W centrum Cieszyna 75-letni mężczyzna, który doznał urazu głowy, zamiast współpracować z ratownikami, stał się dla nich zagrożeniem. Podczas opatrywania ran kopał i gryzł personel medyczny. Choć brzmi to jak wyjątek, dla ratowników to codzienność.
Agresja wobec zespołów ratownictwa medycznego w Cieszynie i całej Polsce przybiera na sile, a medycy coraz głośniej apelują o ochronę i szacunek.
Agresja zamiast wdzięczności
Niedawne zdarzenie z udziałem 75-latka w Cieszynie tylko pozornie może wydawać się incydentem jednostkowym. Ratownicy medyczni od lat bowiem zmagają się z przemocą ze strony pacjentów i ich otoczenia.
– Problem istnieje i jest naprawdę poważny. Spotykam się z nim od początku mojej pracy, czyli od blisko 35 lat. W ostatnich latach nie tyle narósł, co stał się głośniejszy – bo ktoś musiał zginąć, żeby zaczęto o tym mówić. To zjawisko było zawsze obecne, ale zamiatane pod dywan. Wyroki sądów są symboliczne, agresorzy czują się bezkarni. Wiele spraw nawet nie zgłaszamy, bo wiemy, że nic z tego nie wyniknie… – przyznaje Marcin Kamiński, kierownik stacji pogotowia w Cieszynie.
Przywołuje przy tej okazji sceny z początkowego okresu swojej pracy. – Pamiętam, że wtedy potrafił mnie skopać pacjent… z jedną sztuczną nogą. Na miejscu była policja, rodzina krzyczała, a pacjent rzucał się na nas pełen agresji. Takich sytuacji było i jest mnóstwo. Bywają akcje naprawdę drastyczne. Bardzo zapamiętałem pacjenta, który groził nam i własnej matce z broni długiej. Okazało się, że to była wiatrówka, ale i tak było niebezpiecznie. Mimo obecności policji, musieliśmy przekonywać funkcjonariuszy, żeby nie bagatelizowali sprawy. Tym razem udało się coś wywalczyć, ale w większości przypadków konsekwencje są mizerne. I to budzi pytanie – po co zgłaszać, skoro i tak nic z tego nie będzie? – dodaje nasz rozmówca.
Przemoc w liczbach i w doświadczeniach
Ratownicy przyznają, że niemal nie ma tygodnia bez przejawów agresji wobec nich. Niekiedy jest to „tylko” krzyk, częściej jednak dochodzi do rękoczynów. – Agresją jest już moment, gdy pijany pacjent podnosi głowę i wykrzykuje: „po co tu przyjechaliście?!”, ale zwykle w wersji niecenzuralnej. Najczęściej są to osoby pod wpływem alkoholu lub narkotyków, ale zdarzają się też seniorzy i nastolatkowie. Atakujący nas reprezentują bardzo szeroki przedział wiekowy. Kolega został ostatnio pogryziony przez 75-latka, bywają też nieletni. Ważne jednak, żeby rozróżniać agresję wynikającą z upośledzenia świadomości spowodowanego na przykład spadkiem cukru czy urazem mózgu, od zachowań czysto agresywnych, które nie mają podłoża medycznego – zaznacza Marcin Kamiński.
Dramatyczne przykłady mnożą się. Podczas interwencji u starszej kobiety z podejrzeniem udaru ratownicy pytali, czy pacjentka spożywała alkohol, co jest z wielu powodów istotne w diagnostyce. Pytanie oburzyło świadków, bo to przecież „biedna starsza pani”, a chcą z niej zrobić „pijaczkę”.
– Wszyscy zaprzeczali, ale ja nie odpuszczałem. Dowiedziałem się, że pacjentka wracała od siostry, mieszkającej obok, na parterze. Poszedłem tam. Po dłuższej rozmowie okazało się, że piły alkohol, a potem wyszło, że kobieta miała cztery promile we krwi. Zanim trafiła na SOR, opluwała i wyzywała nas w karetce. To pokazuje, jak często jesteśmy pod presją otoczenia, które zamiast pomagać, traktuje nas jak agresorów – wspomina Kamiński.
Sytuację niemniej ostrą wspomina inny ratownik medyczny z Cieszyna. – Niedawno pacjent mnie kopnął, a koleżankę uderzył. Mowa była o 75-latku, ale młodych agresywnych też jest dużo, zwłaszcza w weekendy. Kiedyś policja przywiozła dziewczynę na przebadanie, a gdy odjechała, ona rzuciła się na cały personel. To są ludzie, którzy potrzebują pomocy, a my musimy się z nimi szarpać – mówi kolejny nasz rozmówca (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).
