– W ogóle nie byłem tam leczony. Leżeć w łóżku i tylko przyjmować leki równie dobrze można w domu. To nie jest kardiologia tylko przechowalnia chorych! – denerwuje się 69-letni Włodzimierz Rosiński, który w styczniu spędził tydzień na tym oddziale Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej. – Pacjentem zajęto się we właściwy sposób – twierdzi szpital.
Senior pochodzi z Kaszub, w ciągu swojego życia mieszkał w różnych zakątkach Polski. W grudniu ubiegłego roku trafił do Bielska-Białej, gdzie zaczął pracę w jednym z hosteli. Od mniej więcej półtora roku żyje z wszczepionym rozrusznikiem serca. Wszystko było w porządku, jednak w styczniu stan jego zdrowia zaczął się raptownie pogarszać. – Nagle straciłem sprawność. Miałem problemy z najzwyklejszym wyjściem po schodach, czułem ogromną słabość i drętwienie nóg – opisuje.
Wybrał się więc do specjalisty, który pilnie skierował go do szpitala, uzasadniając swoją decyzję aż na dwu stronach skierowania.
Pacjent pojawił się w „Wojewódzkim” dzień później, czyli 11 stycznia około 11.00. – Na oddział przyjęto mnie dopiero około siedemnastej, gdyż padł system – opowiada. – Niedługo potem przyszedł lekarz. Powiedział, że zapoznał się z moją dokumentacją medyczną i wynika z niej, że byłem źle leczony. Dodał, że tam gdzie jestem zrobią mi wszystkie potrzebne badania i postawią na nogi.
Tymczasem – według opowieści naszego rozmówcy – dni mijały i niewiele się w tym kierunku działo. – Zrobiono mi tylko jedno badanie polegające na tym, że przez sześć minut spacerowałem po korytarzu tam i z powrotem na dystansie około dwudziestu metrów. Przed tym i po tym pielęgniarka wykonała EKG – mówi.
Zdenerwowany takim obrotem spraw postanowił skontaktować się z biurem Rzecznika Praw Pacjenta. Tam poradzono mu, aby zaczął od skargi u właściwego dyrektora bielskiej placówki. W efekcie 16 stycznia wylądował w gabinecie dyrektora do spraw medycznych. – Skarga została przyjęta – i tyle. Skutek był jedynie taki, że następnego dnia zrobiono mi USG serca, które w wypisie rozbito na dwa inne badania: UKG i dopplera. USG serca zrobiono mi jeszcze w ostatnim dniu pobytu – uważa.
– Wieczorem przed wypisem znów pojawił się lekarz, który na samym początku obiecywał badania i leczenie. Zapytałem go więc, gdzie spełnienie tych obietnic? Odrzekł, że widział moje wyniki badań i są one dobre. Dociekałem jakie badania ma na myśli, skoro prawie żadnych mi nie wykonano? Odparł, że jest doktorem nauk medycznych i wie co robi. Skomentowałem to tak, że doktorem może jest, ale lekarzem na pewno nie – denerwuje się nasz rozmówca.
Stymulator serca trzeba co jakiś czas poddać kontroli. Wedle relacji Włodzimierza Rosińskiego w przypadku wszczepionego mu urządzenia czas był najwyższy, więc zaproponował, aby przy okazji jego pobytu w szpitalu załatwić i tę sprawę. -Sprawdziłem i okazało się, że można to zrobić całkiem blisko, bo w Katowicach. W odpowiedzi usłyszałem, że skoro stymulator miałem wszczepiany w Jeleniej Górze, powinien tam właśnie pojechać w tej sprawie – rozkłada ręce.
– Kiedy dostałem wypis do ręki, okazało się, że mam zmienione leki. Tylko dwa zostały stare. Nie wykonano mi żadnych badań, które mogłyby stanowić podstawę do takiej decyzji, więc nie zamierzam ich zażywać! – deklaruje i dodaje: – Religa przewraca się w grobie, jeśli widzi jak jego wychowankowie załatwiają sprawę!
