Do Łętowni trafiła w poszukiwaniu czystego powietrza i starego domu, który mogłaby ocalić przed zagładą. Uciekała przed krakowskim smogiem, choć bynajmniej nie dlatego, by zostawić go innym. Uznała, że łatwiej go pokona, jeśli sama nie będzie codziennie nim oddychać. Joanna Mieszkowicz ma bowiem jeden najważniejszy cel w życiu – sprawić, by w przyszłości powietrze nie zabijało.
O tym, jak ważna jest otaczająca nas przyroda, Joanna Mieszkowicz (foto) przekonała się jako osiemnastolatka, gdy jej rodzice postanowili wyprowadzić się z Gorzowa Wielkopolskiego i kupili dom za miastem. – Sprawiliśmy sobie psa i kiedy spacerowałam z nim po okolicy, chłonąc piękno natury, zaczęła narastać we mnie potrzeba, by je chronić. Wcześniej w moim życiu pojawił się wegetarianizm i to wszystko razem zaczęło się łączyć w takie odpowiedzialne, ekologiczne podejście do świata – wspomina.
Gdy przyszedł czas na wybór kierunku studiów, nie miała wątpliwości, że musi to być ochrona środowiska. Wiedzę zdobywała na Akademii Rolniczej w Poznaniu oraz Uniwersytecie w Gandawie (Belgia). Zgłębiała tam tematy, które najbardziej ją interesowały. Przede wszystkim związane z zarządzaniem środowiskiem i organizacją działań proekologicznych.
PRZELICZYĆ CO2 NA DRZEWA
Od razu po studiach mogła wykorzystać nabyte wiadomości i umiejętności, pomagając w przygotowaniu Targów Edukacji Ekologicznej w Poznaniu. – Dzięki temu zetknęłam się z organizacjami pozarządowymi działającymi na rzecz środowiska i strasznie mi się spodobało to, co one robiły. Pomyślałam, że to jest droga, którą chciałabym podążać – opowiada Joanna Mieszkowicz. Drugim bodźcem, który pchnął ją w tym samym kierunku, był udział w trzytygodniowym letnim kursie organizowanym przez Fundację Sendzimira w Mogilanach koło Krakowa.
– Był on poświęcony idei zrównoważonego rozwoju, czyli dążeniu do poprawy jakości życia przy zachowaniu równości społecznej i bogactwa zasobów naturalnych. Na tym szkoleniu pojawił się też pomysł, aby stworzyć kalkulator, który szacowałby wielkość emisji dwutlenku węgla z określonego źródła i przeliczał na liczbę drzew potrzebnych do jego pochłonięcia. Oczywiście w tym celu, by posadzić w danym miejscu odpowiednią ich ilość. Bardzo mnie to zainspirowało, bo już wtedy myślałam, żeby zrealizować jakiś własny projekt ekologiczny – mówi.
Po kursie przeniosła się do Krakowa i rozpoczęła pracę w Fundacji Partnerstwo dla Środowiska, ale minął cały rok, zanim powróciła do tematu kalkulatora CO2. Dopiero wtedy ponownie spotkała inicjatorkę tego pomysłu, Giselę Bosch z Fundacji Sendzimira, która zaproponowała jej, aby napisała do tej organizacji wniosek o dotację. W ten sposób Joanna Mieszkowicz zdobyła pieniądze na rozkręcenie projektu „Czas na las”, który ma na celu neutralizację emisji dwutlenku węgla do atmosfery poprzez zadrzewianie i zalesianie. Jego ideą jest pomoc firmom i instytucjom w rekompensowaniu ich szkodliwego wpływu na środowisko.
LAS ZAKOCHANYCH
– W tym samym czasie zaczęłam planować z kolegą założenie organizacji pozarządowej, która będzie ten projekt realizować i rozwijać. I tak na początku dwa tysiące szóstego roku powstała Fundacja Aeris Futuro – relacjonuje Joanna. Pierwsza akcja sadzenia drzew odbyła się w gminie Zawoja, we współpracy z Zawojskim Stowarzyszeniem Właścicieli Lasów. W tym przypadku nie chodziło o rekompensowanie działalności konkretnej firmy, lecz o uzupełnienie wymierającego drzewostanu. W XIX wieku naturalnie występujące na zboczach Beskidów lasy mieszane zostały w dużym stopniu zastąpione świerkami, sprowadzonymi między innymi z Alp. Sadzono je ze względów ekonomicznych, ponieważ szybko rosły. Nikt wtedy nie przewidział, że nie poradzą sobie w naszym klimacie i zaczną masowo usychać.
