W jednym z bielskich zakładów produkcyjnych zmarł 47-letni pracownik. Do dramatu doszło w momencie, gdy wszedł na maszynę o wysokości 2,5 metra, zasłabł i osunął się na kolegę.
Do zdarzenia doszło 11 maja tuż po 10.00. 47-latek wszedł na wtryskarkę. Gdy zasłabł, nie było możliwości ściągnięcia go na dół. Tę jedną maszynę wyłączono od razu, a pozostałe dopiero później. Reanimację rozpoczęto na maszynie. Później przy pomocy deski ratunkowej sprowadzono mężczyznę na dół i kontynuowano akcję ratunkową. Niestety, nie przyniosła rezultatu. Lekarz mógł tylko stwierdzić zgon.
Wojciech Waligóra, dyrektor Bielskiego Pogotowia Ratunkowego informuje, że ratownicy nie mieli problemów z prowadzeniem akcji ratunkowej z powodu tego, że rzekomo pozostałe maszyny przez pewien czas były ciągle na chodzie i hałasowały. – Ponieważ inspektor pracy nie był bezpośrednim świadkiem zdarzenia, swoich ustaleń dokonał m.in. na podstawie relacji bezpośredniego świadka. Z jego relacji nie wynika, aby wystąpiły trudności w prowadzeniu akcji reanimacyjnej – potwierdza Piotr Kalbron, zastępca okręgowego inspektora pracy.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że rodzina o śmierci bliskiego dowiedziała się dopiero późnym popołudniem, gdy jeden z jej członków – zaniepokojony nieobecnością 47-latka – pojawił się w fabryce. – Ustalanie, czy, kiedy i w jaki sposób pracodawca powiadomił o śmierci pracownika jego rodzinę, nie należy do uprawnień inspektora pracy i nie posiada on na dzień dzisiejszy wiedzy w tym zakresie – informuje Piotr Kalbron.
Prokuratura wszczęła postępowanie pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci, choć to tylko wstępna kwalifikacja. Ustala się, czy zgon mógł mieć coś wspólnego z wykonywaniem obowiązków pracowniczych. Odpowiedź na to pytanie dadzą wyniki sekcji zwłok. Wstępne ustalenia wskazują na przyczyny chorobowe, a dokładnie – krążeniowe.
Mimo wielokrotnych prób, nie udało się nam uzyskać komentarza kierownictwa firmy w sprawie zdarzenia.