Byliśmy ciekawi jak bielszczanie spędzają święta Bożego Narodzenia, więc zapytaliśmy kilku z nich o tę sprawę. Oto co usłyszeliśmy w odpowiedzi.
Jadwiga Grudzińska, śpiewaczka, aktorka, reżyserka, prowadzi w Bielsku-Białej Amatorski „Teatr Bez Granic”: – Dla mnie święta zaczynają się przygotowaniami trwającymi już od końca listopada. W andrzejki wkładam do wody gałązki wiśniowe, które do Bożego Narodzenia pokryją się mnóstwem białych kwiatów, co stanowi bardzo malowniczą ozdobę wigilijnego stołu. Nazywa się to „gałązką Jessego”. Zwyczaj ten przejęłam od rodziny mojego teścia, która mieszkała na Litwie. Po za tym większość rzeczy staramy się przygotować wcześniej: prezenty są zawczasu kupione, zapakowane i schowane, uszka i pierogi czekają w zamrażarce. Na ostatnią chwilę pozostają więc tylko sprawy, których nie da się zrobić wcześniej, na przykład przygotowanie ryb. Przed świętami „załatwiamy” też kwestię duchową, czyli spowiedź. W tym roku nawet kolędę mieliśmy przed Bożym Narodzeniem.
Do wieczerzy staramy się zasiąść razem z pierwszą gwiazdką, choć nie zawsze się to udaje, bo w praktyce trzeba by zaczynać wigilijną kolację już o szesnastej-siedemnastej. Na wigilijnym stole musi być biały obrus, a pod obrusem sianko. Wszystkie potrawy muszą zmieścić się na stole, żeby gospodyni nie musiała od niego odchodzić. Na początek wszyscy głośno się modlimy, a później dzielimy opłatkiem, konieczne maczanym w miodzie, aby życie było słodsze. Pod talerze wkładamy pieniądze, aby się rozmnażały. Na stole mamy dwanaście potraw, z których każda symbolizuje inny miesiąc. Musi być potrawa z makiem, bo mak jest symbolem zimy. Podczas wieczerzy wigilijnej nie używamy noża. Chałkę do zupy rybnej łamie się palcami. Zupy je się jedną po drugiej w tym samym talerzu. Ważne jest żeby skosztować każdej potrawy, więc porcje są małe. Oczywiście, jest jedno wolne nakrycie dla tych, których już nie ma między nami lub dla wędrowca. Do mojego domu z prezentami przylatuje Aniołek, co szczególnie cieszy dzieci. Z myślą o nim zostawiamy uchylone drzwi balkonowe. Z dzieciństwa pamiętam, że w Wigilię myliśmy twarze i ręce zimną wodą z miski, do której dziadek wrzucał monety, abyśmy byli twardzi i mocni jak te pieniążki. Za złą wróżbę uważano wigilijną wizytę starszej pani. Dlatego babcia wysyłała z życzeniami do sąsiadów mnie lub chłopaków z rodziny. Familia mojego taty pochodzi ze wschodniej części Polski. Stamtąd pochodzi zwyczaj, w myśl którego w trakcie wigilii sztuczne światło jest wyłączone. Do wieczerzy zasiada się przy świetle świec. Jeżeli któryś z uczestników rzuca cień pozbawiony głowy oznacza to, że w nadchodzącym roku go zabraknie. O jego prawdziwości przekonałam się w przypadku ojca, którego nie ma już z nami.
Jako dziecko zawsze uczestniczyłam w pasterce, obecnie uzależniam to od pogody. Co roku w święta przygotowuję ozdoby z pomarańczy nabijanych goździkami. Rozkładam je wszędzie, dlatego Boże Narodzenie ma dla mnie piękny zapach pomarańczy i goździków. Raz w życiu zdarzyło się mi spędzić święta za granicą, we Włoszech. I choć hotel był świetny – i wszystko inne też – zabrakło mi właściwej atmosfery. Takiej jaka panuje w Polsce – wzajemna życzliwość, zrozumienie i wybaczenie – nie ma nigdzie indziej. Dlatego święta spędzam zawsze w domu, delektując się ich zapachem, smakiem oraz choinką. Podobnie jest z sylwestrem. Uważam, że poza domem już się wybawiłam i zostawiam tę przyjemność innym. Mam też postanowienie noworoczne: w przyszłym roku postanowiłam żyć w szczęściu, zdrowiu i bogactwie (śmiech).
