W tym przypadku pieniądze nie leżą na ulicy, a rosną na terenach zielonych. W Bielsku-Białej jest ponad dwieście publicznych miejsc, gdzie co roku należy kosić trawę. Chętnych do tego więc nie brakuje.
O tym, że koszenie trawników ma swoich zagorzałych zwolenników, jak i przeciwników wiadomo od dawna. Obie strony mają swoje racje i nie o to chodzi, aby tu rozstrzygać, czyje są lepsze i ważniejsze. Faktem jednak jest, że w niektórych miejscach miasta trawa ledwo zdąży wyrosnąć już jest ścinana. Tak się dzieje na przykład na terenie zielonym pomiędzy ulicami Olszówki, a Długą. Nie jest to oficjalnie park, ale go przypomina z jedną naturalną ścieżką, wysokimi drzewami, kilkoma ławkami i płynącym wzdłuż części drogi, w betonowej rynnie, potokiem. W obecnym sezonie, ledwie słońce mocniej zaświeciło, na trawnik wjechał traktor i skosił, co się dało pozostawiając po sobie przy okazji zrytą kołami glebę. Kilkanaście dni później operację powtórzono. I tak w kółko – ledwo niby park się zazieleni, kosiarka zbiera wszystko, co ma powyżej kilku centymetrów. Ile to gminę kosztuje, nie wiadomo jednak w szczegółach.
– Miasto podzielone jest na osiem rejonów i w sumie miejsc jest ponad dwieście, więc trudno wyliczyć jaki jest koszt koszenia akurat zieleni między Olszówki, a Długą – tłumaczy Dariusz Gajny, miejski ogrodnik.
Za utrzymanie wszystkich rejonów zielonych, wraz z pozostałą pielęgnacją roślin wykonawcy kasują jednak w sumie ponad dwa miliony złotych. Kwota ta byłaby pewnie mniejsza, gdyby tam, gdzie to jest możliwe, ograniczyć do minimum koszenie, jak w przywołanym wcześniej obszarze. Po ostatnim koszeniu trawa miała tam wysokość ledwie trzech centymetrów, a nie powinna być koszona poniżej dziesięciu centymetrów. Efektem są żółte, wyschnięte placki i w niektórych miejscach rozjeżdżona kołami traktora gleba. To zresztą, użycie ciągnika, też nie świadczy zbyt dobrze o firmach zajmujących się pielęgnacją trawników. Potwierdza nam to ogrodnik miejski.
– Doprowadzimy do wycofania ciągników w takich miejscach, jak tereny zielone przy Olszówki – twierdzi Dariusz Gajny, który nie ukrywa przy tym irytacji: – Niektórym naszym kontrahentom trzeba najwidoczniej spisać w umowie całe kompendium wiedzy na temat tego, jak pielęgnuje się obszary zielone, a przecież są to ponoć fachowcy. W zawartych umowach nie precyzowaliśmy jakim sprzętem należy kosić trawniki, bo wydawało się oczywiste, że na przykład ciągnikami do parków wjeżdżać raczej się nie powinno.
Byłem w Stanach, gdzie małe elektryczne traktorki (ciche ale nie tanie) kosiły trawę aż miło.
Byłem w Wrocławiu małe traktorki kosiarki zapychały tylko szumiało wywijały naprawdę super i połowę taniej.
Będąc w Olszówce widzę osobiście że trawa jest za często koszona. Powinna być koszona trzy razy w roku a ususzone siano przewiezione do leśnych paśników.
Pierd.. się w pałe