Na rozstaju dróg w Lgocie stoi skromny pomnik upamiętniający ofiary pacyfikacji przysiółka Podlas. Nie ma dnia, by ktoś nie zatrzymał się przy nim na chwilę zadumy lub cichej modlitwy, nie westchnął nad losem bestialsko zamordowanych osób. Ale monument coraz bardziej niszczeje, a jego remont uniemożliwia upór jednej osoby…
Była jesień 1944 roku. Już od jakiegoś czasu do mieszkańców Lgoty docierały wieści, które pozwalały im mieć nadzieję na rychłe wyzwolenie spod okupacji. Ale nie wszystkim dane było dożyć wycofania się hitlerowców z okolic wsi. 29 października, na trzy miesiące przed tą jakże wyczekiwaną chwilą, do przysiółka Podlas wkroczyły oddziały niemieckie, paląc zabudowania i mordując ludzi. Był to odwet za gościnę udzieloną poprzedniego dnia partyzantom. Hitlerowcy zabili wówczas osiem osób – sześciu mężczyzn i dwie kobiety. 74-letnią Marię Ochman tłukli kolbami karabinów, dopóki nie omdlała. Potem wrzucili ją do płonącego domu, być może jeszcze żywą, choć nieprzytomną.
W 40 lat później, poniżej doszczętnie zniszczonego przysiółka stanął pomnik przypominający o tamtym tragicznym wydarzeniu. Został wzniesiony na prywatnym gruncie, za zgodą jego ówczesnych właścicieli. Teraz gmina chciałaby przejąć ten niewielki kawałek działki od ich syna. Pomnik bowiem pilnie wymaga remontu – jego postument jest cały spękany, zaś otaczająca go posadzka z betonowych płytek już niemal całkowicie się rozsypała. A ponieważ w przyszłym roku przypada okrągła, 75. rocznica pacyfikacji, w planach jest przygotowanie większych niż zazwyczaj obchodów upamiętniających poległych mieszkańców przysiółka Podlas. Wstyd byłoby organizować je przy ruinie, tymczasem możliwość odnowienia monumentu stoi pod znakiem zapytania…
– Sytuacja jest trochę skomplikowana. Nawet przy wykaszaniu trawy wokół pomnika pojawiły się problemy. Właściciel zgodził się, aby to robili pracownicy Gminnego Zakładu Komunalnego, natomiast nie życzy sobie, żeby zajmowali się tym druhowie z Ochotniczej Straży Pożarnej w Lgocie – mówi wójt gminy Tomice Witold Grabowski. Włodarz skierował do mężczyzny już dwa pisma z prośbą o przekazanie fragmentu działki z pomnikiem na rzecz gminy, ale nie doczekał się na nie żadnej odpowiedzi. Bez skutku apelował do właściciela również podczas ostatniego zebrania wiejskiego w Lgocie, które odbyło się w sierpniu. Mieszkańcy zasugerowali wówczas przeniesienie monumentu w inne miejsce, jednak wójt nie uważa tego za dobry pomysł, ponieważ obecnie stoi on w doskonale widocznym, charakterystycznym punkcie – na wysepce pośrodku skrzyżowania.
Właściciel tłumaczy, że nie zgadza się na przejęcie gruntu z pomnikiem przez gminę, ponieważ ma niezbyt dobre doświadczenia z jej władzami. – Dopóki personalnie nic się w niej nie zmieni, nie widzę możliwości, by przekazać ten kawałek działki. Kiedyś może będą tam inni, bardziej rozsądni ludzie i wtedy zdecyduję się to zrobić. Sam wójt też jest dziwny. Mógł zacząć temat jakoś inaczej, bardziej taktownie i dyplomatycznie, a on po prostu przysłał do mnie pismo, że chce to przejąć bezpłatnie. Mnie nie chodzi o pieniądze, ale o zwykłą ludzką przyzwoitość, której – w moim przekonaniu – tutaj zabrakło – twierdzi. Pomimo tych zastrzeżeń zapewnia, że nie ma nic przeciwko remontowi czy przebudowie pomnika. Nie jest to jednak takie proste.
Modernizacja obiektu stojącego na prywatnym gruncie może przysporzyć gminie niemałych problemów, dlatego Witold Grabowski próbuje najpierw uregulować sprawy własnościowe. I jest pewien, że uda mu się to osiągnąć. – Ani ja nie mam na pieńku z właścicielem, ani on ze mną, więc powinniśmy dojść do porozumienia. Może nie od razu, ale pomalutku, małymi krokami. W ostateczności gmina może przejąć ten kawałek działki przez zasiedzenie, jako pas drogowy. W sądzie na pewno dopniemy swego, tylko to będzie trwało. Mam jednak nadzieję, że obejdzie się bez tak drastycznych środków – mówi wójt.
Dziwne. Czy wójt apelował do właściciela na zebraniu wiejskim osobiście czy też “w powietrze”? Pisma też nie są osobistym spotkaniem się, to wójt jest władny zaprosić do siebie mieszkańca a nawet pojechać osobiście do domu jeśli tego nie umie sołtys Lgoty. Dużo jest prawdy w tym co mówi mieszkaniec, widać że personalnie nic się nie zmieniło więc nie jest to takie proste według uwarunkowania mieszkańca. A strony tutaj są dwie. Trzeba rozmawiać osobiście, taktownie, z poszanowaniem mieszkańca. Szanujmy się póki żyjemy. Nie tak znowu pomalutku, małymi krokami trzeba załatwiać bo jest tylko około pół roku na to.