Czy tuż obok bielskiego ratusza mieściła się katownia Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, w której po wojnie w bestialski sposób mordowano przeciwników ustroju komunistycznego?
Zaczęło się przypadkowo. W parku za miejskim ratuszem od 1941 roku znajduje się tak zwana szczelina przeciwlotnicza. Jej obecność nie rzuca się w oczy, lecz o istnieniu tej podziemnej „fortyfikacji” historycy badający przeszłość miasta, a także miłośnicy Bielska-Białej wiedzieli od dawna. Szczelina to tak naprawdę wykopany w ziemi prowizoryczny schron w kształcie litery „L”. Podziemia mają długość około 50 metrów. Podzielone są na dwa duże, połączone ze sobą pod kątem 90 stopni pomieszczenia. Przy wejściach po obu stronach szczeliny znajdują się niewielkie przedsionki.
Podczas nalotu lub ostrzału artyleryjskiego można się tam było schronić. Szczelinę wybudowali Niemcy zgodnie z obowiązującymi w tym czasie w III Rzeszy przepisami (obszar przedwojennego Bielska oraz Białej został włączony do terytorium hitlerowskich Niemiec}. Takie prowizoryczne schrony należało budować przy gmachach użyteczności publicznej na terenie całych Niemiec. Ten mógł pomieścić około 280 osób i miał dawać ochronę pracownikom ratusza oraz mieszkańcom śródmieścia (nie była to jedyna tego typu konstrukcja w ówczesnym Bielsku). Wejścia do szczeliny, z obu jej stron, były w tym czasie otwarte, a przed deszczem czy śniegiem wnętrze chroniło jedynie jakieś lekkie drewniane zadaszenie. Tunel umocniono betonem. Wewnętrzne przegrody wraz ze specyficznym ukształtowaniem samej „transzei” miały zapobiegać rozchodzeniu się w jej wnętrzu fali uderzeniowej w razie bezpośredniego trafienia lub eksplozji w bezpośrednim sąsiedztwie szczeliny.
Podziemne buszowanie
Teraz miejsce to wygląda inaczej. Najpewniej w latach 50. lub na początku 60. wejścia do schronu dokładnie zakryto od góry betonowym stropem i przysypano ziemią. Na górze porosła trawa i podziemna konstrukcja wtopiła się w otoczenie. Ktoś kto nie wiedział o jej istnieniu z pewnością nie zdawał sobie nawet sprawy, co kryje w tym miejscu miejski park. Przez wiele lat jedyną wskazówką, że coś jest pod ziemią była wystająca z gruntu ogromna betonowa płyta zasłaniające wejście do szczeliny od strony rzeki Białej. Płyty nie zasypano dokładnie ziemią, więc była częściowo widoczna (aż do ostatniej modernizacji parku). Sądząc po jej wyglądzie można przypuszczać, że położono ją nieco później niż tę zakrywającą drugie wejście i zrobiono to najpewniej dopiero w latach 70. ubiegłego stulecia (możliwe, że płyta pierwotnie blokująca dostęp do szczeliny się załamała i trzeba było ją wymienić).
Z relacji jednego z naszych czytelników, który na początku lat 70. uczęszczał do pobliskiej szkoły podstawowej wynika, że faktycznie w tamtym czasie do tunelu można było wejść. Wspomina, że wraz z kolegami często „buszował” w podziemiach, co było dla nich niesamowitym przeżyciem. Do środka wchodziło się – jak tłumaczy – właśnie od strony rzeki, tam gdzie później pojawiła się betonowa płyta. Jej montaż sprawił, iż przez kolejne blisko 50 lat nikt już najpewniej do szczeliny nie zaglądał.
Ślady po pociskach
Cztery lata temu zajrzał tam Jacek Kachel. Miało to związek z przygotowywaną rewitalizacją parku za ratuszem. Chodziło o zbadanie i skatalogowanie tunelu. Co prawda modernizacja parku nie obejmowała samej podziemnej konstrukcji, jednak zadbano o to, aby szczelina – jako pamiątka przeszłości – ponownie była dostępna do zwiedzania. Na obu jej końcach przygotowano specjalne „drzwi” wejściowe zabezpieczone metalowymi (zamykanymi na klucz) metalowymi płytami. Odwiedziny tajemniczego tunelu stały się odtąd jedną z atrakcji miasta, choć – co warto podkreślić – sam obiekt nie jest ogólnodostępny i jest udostępniany mieszkańcom jedynie przy specjalnych okazjach, jak chociażby „Noc Muzeów”.
– Już podczas pierwszej wizyty w szczelinie zwróciłem uwagę, że jedna z ceglanych przegród jest mocno wyszczerbiona – tłumaczy Jacek Kachel. Początkowo jednak nie przywiązywał do tego wielkiej wagi, uznał, że to normalne w tak starych konstrukcjach. Dopiero później zauważył, że pozostałe przegrody nie noszą podobnych oznak zniszczenia. To wzbudziło jego ciekawość. Pod dokładniejszym przyjrzeniu się okazało się, że na przegrodzie widnieją liczne ślady po pociskach w postaci charakterystyczny niewielkich owalnych wgłębień. Zwróciły na to także uwagę inne osoby odwiedzające to miejsce.