– My postawiliśmy na buki i jodły, które kiedyś dominowały na tym terenie. Posadziliśmy też trochę sosen. Świerki również się pojawiły, bo Górale je lubią, ale przeważały jednak inne drzewa. Przy okazji w przysiółku Zawoi Mylne Młaki powstał Las Zakochanych. Idea była taka, by w akcję zaangażować jak najwięcej ludzi, którzy w jakimś stopniu przyczyniają się do zanieczyszczenia powietrza i czują potrzebę, by zneutralizować swój negatywny wpływ na środowisko. Ale ponieważ nikt nie lubi słyszeć o tym, że robi coś złego, więc zamiast tego zaproponowaliśmy zamawianie drzewek dedykowanych bliskim osobom. Pomysł bardzo się spodobał. Dedykacje były często bardzo osobiste, z miłosnymi wyznaniami. Ufundowane przez zakochanych drzewka utworzyły poświęcony im las. Zdarzyło się nawet, że jeden pan oświadczył się w nim swojej wybrance – opowiada z uśmiechem Joanna Mieszkowicz.
Rozpoczęty w Zawoi projekt „Czas na las” szybko nabrał rozpędu i w ciągu minionych lat objął wiele różnych lokalizacji w całym kraju. Najwięcej jednak w Małopolsce i na Śląsku, gdzie zanieczyszczenie powietrza jest szczególnie duże. Fundacja Aeris Futuro organizuje również inne projekty proekologiczne oraz szereg działań edukacyjnych dla dzieci i dorosłych. Jej misją jest przeciwdziałanie globalnym zmianom klimatu, ochrona i zwiększenie różnorodności biologicznej i krajobrazowej, promowanie odpowiedzialnego biznesu oraz wspieranie rozwoju społeczności lokalnych.
WYMARZONE GNIAZDKO
Dla osoby kochającej naturę i walczącej o poprawę jakości powietrza, życie w Krakowie okazało się koszmarem. Smog w tym mieście jest czasem tak gęsty, że trudno jest oddychać, a jego warstwa przesłania słońce równie skutecznie jak chmury. Joanna Mieszkowicz nie wyobrażała sobie, by mogła narazić własne dziecko na dorastanie w takich warunkach. Do tego doszło jeszcze zniechęcenie oporem miejskich urzędników, którzy nie ułatwiali działalności fundacji, a wreszcie zamiłowanie do tradycyjnej drewnianej architektury. – Zawsze bardzo mnie bolała świadomość, że tych pięknych starych domów jest coraz mniej, powoli znikają z polskiego krajobrazu. W pewnym momencie ja i mój mąż Jakub Trojanek postanowiliśmy ocalić jeden z nich. Kupić go i zaadaptować na nasze potrzeby. Naszą decyzję przyspieszyły narodziny synka Maciusia. Szukaliśmy domu na uboczu, w otoczeniu zieleni, ale stosukowo blisko Krakowa. Starego, lecz w na tyle dobrym stanie, by można w nim było od razu zamieszkać – mówi Joanna.
Dom, który spełniał większość kryteriów, znaleźli w osiedlu Gościejowa w Łętowni. Jest wprawdzie w połowie murowany, ale ma też piękną część z bali drewnianych uszczelnianych słomą. Znajduje się na zboczu wzgórza, pod lasem, z dala od gęsto zabudowanej części wsi. W pobliżu prawie nie ma kopcących kominów, natomiast jest dużo drzew, dzięki czemu bez obaw można oddychać pełną piersią. Minusem jest niełatwy dojazd w zimie, stromą drogą, którą mieszkańcy sami odśnieżają. Ale, zdaniem Joanny Mieszkowicz, to niewielka cena za czyste powietrze, spokój, zachwycające widoki i nieograniczony kontakt z przyrodą. – Co prawda, nie do końca jest tak sielsko, jak mogłoby się wydawać. Gdy tu po raz pierwszy przyjechaliśmy, malowniczość tego miejsca nas zauroczyła. Potem jednak okazało się, że w strumieniu, który płynie przez naszą działkę, jest mnóstwo śmieci. Tak samo w rowach. Czasem w nocy słychać jadący traktor, a potem zrzucanie odpadów z przyczepy – wzdycha Joanna.
