1 kwietnia 2016 roku roku Sejm uchwalił Ustawę o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej. I zaczęło się…
Ustawodawca nie owijał w bawełnę, że chodzi mu o jedno: wyrugować z przestrzeni publicznej wszystko, co mogłoby się wiązać i kojarzyć w jakikolwiek sposób z poprzednim ustrojem. Pomysł nie był nowy. Oczyszczanie kraju z tego typu „pamiątek” trwa już od blisko 30 lat i wydawało się, że samorządy – w tym bielski – dawno się z tym uporały.
Rządząca obecnie krajem ekipa uznała jednak, że proces ten nie przebiega jak należy i postanowiła go przyspieszyć narzucając samorządowcom ustawowy rygor. Dostali niewiele czasu, aby dokonać oczekiwanych przez rządzących zmian w nazewnictwie ulic. Na tych, którzy by się z tym ociągali lub byli zbyt wyrozumiali, ukręcono bat w postaci nadzoru wojewody. Z mocy urzędu może on pozmieniać – według własnego widzimisię – wszystkie „niepoprawne” nazwy, jeśli tylko uzna, iż są niezgodne z zapisami przyjętej przez parlament ustawy. Natomiast o tym, co jest właściwe a co nie, decyduje Instytut Pamięci Narodowej. I do tej właśnie instytucji miały zgłaszać się władze samorządowe w razie jakichkolwiek wątpliwości czy taka a taka nazwa podpada pod ustawę dekomunizacyjną – jak potocznie została nazwana – czy też nie.
Gdy nowe prawo weszło w życie wydawało się, że w Bielsku-Białej wiele do zrobienia nie będzie, bo już na początku lat 90. ubiegłego wieku pozbyto się z ulic tabliczek z nazwiskami radzieckich i rodzimych generałów oraz działaczy komunistycznych.
Później dokonywano jeszcze kilku drobniejszych korekt, usuwając to, o czym zapomniano za pierwszym razem. Teraz wyjścia jednak nie było i bielskie władze miasta rozpoczęły kolejną akcję lustracyjną. Na początek członkowie działającej w ratuszu komisji do spraw nazewnictwa (w jej skład wchodzą oprócz urzędników i samorządowców także historycy) przyjrzeli się nazwom, które co prawda mogły budzić wątpliwości, lecz bez wysiłku można było dopasować ich legendę do nowych czasów i uznać, że z propagowaniem komunizmem nic wspólnego nie mają. Takie zabiegi dokonywano zresztą w wielu miastach, a majstersztykiem było dopasowanie w jednym z mazowieckich miasteczek nazwy ulicy 22 Lipca do podpisanej tego właśnie dania w 1807 roku Konstytucji Księstwa Warszawskiego (oczywiście wcześniej odnosiła się ona do ogłoszonego 22 lipca 1944 roku przez PKWN Manifestu Lipcowego).
W Bielsku-Białej tak spektakularnej metamorfozy nie było, lecz dzięki prostemu zabiegowi udało się uniknąć kosztownej zmiany nazwy ulicy Czwartaków. Teraz odnosi się ona do czwartego pułku legionów Józefa Piłsudskiego, a nie – jak wcześniej – do jednej z formacji wchodzących w skład Ludowego Wojska Polskiego. Jednak w przypadku pięciu innych budzących wątpliwości patronów tak łatwo ustawy obejść się nie dało. Przy czym bez większych ceregieli postanowiono pozbyć się tabliczek z nazwą Armia Ludowa na jednej z niewielkich uliczek. W miejsce tej proradzieckiej formacji ustanowiono na patrona generała Józefa Hallera. To logiczne posunięcie, bo ulica Armii Ludowej była przedłużeniem ulicy o takiej właśnie nazwie (przed laty w całości nosiła nazwę Armii Ludowej, lecz w 1991 roku jej większą część przemianowano właśnie na Józefa Hallera).
Z czterema pozostałymi ulicami było trudniej i bielski samorząd zwrócił się o opinię do IPN-u. Chodziło o radzieckich pisarzy – poetę Włodzimierza Majakowskiego oraz prozaika Maksima Gorkiego, a także o podejrzewanego o konszachty z komunistami w okresie powojennym Karola Krausa – przed i powojennego wójta Komorowic, jak również Hałcnowa i Kóz. Wątpliwości budził także niejaki Zmożek (niejaki, bo w oficjalnym rejestrze do nazwiska patrona nie przypisano żadnego imienia). Co do wójta oraz pisarzy, IPN zastrzeżeń (przynajmniej na razie) nie miał, więc pozostali. W przypadku Zmożka historycy instytutu zalecił zmianę nazwy i władze miasta przychyliły się do tej sugestii. Teraz jest to ulica Nad Białą.