– Nie znam się na broni i balistyce, więc o pomoc w zinterpretowaniu śladów ścianie zwróciliśmy się w tym roku do ekspertów z dziedziny balistyki i kryminalistyki, w tym do doktora Dariusza Szydłowskiego, technika kryminalistyki w Komendzie Miejskiej Policji w Bielsku-Białej. Specjaliści orzekli jednoznacznie, że faktycznie są to otwory po pociskach – tłumaczy historyk dodając, że odkryli nawet, iż w ścianie tkwi jeszcze kilka spłaszczonych kul. Eksperci ocenili, iż najpewniej chodzi o naboje pistoletowe kalibru 7,62 stosowane między innymi w pistolecie „TT” konstrukcji Fiodora Tokariewa. Broń ta była powszechnie używana w tamtym czasie w armii sowieckiej oraz wojsku polskim, a także milicji oraz służbie bezpieczeństwa.
Przerażająca wizja
Co więcej, gdy przegrodę oświetlono światłem ultrafioletowym zaczęła intensywnie świecić na niebiesko, co świadczy o obecności na cegłach dużej ilości materiału biologicznego. Wtedy fakty ułożyły się w logiczną – choć przerażającą – całość. Czyżby w tym miejscu ubecy rozstrzeliwali przeciwników ustroju? Park położony jest na tyłach budynku przy obecnej ulicy Stojałowskiego 18, w którym w latach powojennych swoją siedzibę miał Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Białej (owiana złą sławą „ubecja”). Szczelina położona jest dosłownie kilka metrów od tego gmachu. Niewykluczone więc, że ubecy wykorzystywali ją jako miejsce straceń.
Choć to centrum miasta – w tamtym czasie było to miejsce odludne. Po zmroku – gdy obowiązywała godzina policyjna – nikt tam nie zaglądał. Wystarczyło doprowadzić do wykopu nieszczęśnika i uśmiercić strzałem w głowę z bliskiej odległości, jak to robili komunistyczni oprawcy. Wspomniane pociski do „tetetki” po przeszyciu ciała mogły utkwić głęboko w ceglanej ścianie.
Oczywiście na razie to tylko hipoteza, bo równie dobrze świecący w ultrafiolecie materiał biologiczny może okazać się zwykłą pleśnią. Natomiast ślady po kulach mogą być pozostałością po treningach w obchodzeniu się z bronią czy ćwiczeniach strzeleckich, jakie w szczelinie urządzali sobie po wojnie młodzi milicjanci czy ubecy.
Wiele w tej kwestii wyjaśni śledztwo, jakie w tej sprawie właśnie wszcząć IPN (pierwszą wizję lokalną przedstawiciele tej instytucji przeprowadzili na miejscu kilka dni temu). Specjaliści z pionu śledczego mają teraz dokładnie zbadać szczelinę. Kluczowa może okazać się ekspertyza tkwiących jeszcze w ścianie pocisków. Jeśli faktycznie posłużyły do egzekucji, to jest wielce prawdopodobne, że znajdują się na nich jeszcze ślady DNA ofiar.
Za tym, iż faktycznie mamy do czynienia z miejscem kaźni przemawia kilka dodatkowych przesłanek. Po pierwsze – zauważa Jacek Kachel – ktoś zadał sobie wiele trudu, aby o miejscu tym bielszczanie zapomnieli. Tymczasem w latach powojennych tego typu infrastruktura służąca potrzebom obrony cywilnej była dokładnie skatalogowana i utrzymywana w dobrym stanie, tak aby można ją było wykorzystać na wypadek kolejnej wojny. Tymczasem szczelinę w parku zamknięto na głucho i zamaskowano, jakby ktoś chciał wymazać pamięć o niej ze świadomości mieszkańców miasta.
Poza tym na przegrodzie widać wyraźne ślady, jak ktoś wydłubywał tkwiące w niej pociski (przeoczono tylko cztery). Ponadto najintensywniej świeci w ultrafiolecie tylko ta jedna „postrzelana” przegroda. Gdyby chodziło o naturalną pleśń, podobnie „świeciłyby” pozostałe mury. I wreszcie: gdy informacje o odkryciu ujrzały światło dzienne do badaczy zaczęły docierać informacje o tym, iż już dawniej krążyły po mieście pogłoski, że w parku za ratuszem w latach 1945-1946 rozstrzeliwano przeciwników nowego ustroju. Okoliczni mieszkańcy, a także więźniowie trzymani w budynku UB, mieli nawet słyszeć rozlegające się tam nocami strzały. Teraz, gdy o odkryciu zrobiło się głośno, do badaczy docierają kolejne takie informacje. Pojawiły się nawet sugestie, gdzie mogą być pogrzebane ciała mordowanych za ratuszem osób.