Jolanta Trojanowska, rzeczniczka prasowa Szpitala Wojewódzkiego oraz Wojciech Jaszczurowski, kierownik Oddziału Kardiologicznego ze Stanowiskiem Intensywnego Nadzoru Kardiologicznego są zdania, że pacjentem zajęto się we właściwy merytorycznie sposób – odpowiednio do aktualnego stanu klinicznego, wywiadu i zgłaszanych dolegliwości oraz zgodnie z obowiązującymi standardami postępowania, ustalonymi przez Polskie Towarzystwo Kardiologiczne i Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne. „Liczba i rodzaj badań przeprowadzonych w oddziale była wystarczająca do prowadzenia właściwej i skutecznej terapii” – czytamy w wystosowanej przez nich odpowiedzi.
Interesowało nas też jak potoczyły się dalsze losy skargi złożonej przez naszego bohatera. Z tego co nam odpisano, wynika, że w odpowiedzi na zarzuty Włodzimierza Rosińskiego powstało pismo, które 23 stycznia trafiło do dyrektora do spraw medycznych Wojciecha Muchackiego, a właściwa odpowiedź została wystosowana do pacjenta dwa dni później. Przy okazji rzeczniczka i kierownik oddziału podkreślają, że: „Pacjent nie zgłaszał się do ordynatora w celu wyjaśnienia nurtujących go wątpliwości, pomimo że taka możliwość istniała codziennie”.
Według naszego rozmówcy jedynym skutkiem skargi było to, że wykonano mu USG, które w wypisie rozbito na UKG i Dopplera. Odnosząc się do tego ostatniego przedstawiciele szpitala wyjaśniają, że zapis badania echokardiograficznego zawiera opis wymiarów jam serca, grubości jego ścian oraz kurczliwości. Doppler to opis przepływów przez zastawki serca. „Badania te są wykonywane rutynowo jednoczasowo, format opisu wynika z szablonu stworzonego przez sekcję informatyki. Opinie, wyrażone przez pacjenta („USG rozpisane na UKG i Doppler”) świadczą o nieznajomości zagadnienia i formułowaniu nieuprawnionych zarzutów” czytamy w odpowiedzi szpitala.
Jeżeli chodzi o kontrolę stanu rozrusznika, z pisma Izabeli Trojanowskiej i Wojciecha Jaszczurowskiego wynika, że szpital nie mógł jej przeprowadzić. Dlaczego? Otóż każda z firm produkujących rozruszniki oferuje też własne, unikalne urządzenia do ich kontroli – tzw. programatory. W przypadku Włodzimierza Rosińskiego potrzebny był programator firmy Boston Scientific, którego Szpital Wojewódzki nie posiada i nigdy nie posiadał. Aby nie zostawiać pacjenta na lodzie, poinformowano go o możliwości poddania się kontroli w ośrodkach, które urządzenie to mają na stanie – tutaj padają nazwy specjalistycznych placówek z Tychów, Katowic-Ochojca plus szpital, w którym Włodzimierzowi Rosińskiemu wszczepiano rozrusznik. „Należy dodać, że podczas hospitalizacji nie było pilnej potrzeby kontroli urządzenia wynikającej ze stanu technicznego” – podkreślają przedstawiciele szpitala.
A co z obawami pacjenta dotyczącymi zmian w lekach? „Stosowanie leków podczas hospitalizacji oraz zalecenia powypisowe wynikają ze stanu klinicznego, wyników badań, wiedzy medycznej i doświadczeń ośrodka. Zalecenia, które otrzymał pacjent oparte są właśnie na tej podstawie. Między innymi stosowana ambulatoryjnie przez pacjenta aspiryna została zamieniona na nowoczesny lek przeciwzakrzepowy rivaroxoban – w związku z dużym ryzykiem wystąpienia udaru mózgu. Aspiryna nie wykazuje takiego działania w tym przypadku!”
Na koniec odpowiadający podkreślili, że zmiany w lekach wprowadzono w oparciu o aktualną wiedzę medyczną, w tym przypadku o punktację w skali CHADs-VASc (służącą do oceny ryzyka wystąpienia powikłań zakrzepowo-zatorowych u pacjentów z migotaniem przedsionków – przyp. red.).