Wydawało się, że to koniec dekomunizacji przestrzeni publicznej Bielska-Białej, lecz sprawy potoczyły się inaczej. W listopadzie 2017 roku wojewoda najwyraźniej uznał, że bielski samorząd nie najlepiej wywiązał się ze swojego zadania, bo „przepuściły” trzy niepoprawne nazw.
Chodziło mu o ulice: I Armii Wojska Polskiego, Dywizji Kościuszkowskiej oraz Kazimierza Sumpera. Zdaniem wojewody promowały one komunizm. Władze miasta postanowiły jednak ręki do tego nie przykładać i sugerowanych zmian nie dokonały. Powoływały się na opinie bielskich historyków, że nazwy te powinny pozostać. W przypadku ulic: I AWP oraz Dywizji Kościuszkowskiej podkreślano nawet w piśmie skierowanym w tamtym czasie przez władze miasta do wojewody, że „W ramach tych formacji walczyli polscy żołnierze, wśród nich również mieszkańcy Bielska i Białej, dla których była to jedyna droga powrotu do rodzinnego kraju, a także możliwość walki z okupantem niemieckim”. Nie pomogło. Pod koniec marca ubiegłego roku wojewoda – powołując się na ustawowy obowiązek – wydał zarządzenie zastępcze w sprawie ulic: I AWP i Dywizji Kościuszkowskiej. Pierwsza otrzymała – nadaną przez wojewodę – nazwę Cichociemnych, druga Józefa Rymera, niemającego nic wspólnego ze stolicą Podbeskidzia, jednego z przywódców III powstania śląskiego, a później pierwszego wojewodę śląskiego. Ratusz odwołał się od tej decyzji do sądu administracyjnego. Ostatecznego rozstrzygnięcia w obu przypadkach jeszcze nie ma. Przed Naczelnym Sądem Administracyjnym toczą się bowiem postępowania odwoławcze.
Pod koniec czerwca wojewoda „przypomniał” sobie także o Kazimierzu Sumperze (zamordowanym w wieku 21 lat w obozie koncentracyjnym Auschwitz, przedwojennym harcerzu działającym w okresie okupacji w szeregach konspiracyjnego harcerstwa, a po aresztowaniu przywódców tej organizacji współpracującym – od 1942 – roku z Polską Partią Robotniczą). Uliczka jego imienia przemianowana została przez wojewodę na Sierpniową i taką już pozostanie, bo władze miasta od tej decyzji nie odwołały się.
Na tym się jednak nie skończyło. Po ulicach przyszedł czas na pomniki i pamiątkowe tablice.
Na początku ustawa dekomunizacyjna nie narzucała wprost samorządom rugowania z ulic i placów tego typu pozostałości. Mowa w niej była o nazwach budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej, w tym dróg, ulic, mostów i placów.
Zmieniło się to w październiku 2017 roku, gdy weszły w życie przepisy nowelizujące tę ustawę. Wtedy pojawił się w niej zapis o tym, że „pomniki nie mogą upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny, ani w inny sposób takiego ustroju propagować”.
Za podlegające usunięciu ustawodawca uznał także pomniki odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944-1989. Zapisy ustawy wyraźnie określiły – aby nikt już nie miał żadnych wątpliwości i złudzeń – że „przez pomniki rozumie się również kopce, obeliski, kolumny, rzeźby posągi, popiersia, kamienie pamiątkowe, płyty i tablice pamiątkowe, napisy i znaki”.
IPN bardzo szybko zainteresował się tego typu bielskimi „reliktami” z czasów PRL-u. W efekcie tego z przestrzeni miasta zniknęły kolejne pamiątki z tamtych lat, kojarzące się jednak bardziej z tragicznym okresem okupacji hitlerowskiej niż komunistyczną przeszłością.