Wszystkie te informacje są obecnie weryfikowane i też będą badane w śledztwie IPN-u. Kogo konkretnie bezpieka mogła mordować w tym miejscu? Możliwości jest sporo. Jacek Kachel wspomina chociażby o liczącym pond dwadzieścia osób „poakowskim” oddziale „Prawego” (kapitana Jana Wadonia), którego członkowie po raz ostatni byli widziani w sierpniu 1945 roku właśnie w siedzibie UB przy obecnej ulicy Stojałowskiego. Jeśli okazałoby się, że wszystko to, co traktowane jest na razie jedynie jako przypuszczenia jest prawdą, mielibyśmy do czynienia z naprawdę makabryczną komunistyczną zbrodnią. W ceglanej przegrodzie doliczono się już kilkudziesięciu śladów po pociskach…
Decyzją prezydenta miasta do czasu wyjaśnienia sprawy, szczelina – jako potencjalne miejsce przestępstwa – nie będzie dostępna dla osób postronnych i nie będzie udostępniana do zwiedzania.
UWAGA!!! Partia Oszustów JUŻ WYCOFUJE SIĘ Z OBIETNIC WYBORCZYCH!!
Uwaga: cieszymy się, że jesteś jedyny co nie oszukuje dużymi literami
Demokracja wg.PO… zworzoni do 7 rano osoby z Warszawy na np.powiaty okoliczne celem głosowanianpoza domem i wygrania w innych powiatach… modle się aby zabrano wam wszystkie świadczenia… poznacie to o czym zapomnieliście 8 lat temu…jak to w tv powiedziała starka ,,może będzie mniej zamortyzmu!,, będzie… i będą ,,prawa kobiet,,
Musicie jeszcze poinformować pracowników urzędu miasta czyli sługi sługi narodu gdzie jest schron bo tego nie wiedzą a w razie nalotów nie będą wiedzieć gdzie uciekać , ale skoro jest zamknięty na klucz to o czym my mówimy?
Musicie dokładnie przypilnować prezydenta czy aby na pewno nie będzie udostępniał a i jego zastępcę sekretarza
Wezwijcie Wołoszańskieg on też z PO to go predz!Ydent kwiatami ugości…aaa zapomniałem on też w służbie bezpieki działał…
Kogo jeszcze byś przywołał?, wielu będzie obrażonych pominiętych
Ciekawe gdzie podziali się ci którzy strzelali? Byli czyimiś ojcami , synami, mężami, sąsiadami itd. Co nikt nie wiedział co robią? I dalej nie pamiętacie? Taki był system i taki po wojnie układ sił powiecie? Ale mordowanie , często bez rozkazu czy sadyzm nie wynikał z systemu tylko z ich inicjatywy. Nie piszcie, że wszyscy pomordowani byli z band Flamego, Ognia czy innych bo 80 procent to byli zwykli ludzie.
Weź pod uwagę upływ czasu. Od tamtych wydarzeń minęło 70 lat.
Katarzyna
Słuchałam pana Kachla w radiu Bielsko,bardzo ciekawy człowiek z pasją i dużą wiedzą historyczną.
A co oglądałeś podszywacz?
Tylko tyle masz i****o do napisania?Żałosny jesteś…
Przecież nie będę pisał co słuchałem w radiu i z kogo jestem zadowolony a z kogo nie. Raczej napisałbym tutaj na temat bielskich sensacji XX wieku a nie o historyku gdzie każdy historyk ma pasję i dużą wiedzę.
Nikogo nie interesuje i****o co napisałbyś,masz jeden cel MĄCIĆ i PLUĆ JADEM.Z tego i tylko tego jesteś znany na tym forum.
Pokazuję tylko głupotę Hermenegildy podszywacza zgodnie z obietnicą, żadne zaskoczenie dla podszywacza.
Dobre pośmiewisko z siebie robisz,kolejny raz zresztą..
z Goździkowa się spotkaj podszywacz, pogadacie sobie również co to jest pośmiewisko
Bardzo dużo minusów pod twoimi komentarzami.
Znowu w życiu ci nie wyszło.
I co cwaniaku czekasz na kolejny artykuł żeby trollować??
Nie było wolno nikogo mordować, bez względu na ustrój i okoliczności. Niestety historycy obecni przemilczają bestialstwo stosowane po II wojnie światowej. Winni tego procederu nie zostali nigdy osądzeni, poza nielicznymi próbami i wyjątkami. Zastosowano tzw. “Grubą kreskę”. Przykro jest rodzinom przesladowanych, torturowanych, mordowanych i wyklętych z życia publicznego patriotów, że muszą z tą niepamięcią żyć. Jak zawsze, ludzie walczą i cierpią a zwyrodnialcy chłepcą i decydują.