Piłkarze suskiej Babiej Góry pokonując wczoraj Orła Wieprz nie tylko zainkasowali trzy punkty, ale także sprawili prezent kilku swoim kolegom. Ale po kolei…
Gdy zespoły Babiej Góry i Orła wchodziły na płytę suskiego stadionu, Robert Listwan przekraczał drzwi miejscowego kościoła, prowadząc u boku zawojankę Alinę Papushinę, utalentowaną lekkoatletkę, która wielokrotnie prezentowała się na szkolnych arenach sportowych. Mniej więcej w połowie pierwszej odsłony sobotniego pojedynku (toczył się zaledwie kilkaset metrów od kościoła) wypowiedzieli sakramentalne tak. Podopieczni Grzegorza Kmiecika rywalizując z Orłem pamiętali także o innych nieobecnych, których z udziału w zawodach wyłączyły kontuzje. W szczególny sposób otuchy postanowili dodać Piotrowi Pacydze i Łukaszowi Mice. Na prezentację wyszli w specjalnie przygotowanych koszulkach.
Mający jasny cel suszanie mogli rozpocząć spotkanie w najlepszy możliwy sposób. Od pierwszego gwizdka arbitra z animuszem natarli na rywali i ci zupełnie nie radzili sobie z wyprowadzaniem piłki, raz po raz ją tracąc. W efekcie już pierwsza akcja gospodarzy nie tylko mogła, ale wręcz powinna zakończyć się gole. Jednak po mierzonym strzale Dawida Choczyńskiego piłka ostemplowała słupek. Po chwili obok bramki uderzył grający trener suszan. I można rzecz do trzech razy sztuka. Po faulu na Szymonie Żaczku, Kami Dyduch miał jak sądzili wieprzanie dośrodkowywać. Zresztą szarańcza Babiej Góry ich w tym utwierdziła i zupełnie pogubili krycie. Tymczasem Dyduch precyzyjnie wycofał piłkę płasko przed pole karne, a nabiegający Michał Wójtowicz przymierzył przy słupku. Podwyższyć mógł Kmiecik, ale po rzucie wolnym bramkarz zdołał odbić piłkę.
O tym, że Babia Góra jak mało kto ma przećwiczone i dopracowane stałe fragmenty gry (coś o tym wiemy po zawodach szkolnych odbywających się na suskim stadionie) Orzeł przekonał się tuż przed przerwą. Egzekutorem rzutu wolnego ponownie był Kmiecik. Tym razem jednak nie zdecydował się na bezpośrednie uderzenie. Przerzucił piłkę nad murem do Wójtowicza, a ten dopiero posłał ją do adresata, czyli Dawida Choczyńskiego.
Tuż po zmianie stron powinno być po meczu. Suszanie wyszli z kontrą „3 na 2”. Jednak Choczyński zamiast wyłożyć piłkę lepiej ustawionemu trenerowi posłał piłkę Panu Bogu w okno, doprowadzając szkoleniowca do wściekłości, którą spotęgowały… słowa pocieszenia jakie pod adresem napastnika Babiej Góry skierowała ławka rezerwowych.
Pomimo zmarnowanej okazji sytuacja wydawała się być pod kontrolą gospodarzy, którzy od 44 min. grali w przewadze (przedwcześnie, po obejrzeniu dwóch żółtych kartek, pod prysznic musiał udać się Łukasz Bury). Tymczasem Orzeł nie złożył broni. Uderzenie Mateusza Penkali było niecelne, a strzał Grzegorza Dyrcza zablokowany, lecz po tym drugim z dobitką pospieszył Marek Walczak i przyjezdni złapali kontakt, a raptem dwie minuty później byli bliscy cieszenia się z remisu (strzał Krystiana Polaka został zablokowany). W końcówce suszanie wrócili do dyspozycji z początku zawodów i dowieźli wygraną do końca.
Babia Góra Sucha Beskidzka – Orzeł Wieprz 2:1 (2:0)
Babia Góra: Młyński – Rzepka, Burliga, Chrząszcz, Żaczek, Wójtowicz, Dyduch (od 90 min. Bielarz), Piątek (od 88 min. Gołuszka), Żmuda, Choczyński (od 80 min. Stachoń), Kmiecik (od 60 min. Szarlej)
Orzeł: Kubic, D. Bury, Polak (od 70 min. K. Szymański), Ł. Bury, D. Nowak (od 87 min. Kozioł), Książek, Niedziela, Penkała, R. Nowak (od 75 min. Lechowicz), Walczak, Dyrcz (od 82 min. J. Szymański)
Autorem fotoreportażu jest Wojciech Ciomborowski