PORÓD W DOMU
Mąż „zaraził” się jej zamiłowaniem do natury i tradycyjnego budownictwa. W domu własnoręcznie kładzie naturalne, gliniane tynki, robi drewniane podłogi. – Stary piec węglowy wymieniliśmy na opalany peletem. Staramy się żyć ekologicznie i tak też wychowujemy dzieci. Używamy do ich pielęgnacji naturalnych kosmetyków, jemy owoce i warzywa z własnego ogrodu oraz produkty kupowane bezpośrednio od rolników. Nasz synek Maciuś ma teraz cztery i pół roku, a córeczka Jagienka czternaście miesięcy. Urodziłam ją właśnie w naszym domu w Łętowni. Marzyłam o takim w pełni naturalnym porodzie i wszystko dokładnie zaplanowałam. Była ze mną położna i doula. Ale sąsiadom nie mieściło się w głowach, że mogłam świadomie podjąć taką decyzję. Jeden wspominał, że piętnaście lat temu też był tutaj taki przypadek, bo karetka nie zdążyła dojechać… – śmieje się Joanna.
Domowy poród przebiegł bez żadnych zakłóceń, gorzej było z chrztem Jagienki w miejscowym kościele. Akurat tego dnia było wyjątkowo zimo, słupek rtęci opadł do minus 30 stopni Celsjusza i wydawało się, że żaden samochód w osiedlu nie odpali. Dopiero w ostatniej chwili u jednego z sąsiadów znalazł się taki, który mimo siarczystego mrozu ruszył z miejsca. Od niedawna z rodziną mieszkają również dwie kocie siostrzyczki – spokojna, delikatna Zefirka i bardzo ruchliwa, żywiołowa Monsunka. – Te nawiązujące do nazw wiatrów imiona wzięły się stąd, że z fundacją realizowałam w przedszkolach w Naprawie i Jordanowie projekt edukacyjny o tematyce ekologicznej. W jego ramach organizowaliśmy warsztaty i wydaliśmy książeczkę „Kot Zefir i skarby przyrody ” – wyjaśnia Joanna.
PALĄCA SPRAWA
Szefowa Fundacji Aeris Futuro nie byłaby sobą, gdyby po przeprowadzce na Jordanowszczyznę nie zaczęła aktywnie działać na rzecz lokalnej społeczności. Zaczęła od akcji edukacyjnej dla uczniów i sadzenia szpaleru świerków przy szkole w Łętowni. – Dzięki temu, gdy drzewka podrosną, utworzą zielony ekran oddzielający boisko od ruchliwej drogi – podkreśla. Potem we współpracy z Urzędem Gminy w Jordanowie zrealizowała projekt „Paląca sprawa”, który miał przekonać mieszkańców, by zmienili złe nawyki związane z ogrzewaniem domów. Poprzez ulotki dla dorosłych i warsztaty dla ich pociech uświadamiała, jak ważne jest to, czym i w jaki sposób palimy w piecach. Uczyła nowej, efektywniejszej metody spalania, polegającej na tym, że rozpałkę daje się na samą górę stosu opału w palenisku.
Kolejny projekt, pod nazwą Letnia Akademia Przyrodnicza, był adresowany do dzieci z całej gminy. Były to wakacyjne zajęcia z zabawami i spacerami na łonie natury oraz „zielonymi warsztatami”, podczas których uczestnicy tworzyli ekologiczną biżuterię, kompozycje kwiatowe i zielniki. Szereg ciekawych wydarzeń Joanna Mieszkowicz zorganizowała przy Izbie Regionalnej w Łętowni. Najpierw rodzinny piknik ekologiczny z warsztatami wykonywania naturalnych kosmetyków i zabawek ze słomy. Później akcję, dzięki której usunięta została zarośnięta zielskiem sterta gruzu, a w jej miejscu powstał tradycyjny wiejski ogród z kwiatami, ziołami, roślinami miododajnymi i krzewami owocowymi.
– Sadziły je dzieci z przedszkola i szkoły w Łętowni. Ostatnim etapem były warsztaty wikliniarskie, w czasie których uczniowie z Technikum Architektury Krajobrazu w Jordanowie zrobili ławeczki i płotek otaczający rabaty, wszystko z wikliny. Zostały też zamontowane dwie tablice informacyjno-edukacyjne oraz ul dla dziko żyjących pszczół. Ogród jest piękny, ale trzeba będzie o niego dbać, by taki pozostał. Mam nadzieję, że pomoże w tym rada sołecka, która również zaangażowała się w projekt rewitalizacji terenu przy Izbie Regionalnej – mówi Joanna Mieszkowicz.