Jerzy Jachnik, poseł: – W moim domu trwa remont i raczej nie zanosi się, aby do świąt się skończył (rozmawialiśmy pod koniec listopada – przyp. aut.). Pozostaje więc kwestią otwartą, gdzie zrobimy wigilię: albo u córki, albo gdzieś z żoną pojedziemy – ale niedaleko, aby pozostać w kontakcie z dziećmi. Na naszym wigilijnym stole zawsze musi być barszcz, na przykład z krokietem. Kiedy jeszcze żył mój tata, obowiązkowym dodatkiem do tej zupy była fasola Jasiek. Nie jestem „rybiarzem”, ryby jem raz w roku, ale za to przez całe święta, więc musi być karp, a poza nim sałatka jarzynowa, chrzan domowy i makowniki, czyli zawijane ciasto z makiem, również zawsze robione w domu. Prezenty oczywiście są. Najbardziej czeka na nie siedmioletni wnuk. Dla niego największą przyjemnością jest rozdać wszystkim podarunki. Na wigilijnym stole zawsze mamy wolny talerz. Kiedy jeszcze żyli rodzice, po wspólnej wieczerzy obowiązkowo szliśmy na pasterkę. Teraz różnie to bywa, w zależności od tego w jakim jesteśmy stanie fizycznym. Czasami jest tak, że do kościoła się idzie – ale nazajutrz rano. W pierwszy dzień świąt spotykamy się na obiedzie. Jeżeli wigilia była u nas, to u córki – i vice versa. Potem jesteśmy tak objedzeni, że każdy już tylko „patrzy”, aby jak najszybciej zaszyć się w domu (śmiech). Kiedy byłem młodszy, jeszcze przed operacją kręgosłupa, wyciągałem rodzinę na świąteczne narty. Niestety po tym sport definitywnie się skończył. Skończyły się też czasy, w których na każdym piętrze bielskiego NOT-u odbywała się sylwestrowa impreza. Pamiętam sylwestrowe bale organizowane w sali sesyjnej naszego ratusza, czy w hotelu Prezydent (dzisiaj President). W czasie karnawału praktycznie każdy sobotni wieczór był zajęty. Obecnie w miejsce balu wybieram łóżko (śmiech).
Czesław Ślusarczyk, prorektor ds. studenckich i kształcenia Akademii Techniczno-Humanistycznej: – Święta spędzam z rodziną brata. Wigilia odbywa się u mnie, więc brat – wraz z bratową, która przygotowuje wieczerzę – przyjeżdżają już przed południem. Choinkę zazwyczaj mamy ubraną już wcześniej, ale nie świecą się lampki. Te zapalamy dopiero po pierwszej gwiazdce, kiedy zasiadamy do stołu. Kolację poprzedza modlitwa i dzielenie się opłatkiem. Wśród wigilijnych dań znajdują się zupa grzybowa, czerwony barszcz z uszkami, jest karp pieczony i w galarecie, dwa rodzaje śledzi, kapusta kwaśna z grzybami i słodka z grochem. Bratowa pochodzi ze Śląska, więc pojawiają się też śląskie akcenty w postaci moczki i makówki. Moczka to suchy, tarty piernik rozpuszczony w ciemnym piwie, z dodatkiem bakalii. Ma ona taką konsystencję, że można jeść ją łyżką. Z kolei makówka jest robiona na bazie chałki, na której umieszcza się mak rozrobiony z mlekiem. Całość jest posypana bakaliami. Po kolacji cieszymy się prezentami. Czas do pasterki – w której zawsze uczestniczę – upływa nam na wspólnym kolędowaniu. Na naszym wigilijnym stole stoi dodatkowe nakrycie, leży na nim też kromka suchego chleba – aby nigdy go nie zabrakło. Pod obrus wkładamy siano. Tradycją jest, że w pierwszy dzień świąt zasiadamy z bratem i jego rodziną do uroczystego obiadu, również u mnie. Drugi dzień poświęcam na odwiedziny rodzinne. W tym roku planuję złożyć wizytę kuzynostwu, które mieszka w miejscowości niedaleko Bochni, z której pochodziła moja mama. Sylwestra spędzam w domu, oczywiście z bratem i jego rodziną, najczęściej u niego. Czasem jedziemy do rodziny bratowej na Żywiecczyznę. W Nowy Rok, od kilku dobrych lat, bez względu na pogodę chodzę na spacer w okolice zapory w Wapienicy.
