Bielski radny Maurycy Rodak ma pomysł jak poprawić sytuację demograficzną w stolicy Podbeskidzia. Bo, jak twierdzi, Bielsko-Biała plasuje się w niechlubnej czołówce polskich miast, z których odpływ ludności jest największy. Jednym ze sposobów odwrócenia tego trendu, a przynajmniej dobrym krokiem w tym kierunku, miałoby być, zdaniem radnego, zwiększenie przez władze miasta wysiłków, ściągnąć tu większą liczbę repatriantów ze Wschodu.
Do tej pory w ramach ustawy o repatriacji sprowadzone zostały do Bielska-Białej trzy polskie rodziny z krajów azjatyckiej części byłego Związku Radzieckiego – dwie z Kazachstanu i jedna z Uzbekistanu. Radny uważa, że ratusz robi w tej kwestii zbyt mało. Poza tym – argumentował – prezes Rady Ministrów wystosował apel do władz samorządowych o zintensyfikowanie działań repatriacyjnych. Zmieniły się także od 1 września niektóre przepisy, by zachęcić samorządowców do jeszcze chętniejszego przyjmowania rodaków ze Wschodu. Do tej pory bowiem w całej Polsce co roku udawało się osiedlić od 20 do 30 rodzin. Tymczasem na możliwość powrotu czeka za wschodnią granicą kilkadziesiąt tysięcy osób.
Wiceprezydent miasta Przemysław Kamiński na apel radnego odpisał krótko: „Dostrzegam przytoczone korzyści płynące z osiedlania w Bielsku-Białej repatriantów, jednak aktualne tempo przybywania tych rodzin do naszego miasta uważam za wystarczające”. Okazuje się bowiem, że sprowadzenie każdej rodziny to długotrwały, skomplikowany proces, wiążący się ze sporymi kosztami, jakie musi ponieść samorząd. Poza tym wprowadzone w ustawie repatriacyjnej zmiany tak naprawdę wiele nie pomogły, jest wręcz przeciwnie. Osiedlenie repatriantów może być dla samorządów jeszcze bardziej kosztowniejszym wyzwaniem, niż do tej pory.
Aby sprowadzić rodaków, pozornie nie trzeba wiele. Rada Miejska podejmuje uchwałę, w której wyraża chęć przyjęcia rodziny ze Wschodu i zgłasza tę gotowość stronie rządowej. Na tej podstawie do gmin kierowane są osoby z listy oczekujących na przyjazd do kraju przodków (samorządy nie mają wpływu kto to będzie). Warunkiem, aby władze gminy zgłosiły gotowość przyjęcia repatriantów jest zapewnienie im mieszkania. Przy czym samorządy nie są w tym osamotnione. Na wygospodarowanie, remont czy adaptację stosownego lokum otrzymują wsparcie finansowe ze strony rządu. Wcześniej było tak, iż wielkość tej dotacji uzależniona była od wielkości mieszkania przeznaczonego dla rodziny powracającej ze Wschodu. W przypadku Bielska-Białej było to 3,47 tys. zł za metr kwadratowy. Czyli przy mieszkaniu o powierzchni 45 metrów gmina mogoła liczyć na około 150 tysięcy. Była to wystarczająca suma, aby pozyskać, wyremontować a nawet urządzić taki lokal. Teraz jest inaczej, bo ustawa zakłada stałą kwotę dotacji wynoszącą 25 tysięcy złotych na osobę. Zakładając, że w mieszkaniu o powierzchni 45 metrów kwadratowych można zakwaterować maksymalnie 3-osobową rodzinę, na przygotowanie lokum gmina dostanie nie 150 a najwyżej 75 tys. zł. To nie koniec problemów. Po przejeździe władze gminy muszą objąć przybyszów wszechstronną opieką w celu zapewnienia im warunków do aklimatyzacji w nowym środowisku. Są to wielorakie działania – od znalezienia im pracy czy szkoły dla dzieci, poprzez naukę języka, aż do całkowitego usamodzielnienia – wymagające zaangażowania w te czynności sztabu ludzi. Wcześniej gmina miała obowiązek otoczenia taką opieką przybyszów przez rok, teraz ma to robić przez dwa lata. To oznacza, że proces ściągania do kraju kolejnych osób może się wydłużyć, bo samorządy nie mają odpowiednich środków i zasobów ludzkich, aby w tym samym czasie „adaptować” do życia w nowym (starym) kraju kilku rodzin. Oczywiście jeśli chcą to robić w sposób odpowiedzialny, gwarantujący pełną asymilację przybyszów ze Wschodu w polskim społeczeństwie. Tak, jak to miało do tej pory miejsce w przypadku rodzin sprowadzonych do Bielska-Białej.
Obecnie ratusz opiekuje się czteroosobową rodziną z Uzbekistanu. Jej członkowie pod Szndzielnię przyjechali w ubiegłym roku – po tym, jak pod koniec 2015 roku Rada Miejska wyraziła chęć sprowadzenia kolejnych repatriantów. – Po okresie pełnej adaptacji tej rodziny możliwe będzie zaproszenie kolejnej – zapewnił radnego wiceprezydent Przemysław Kamiński.