Według niego agresja często pojawia się od razu, z byle powodu. – Człowiek rozwali głowę, powinien zostać na badaniach, ale nie chce i już jest problem. Przyjazd policji zwykle pomaga, ale bywa też odwrotnie – niektórych to tylko rozzuchwala.
– Pracuję od pięciu lat w systemie ratownictwa medycznego, obecnie w dwóch pogotowiach. Na podstawie swojego doświadczenia sądzę, że ten temat zawsze był, choć nie był poruszany. Mam jednak też wrażenie, że w ostatnich miesiącach sprawa się nasiliła. Może dlatego tak jest, że moim zdaniem ludzie czują się bezkarni. Alkohol i dopalacze to pierwsze, co powoduje agresję u pacjentów. W dalszej kolejności są to rodziny pacjentów na wizytach domowych. Nie zawsze ta agresja jest siłowa, ale słowna też. Ludzie myślą, że jeżeli nas zastraszą, odniosą się niestosownie do nas, my ulegniemy i zrobimy tak jak oni od nas żądają – twierdzi kolejny nasz rozmówca, pani Monika (nazwisko do wiadomości redakcji).
Według niej częstym powodem agresji ze strony pacjentów jest niezgoda ratowników na traktowanie ich jak swego rodzaju operatorów taksówki. – Często jest tak, że przyjeżdżamy na wizytę, a pacjent już jest spakowany, przygotowany do transportu do szpitala. My nie jesteśmy transportem, tylko pracujemy w zespole ratowniczym. Bywa to wymuszane przez dyspozytora, że jedziemy do sytuacji, która dzieje się od miesiąca. My jesteśmy raczej od stanów nagłych, wypadków, zawałów, udarów, a nie od czegoś, z czym może ten pacjent iść do lekarza rodzinnego i myślę, że tak samo będzie obsłużony jak przez nas. Jeśli kogoś takiego nie chcemy zabrać, wtedy często rodzina niestosownie się zachowuje, poniża nas. Nie ma lekarza w zespole i według tych ludzi jesteśmy, że tak określę, nic nie warci – relacjonuje nasza rozmówczyni.
Kobiety na pierwszej linii
Ratowniczka medyczna zwraca uwagę na fakt, że agresorzy nie oszczędzają nawet kobiet, a wręcz przeciwnie. – Nie jestem traktowana lepiej jako kobieta. Zwłaszcza przez starszych mężczyzn. Czasem jest to naprawdę przykre, że potrafią tak odnosić się do kobiet. Młodzież podobnie. Siedemnastolatek niedawno zachowywał się wobec mnie bardzo wulgarnie, delikatnie mówiąc. Była agresja słowna i siłowa, pluł na mnie. Było to bardzo przykre, ale starsi mężczyźni są gorsi. Spotykam się też z zachowaniami seksistowskimi. Kiedyś w karetce mieliśmy nastolatka, który od razu zaczął mnie wyzywać najgorszymi słowami i pluć. Innym razem pacjent w średnim wieku, pod wpływem alkoholu, w trakcie badania, zaczął mnie dotykać w różne miejsca i chwytać za rękę. Przeszkadzało mi to w pracy i było niemiłe – mówi pani Monika.
Nasza rozmówczyni pracuje nie tylko w Cieszynie, ale również w placówce medycznej w innym mieście. Jak podkreśla, w obu miejscach pracodawcy dbają o ratowników, a skala agresji ze strony pacjentów jest podobna
– Cieszyn w tym względzie nie stanowi wyjątku. Zauważa jednak, że zarówno tam, jak i tu częściej spotyka się z nią w środowisku miejskim niż wiejskim. Mam wrażenie, że duże znaczenie ma wychowanie, czyli to, co wynosi się z domu. Obecnie nawet nauczyciel w szkole nie może zwrócić uczniowi uwagi, więc tym bardziej my, w zespole ratownictwa medycznego, mamy ograniczone możliwości, by pouczać pacjenta. Nie jest też tak, że osoby na wyższym poziomie kultury czy zamożności okazują się mniej agresywne. Bywa wręcz odwrotnie – pacjenci z mniej zamożnych środowisk są ogólnie bardziej życzliwe – podsumowuje pani Monika.
Emocje i bezsilność
Co czują ratownicy, gdy spotykają się z agresją? – Strach, poczucie zagrożenia, złość i bezsilność. Bezsilność, gdyż nie mamy wpływu ani na pacjenta, ani na to, jakie będą konsekwencje. Często też czujemy frustrację, że od lat nic się nie zmienia – przyznaje Marcin Kamiński.
Dariusz, ratownik z Cieszyna (nazwisko do wiadomości redakcji), dodaje: – Agresja wobec nas niewątpliwie narasta, ale poprawił się stosunek przełożonych. Organizowane są szkolenia, także z elementami samoobrony. To ważne, choć oczywiście nie zastąpi realnej ochrony prawnej.
