Policjanci wspólnie z wiślańską Strażą Leśną patrolowali szlaki w Beskidach, by eliminować tych, którzy poruszają się na nich skuterami śnieżnymi, zagrażając przy tym bezpieczeństwu turystów i burząc spokój zwierząt.
Zakaz poruszania się po lesie dotyczy wszystkich pojazdów, zarówno kołowych, jak i skuterów śnieżnych. “Dlaczego?” – to pytanie często pada z ust kontrolowanych przez mundurowych i Straż Leśną „miłośników gór”.
– Skutki przejazdu skuterów i quadów dla przyrody powodują ogromny hałas, który płoszy i stresuje zwierzęta. Nie trzeba dodawać, że w przypadku poruszania się szlakiem taki pojazd nie jest w stanie wyhamować równie szybko, jak samochód na jezdni i nie jest tak sterowny, jak na zwykłej drodze. W przypadku konieczności szybkiej reakcji na zagrożenie, bardzo łatwo o poważny wypadek, kosztowną akcję ratowniczą i jeszcze bardziej kosztowną rehabilitację… Dodatkowo, w okresie zimowym, kiedy zwierzęta trwają w śnie zimowym, niepotrzebne ich wybudzenie może mieć dla nich tragiczny finał. Na terenie rezerwatów przyrody, gdzie dzika przyroda ma swoją ostoję, jest to wyjątkowo dotkliwe – argumentuje Krzysztof Pawlik.
Hałas to jednak nie wszystko. Trzeba bowiem dodać do tego także inne negatywne skutki – niszczenie mechaniczne roślinności i gruntu, potrącanie i rozjeżdżanie zwierząt, emisja spalin oraz przedostawanie się do środowiska płynnych substancji szkodliwych, takich jak paliwa i inne płyny eksploatacyjne. – Tego prawdziwi miłośnicy gór nie robią. Pamiętajmy, że Beskidy to nasz wspólny skarb, a nie tor wyścigowy – podkreśla Krzysztof Pawlik.
Łamanie zakazów obowiązujących w rezerwatach i lasach to wykroczenia, zagrożone mandatem do 500 zł lub grzywną w wysokości do 5 000 zł. Jeśli udowodni się, że dana osoba spowodowała istotną szkodę przyrodniczą, może na podstawie art. 181 kodeksu karnego odpowiadać za swój czyn jak za przestępstwo zagrożone konfiskatą pojazdu, a nawet więzieniem. Kodeks wykroczeń przewiduje kary nie tylko za wjazd, ale również za sam postój pojazdu w lesie.
Jednak to nie przepisy prawa powinny odstraszać kierowców przed wjazdem do lasu czy rezerwatu. W pierwszej kolejności chodzi przecież o dobro przyrody i wyrozumiałość dla zasad jej ochrony.
– Moda na rekreację motorową narasta, a działania instytucji zajmujących się ochroną przyrody niestety nie wystarczają. Ważne jest zaangażowanie lokalnych społeczności oraz turystów, którzy posiadają wiedzę na temat osób naruszających te zasady, aby o tym informowały straż leśną lub policję w myśl zasady “Nie reagujesz – akceptujesz!” – dodaje Krzysztof Pawlik. Jako przykład, który może zadziałać na wyobraźnię amatorów górskich przejażdżek, wskazuje sprawę z Kamiennej Góry sprzed dwóch lat. Tam, po wspólnej akcji strażników leśnych, strażników Karkonoskiego Parku Narodowego i policjantów, zatrzymano amatorów jazdy na skuterach śnieżnych po lesie. Sąd skazał każdego z nich na 10 tysięcy złotych grzywny. Wandalom groził także zakaz prowadzenia pojazdów, ale ta kara została uchylona. To niejedyny przypadek tak wysokich mandatów.
Niech mi ktoś wytłumaczy po co w jednym patrolu I policja i straż leśna? Po co mnożyć koszty takich patroli?
Przecież i jedna i druga służba ma uprawnienia do nakładania mandatów za te wykroczenia? To nie mogą w tym czasie patrolować dwa razy większego obszaru?
Może dlatego, że Straż Leśna zna leśne ścieżki i ma do poruszania się po nim lepszy sprzęt dla poruszania się zimą w górach? Skup się, bo nie myślisz.
To po im ten policjant? Sami nie potrafią nałożyć mandatu? O to pytam. Policjant niech w tym samym czasie patroluje w innym miejscu te ścieżki leśne które zna. Straż leśna ma prawo do legitymowania, wystawiania mandatów i nawet są uzbrojeni.
Ha ha ha wielka mi akcja raz na rok. Przyjedzcie do Łodygowic ul. Porąbki Zjazdowa co dziennie kłady, krosy, terenówki jeżdżą po lesie i nikogo to nie interesuje. Cały las zdewastowany. Przypomnę tylko że to Park krajobrazowy.Policja służby leśne i oczywiście wójt mają to gdzieś
Mandat powinien wynosić 20 tysięcy i obowiązkowy strzał w ryj.