Grupa rowerowych pielgrzymów, która 4 września wyruszyła spod kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kętach, przemierza kolejne etapy długiej trasy prowadzącej do Rzymu. To wyjątkowa wyprawa, w której wysiłek fizyczny i codzienne zmagania przeplatają się z doświadczeniem wspólnoty, modlitwy i licznych przygód.
Każdy dzień pielgrzymki rozpoczyna się eucharystią. Następnie uczestnicy pakują bagaże, jedzą szybkie śniadanie i ruszają w dalszą drogę. – „Panowie robią śniadanie – widać, że są dobrze wyszkoleni przez żony albo mamy” – żartuje w relacji na Facebooku opiekun grupy, proboszcz parafii NSPJ w Kętach ks. Jerzy Musiałek. Jak przyznaje, codzienny trud łagodzą drobne radości, takie jak gorąca kawa i zupa w barze na dawnej stacji kolejowej czy schabowy w austriackim Gasthofie, który stał się już tradycyjnym punktem kulinarnym na trasie.
Drugi dzień pielgrzymki, 5 września, rozpoczął się mszą świętą o wschodzie słońca. Tego dnia rowerzyści odwiedzili pustelnię św. Świerada nad słowacką rzeką Wag. – „Piękne widoki, chwilę odpoczywamy, posilamy się, robimy zdjęcie na tle pustelni” – relacjonował ks. Musiałek. Etap zakończył się po 123 kilometrach noclegiem u Sióstr Najświętszego Serca Pana Jezusa w Trnawie. Po kilku dniach jazdy przez Słowację i Austrię pielgrzymi dotarli w okolice granicy włoskiej. Siódmego dnia podróży, 10 września, przyszło im zmierzyć się z całodniowym deszczem i zimnem. – „Owijałem reklamówkami buty, by choć trochę zatrzymać wodę” – opisał proboszcz. Do trudnych warunków doszły awarie techniczne – problemy z tylnym hamulcem jednego z rowerów oraz z kartą SIM, które niemal uniemożliwiły kontynuowanie relacji z drogi. Mimo wszystko udało się pokonać 147 kilometrów. – „Austria płakała, gdy wyjeżdżaliśmy, Włochy płakały z radości, że do nich przybywamy, a my błogosławieni, szczęśliwi, że kolejny dzień z przygodami zakończył się z Panem Bogiem w zdrowiu i radości” – podsumował ks. Musiałek.
Na trasie zdarzają się gwałtowne zjazdy serpentynami z prędkością 50 km/h, ale też mozolne podjazdy o nachyleniu nawet 15%. Pielgrzymom towarzyszą malownicze widoki – tęcze, rzeki, alpejskie łąki i lasy – ale i zwyczajna ciemność, gdy po godzinie 20.00 ostatnie kilometry trzeba pokonywać już tylko przy świetle rowerowych lamp. Choć każdy dzień wymaga ogromnego wysiłku, nie brakuje czasu na duchową refleksję. – „Patrząc na piękne Alpy, rzeki, lasy i łąki trudno być obojętnym wobec dzieła Stwórcy. Serce rwie się do uwielbienia i chwalenia” – napisał ks. Musiałek.
Po tygodniu jazdy pielgrzymi mają już za sobą 670 kilometrów i prawie 1500 metrów przewyższeń. Przed nimi wciąż ponad tysiąc kilometrów do Wiecznego Miasta. Na finiszu trasy czekają na nich wyjątkowe miejsca i spotkania – przy grobie św. Jana Pawła II w Watykanie oraz w bazylice św. Antoniego w Padwie. Uczestnicy pielgrzymki wierzą, że mimo trudu, zmęczenia i kaprysów pogody uda im się dotrzeć do celu – nie tylko fizycznego, ale i duchowego.
Źródło: Kuria Diecezji Bielsko-Żywieckiej