Kierownictwo Cieszyńskiego Pogotowia Ratunkowego potwierdza: przejawy agresji wobec ratowników medycznych nad Olzą niestety zdarzają się w trakcie interwencji. – Stworzyliśmy wewnętrzne zarządzenia, poza procedurami z urzędu, kiedy na miejsce zdarzenia w takich wypadkach przyjeżdża policja i tą drogą służbową to się już odbywa. Nasze procedury wewnętrzne polegają na tym, że ratownik medyczny, który został zaatakowany słownie lub fizycznie, wypisuje stosowny formularz, w którym opisuje całe zdarzenie. Zawiadamia też nas, jako dyrekcję, czy dane zgłoszenie mamy przekazać prokuraturze, czy nie. Ratownik może bowiem z takiego kroku zrezygnować. Często działa to po prostu z urzędu, bo była na miejscu policja, która zatrzymała sprawcę i toczy się później wobec agresora postępowanie karne. O każdym zdarzeniu przemocy słownej i fizycznej jesteśmy informowani. Jakie są dalsze kroki, to już jest kwestia działania policji i decyzji poszkodowanych. Stworzono procedury, w ramach których ratownik ma zawsze powiadomić nas o przejawach agresji i później się tą sprawą zajmujemy. Rozmowa z przełożonym, rozmowa z naszym wewnętrznym prawnikiem, pytanie o wsparcie psychologiczne czy inną pomoc. Ratownicy nie są pozostawieni sami sobie z tym problemem. Bywa zresztą i tak, że policja jest wzywana z automatu, w sposób dyskretny, bo mamy specjalny przycisk również na tablecie, po naciśnięciu którego dyspozytor wysyła mundurowych na miejsce, bo nie zawsze możemy telefonicznie takie wsparcie wezwać – mówi Grzegorz Gabzdyl, kierownik do spraw medycznych w Cieszyńskim Pogotowiu Ratunkowym.
Prawo i reakcja policji
Agresja wobec ratowników medycznych to przestępstwo. Kodeks karny przewiduje za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza do 3 lat więzienia, za czynną napaść od roku do 10 lat, a za znieważenie funkcjonariusza – nawet do 15 lat.
– Naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy publicznych, jakimi są ratownicy medyczni, stanowi poważne przestępstwo. Niestety, na przestrzeni ostatnich lat obserwujemy nieznaczny wzrost tego typu zachowań. Pragniemy jednak podkreślić, że każdy pojedynczy przypadek to o jeden za dużo. Ratownicy medyczni to osoby, które każdego dnia, bez względu na okoliczności i status poszkodowanego, podejmują walkę o zdrowie i życie pacjentów. Ich służba powinna spotykać się z wdzięcznością i szacunkiem, a nie agresją. Zapłatą za ich poświęcenie nie może być przemoc – to niedopuszczalne i godne potępienia. W sytuacji nieporozumień zawsze istnieje możliwość złożenia skargi i wyjaśnienia sprawy w trybie przewidzianym prawem. Nigdy jednak nie wolno stosować agresji wobec osób niosących pomoc. Policja będzie stanowczo reagować na każdy taki incydent, chroniąc bezpieczeństwo ratowników i egzekwując odpowiedzialność prawną wobec sprawców – podkreśla Krzysztof Pawlik, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Cieszynie.
Prawo prawem, ale w naszych rozmowach z ratownikami często pojawia się ich wątpliwość w szanse na to, że agresorzy zostaną ukarani. – Chcemy tylko bezpiecznie wykonywać swoją pracę, ratować życie – to naprawdę nie powinno być za dużo – podsumowuje Marcin Kamiński.
O skali problemu niech świadczy też to, że w trakcie naszych rozmów z ratownikami, kolejnych przykładów agresywnych zachowań przybywało i dopowiadane były niemal na bieżąco.
Ratownicy ubolewają, że nie są rozumiani nawet przez innych pracowników medycznych.
– W szpitalu do agresywnego pacjenta podchodzi kilka osób, a my w zespole jesteśmy tylko we dwójkę. Do tego często dochodzi presja ze strony rodziny czy znajomych pacjenta. Pamiętam sytuację, w której ratownicy pojechali do poszkodowanego obcokrajowca i nagle pojawiło się wokół nich kilkunastu jego znajomych. Wyobraźmy sobie, co wtedy czuli? W społeczeństwie świadomość naszych zagrożeń jest niewielka. Owszem, czasem ktoś z otoczenia pacjenta staje po naszej stronie, ale to raczej wyjątki. Realne wsparcie mamy głównie ze strony policji. Sądownie najlepiej działa powództwo cywilne. Moim zdaniem jedyną receptą jest nieuchronność kary. Nie musi być surowa, ale powinna być pewna – mówi Marcin Kamiński.