Grupa bielszczan chce, aby władze miasta zaprosiły do Bielska-Białej rodzinę z syryjskiego Aleppo i pomogły jej osiedlić się w grodzie nad Białą. Zbierają podpisy pod petycją do Rady Miejskiej w tej sprawie. Podpisało ją już ponad pół tysiąca osób.
„My, mieszkańcy Bielska-Białej, zwracamy się z pilnym wnioskiem o podjęcie przez Radę Miejską uchwały w sprawie zapewnienia warunków do osiedlenia się w Bielsku-Białej rodzinie z miasta Aleppo (Syria), obejmującej możliwość zamieszkania i okresowe wsparcie finansowe”- czytamy na wstępie tego dokumentu. Swój pomysł uzasadniają między innymi koszmarem, jaki stał się udziałem tych ludzi. „Niewyobrażalna tragedia nieustannie bombardowanych mieszkańców porusza nas do głębi. W imię ogólnoludzkiej solidarności winniśmy im pomoc!” piszą w petycji sporządzonej w połowie grudnia, gdy naloty w Aleppo jeszcze trwały. Zwracają uwagę, że tak zasobne miasto jak Bielsko-Biała stać na taki gest i radni z pewnością podejmą w tej sprawie dobrą decyzję. Dodajmy, że stolica Podbeskidzia to niejedyne polskie miasto, którego mieszkańcy wystąpili do władz z podobnym apelem.
Grażyna Staniszewska, działaczka opozycji niepodległościowej oraz była wieloletnia posłanka i eurodeputowana przyznaje, że pomysł jest nawiązaniem do apelu papieża Franciszka, który chciał, aby każda parafia przyjęła po jednej rodzinie z Syrii. Tamten apel przeszedł prawie bez echa. – Teraz chodzi o to, by choć jedną rodzinę przyjęło jedno duże miasto – mówi nie kryjąc, że nie tylko nas na to stać, lecz jest to wręcz nasz obowiązek w obliczu tragedii, jaka spotkała Syryjczyków.
Radni sprawą się jeszcze nie zajęli. Trwa zbieranie podpisów pod petycją, a pomysłodawcy mają nadzieję, że im będzie ich więcej, tym łatwiej zdołają przekonać Radę Miejską do tego projektu. Poza tym główny organizator bielskiej akcji, Szymon Kułakowski, jest jedną z kilkuset osób, które w drugi dzień świąt wyruszyły pieszo z Berlina do Aleppo i obecnie nie ma go w kraju. Stąd też radni najpewniej zajmą się tą sprawą nie wcześniej niż w lutym. Będzie to – ocenia Grażyna Staniszewska – test na ich humanitaryzm.
Jarosław Klimaszewski, przewodniczący RM przyznaje, że sprawa jest mu znana i będzie rozpatrywana – na początku przez członków komisji bezpieczeństwa i samorządności – gdy tylko petycja oficjalnie wpłynie do ratusza. Wyjaśnia też, że radni nie są władni zapraszać i osiedlać w Bielsku-Białej obcokrajowców. – Możemy jedynie wyrazić swoje stanowisko, deklarując gotowość ich przyjęcia lub odrzucając ten pomysł. Natomiast to, czy syryjska rodzina zostanie sprowadzona do Polski, zależeć może wyłącznie od działań podejmowanych na szczeblu Ministerstwa Spraw Zagranicznych – tłumaczy.
Dodajmy, że od kilku lat władze Bielska-Białej przyjmują Polaków mieszkających na Wschodzie (w krajach byłego ZSRR). W ten sposób już kilka repatrianckich rodzin zamieszkało i zaaklimatyzowało się w stolicy Podbeskidzia. Pomoc miasta sprowadza się w takich wypadkach do zapewnienia repatriantom mieszkania oraz objęcia ich przez rok pomocą socjalną i programem umożliwiającym adaptację do nowej sytuacji życiowej. Tak samo miałoby być w przypadku uchodźców z Syrii. Z tą różnicą, że konieczne byłoby również – oceniają pomysłodawcy – przełamanie uprzedzeń i obaw, jakie towarzyszą w polskim społeczeństwie rozmowom o uchodźcach z Bliskiego Wschodu. Grażyna Staniszewska zapewnia, że wśród osób, które podpisały się pod petycją, jest wiele takich, które deklarują, iż gdyby do Bielska-Białej udało się sprowadzić syryjską rodzinę, są chętne bezinteresownie pomóc jej zaadaptować się do nowej rzeczywistości. Teraz więc to czy stolica Podbeskidzia otworzy się na emigrantów jest w rękach radnych miejskich. „Liczymy na Was!” – kończą swój apel do radnych jego autorzy.
Na tym jednak nie kończy się sprawa. W reakcji na petycję zwolenników sprowadzenia do Bielska-Białej syryjskiej rodziny zbierane są podpisy – w kręgach związanych z ruchami narodowymi – pod innym apelem do RM, wyrażającym sprzeciw przeciwko osiedlaniu w Bielsku-Białej emigrantów…
