstu. Rozumiem, że pewne ludzkie problemy we współczesnym świecie wręcz należy pokazywać w odpowiedniej formie, aby zwrócić na nie uwagę, ale sposób przedstawienia powinien być odpowiednio przemyślany. Nie uprawiam formy taniego fotograficznego ekshibicjonizmu dla zdobycia kliknięć albo wzbudzenia współczucia dosłownie pokazując cierpienie. W fotografii interesuje mnie prawdziwość, dlatego można na moich zdjęciach zaobserwować ludzką pracę, codzienność w kadrze bardziej reportażowym, natomiast staram się tego nie robić kosztem ludzkiej godności. Nie wykluczam w przyszłości udziału w projektach ukazujących trudne problemy, ale nie bez odpowiedniej relacji z bohaterami i przemyślanej formy.
Czy masz plany na kolejne podróże, pomysły na nowe projekty?
Podróży, które wciąż chciałbym odbyć i krajów, które chciałbym odwiedzić, jest bardzo dużo, nie wiem czy wystarczy życia, natomiast już we wrześniu wybieram się w podróż do Indii, po raz drugi. Jeszcze nie przemyślałem tej wyprawy od strony fotograficznej, raczej nastawiam się na podróżnicze kadry, chociaż nie wykluczam, że zrealizuję reportaż na konkretny temat. Oprócz tego razem z dziewczyną przygotowujemy się do realizacji dokumentu na temat stroju cieszyńskiego. Mamy nadzieję ukończyć go w tym roku.
Kto Cię inspiruje?
Nie ma jednej takiej osoby na chwilę obecną. Inspirują mnie ludzie, którzy pomimo przeciwności się nie poddają. Tacy, którzy stawiają sobie cele i do nich dążą.
Czy wróciłbyś jeszcze raz do Chin? Jak na to patrzysz z perspektywy czasu?
Ponieważ mieszkałem w Kraju Środka tyle czasu, Junnan uważam za swój drugi dom. Spędzony tam czas to cały zbiór doświadczeń kulturowych, nauka języka, zobaczenie wielu nowych miejsc, poznawanie ludzi, tego nie da się zamienić na pieniądze. Oczywiście chciałbym odwiedzać Chiny regularnie. Zobaczyć miejsca, których do tej pory nie udało się zobaczyć, wrócić na chwilę na stare śmieci. Jednakże nie sądzę, żebym zdecydował się ponownie na dłuższy, kilkuletni pobyt. Duża przeprowadzka oznaczałaby rozpoczynanie wszystkiego od początku. Mam również osobiste powody, dla których jestem Polsce, więc pomimo sentymentu do życia w Chinach uważam ten rozdział za zamknięty.
Dziękuję za rozmowę
Janusz Kolondra mieszka w Cieszynie i jest członkiem Cieszyńskiego Towarzystwa Fotograficznego. Od lat pasjonuje się fotografią podróżniczą i reportażową, której głównym bohaterem jest człowiek, jego codzienność, otoczenie i historia. Jednym z marzeń Janusza była podróż lądem do Azji. Ostatecznie za cel obrał sobie Chiny, w których spędził sześć lat. To tam powstało wiele wspaniałych zdjęć, wykonanych głównie w Kunming, Szanghaju, Pekinie, Hongkongu oraz w wiejskich rejonach prowincji Yunnan.