Chodzi o pomnik Janiny Drewniak – działaczki Związku Walki Młodych (komunistycznej organizacji młodzieżowej prowadzącej walkę zbrojną z okupantem) zabitej w lipcu 1945 roku w miejscu (przy obecnej ulicy Chłodnej), gdzie w latach 80. postawiono obelisk ku jej pamięci. Podpadła też tablica upamiętniająca miejsce spektakularnej akcji zbrojnej w wykonaniu partyzantów z Armii Ludowej przeciwko niemieckiemu okupantowi, wisząca na budynku szkolnym przy ulicy Konopnickiej. Sprzeciw IPN-u wywołała także tablica przy ulicy Tartacznej (u wylotu Doliny Wapienicy) upamiętniająca miejsce rozstrzelania przez Niemców grupy żołnierzy radzieckich oraz polskich partyzantów. Początkiem roku wojewoda zobowiązał prezydenta miasta do wykonania obowiązku – jak to określono – usunięcia z przestrzeni publicznej na podległym mu terenie obiektów zakwalifikowanych przez Instytut Pamięci Narodowej jako niezgodne z ustawą dekomunizacyjną. Jednocześnie IPN wyraził opinię, że wyżej wymienione bielskie pomniki są niezgodne z zapisami tejże ustawy.
Ratusz nie miał więc innego wyjścia jak je usunąć. Dokładniej rzecz ujmując, pomnik Janiny Drewniak został rozebrany i przewieziony do miejskiego magazynu. Trafiła tam również tablica z Wapienicy (niewielki kamienny mur, do którego była przytwierdzona, ze względu na zły stan techniczny został rozebrany). Jeśli chodzi o tablicę wiszącą na budynku szkoły przy ulicy Konopnickiej to ze ściany co prawda nie została zdjęta, lecz widniejącą na niej inskrypcję zakryto tynkiem. Przestała więc być czytelna.
Czy to już koniec dekomunizacji przestrzeni Bielska-Białej?
Czas pokaże. Patrząc jednak na te działania nie sposób wyzbyć się wątpliwości czy chodzi wyłącznie o dekomunizację przestrzeni publicznej, czy też może o coś więcej? O próbę napisania współczesnej historii od nowa. To może oznaczać jednak jej zakłamywanie, takie samo – choć w drugą stronę – z jakim mieliśmy do czynienie właśnie w czasach tak negowanego PRL-u.
Wraz z pamiątkowymi tablicami czy pomnikami wymazywana jest przecież pamięć o postaciach i wydarzeniach, które tę historię – jakby nie było – także tworzyły. Można się o nią spierać, lecz nie można przemilczeć.
Bo nie da się przecież wymazać ustawowymi nakazami tego co się wydarzyło. Przy czym nie chodzi o to, aby gloryfikować tamte czasy, osoby czy wydarzenia, lecz o zwykłe znaki przeszłości, które powinny być traktowane jak żywa lekcja naszej trudnej historii. Co więcej, patrząc na to, co na przykład stało się w Wapienicy, trudno nie zastanowić się czy nie jest to wręcz zamazywanie pamięci o ohydnej zbrodni. Bo jak inaczej nazwać usunięcie tablicy upamiętniającej miejsce rozstrzelania jeńców? Chyba nie dekomunizacją przestrzeni publicznej…
pozostała jeszcze ulica Czerwona !! na całe szczęście wcześniej już zlikwidowano ulicę Czerwonych Wierchów.
Zostawcie nieżyjących i szczerych komunistów w spokoju…. Te zmiany generują tylko niepotrzebne koszty
Mam nadzieję, że dożyję kolejnego sprzątania.
To są pomysły prostactwa, które uważa, że ma monopol na tworzenie historii.
Mam nadzieję, że ich też szybko wymażą ….. następne wybory.
I tak im dopomóż Bóg…
Ani Bielsko nie jest wyczyszczone ani inne miasta i wsie. Bo żyje jeszcze wielu obywateli, którzy pamiętają czasy minione, ich skomplikowaność, pobierali naukę w PRL a nie daj Boże zaangażowali się w odbudowę kraju po wojnie w innym rozumieniu. Trzeba poczekać aż wymrą to będzie łatwiej opowiadać straszne rzeczy o przeszłości PRL. Jest zatrudniony w tym kierunku sztab ludzi historyków całkiem dobrze opłacanych a więc szukają i muszą mieć efekty.
Niestety, ale jest to totalna bzdura taka manipulacja historią. Te wydarzenia się już odbyły, osoby bronić się nie mogą. Zdjęcie tablicy upamiętniającej rozstrzelanie żołnierzy polskich i radzieckich przez hitlerowców. Czy to nie zakrawa aby na propagowanie hitleryzmu ? To są właśnie te momenty kiedy władza skłóca niepotrzebnie Polaków między sobą, którzy przecież mają prawo do własnego zdania i mogą być zarówno przeciw tym symbolom jak i popierać upamiętnienie historii. Z tym że lwiej części tak naprawdę jest wszystko jedno. Natomiast takie sztuczne wywoływanie sporów jest co najmniej niesmaczne Większość spornych elementów już dawno temu została usunięta, a to co pozostało… Czytaj więcej »