Klaudiusz Komor, lekarz kardiolog, prezes Beskidzkiej Izby Lekarskiej: – Wigilia jest dla mnie specjalnym dniem, wyjątkowo rodzinnym i świątecznym. Rano zwykle przystrajam ogród lampkami i światełkami, potem jadę na oddział złożyć życzenia personelowi, który akurat ma dyżur tego dnia. Wigilijną wieczerzę staramy się zjeść w jak najszerszym gronie, razem z rodzicami i babcią. Ze względu na dużą rodzinę w tym roku złożyło się tak, że zjemy ją dwukrotnie – w dwóch miejscach. Na stole pojawi się dwanaście na wskroś tradycyjnych potraw. Wiele z nich „przywiozła” ze sobą moja mama pochodząca z okolic Bochni. Będą to między innymi barszcz z białą fasolą, kapusta na słodko, uszka z grzybami, czy kompot z suszonych owoców. Nie zabraknie też karpia, choć osobiście bardzo lubię morskie ryby i przyznam, że czasem wolę zjeść właśnie taką, niż tradycyjnego karpia. Przed kolacją łamiemy się opłatkiem, a to co zostanie wkładamy pod talerze. To zwyczaj z dawnych czasów, praktykowany w gospodarstwach rolnych. Opłatek przyklejony do spodu naczynia zwiastował dobre plony. Kiedy jemy kolację, pod choinką czekają prezenty. Zawsze wyjmuje je i rozdaje najmłodszy członek rodziny, ale nie wcześniej, niż po zakończeniu wieczerzy. Nie ukrywam, że na pasterkę chodzę rzadko. Zawód, który wykonuję powoduje, że jestem chronicznie niewyspany, więc potem trudno mi się skupić na liturgii. Z powodu swego zawodu część świąt zwykle spędzam w pracy, w tym roku wypadło na bożonarodzeniową noc. W drugi dzień świąt wybierzemy się z żoną do Szaflar lub Białki Tatrzańskiej, aby skorzystać z ciepłych źródeł i pospacerować. Z kolei w sylwestra wybieramy się na zabawę i kąpiele do Rajeckich Teplic na Słowacji. Nowy Rok przeznaczę na odpoczynek po sylwestrowych atrakcjach, niestety nie cały, bowiem wieczorem znów muszę stawić się w pracy.
Elżbieta Rosińska, przewodnicząca bielskiej Rady Seniorów: – Tegoroczne święta spędzę, jak co roku, z rodziną – w pięknej scenerii mazowieckiej wsi, gdzieś między Grójcem a Warką. Boże Narodzenie to szczególny czas i dlatego spotykamy się wszyscy. Przyjeżdżają moje bratanice – Ola z USA oraz Magda z Barcelony, gdzie pisze pracę doktorską. Ola jest lekarzem, a w swoim kontrakcie ma zapis – który akceptują jej współpracownicy – mówiący, że na Boże Narodzenie musi mieć urlop, by jechać do Polski. W kuchni rządzi nasza pani doktór – bo lubi gotować – a my jako podkuchenne posłusznie realizujemy wszystkie polecenia (śmiech). Wiemy, że potraw będzie dwanaście i jak co roku zaskoczy nas czymś nowym. Mój brat przyniesie pachnącą jodłę, Magda ją ubierze, a pies będzie szalał biegając wokół. Na czas wieczerzy wigilijnej zbieramy się w wielkiej izbie i – zgodnie z tradycją – jest modlitwa i łamanie się opłatkiem, dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa oraz – jeżeli nie zapomnimy – sianko pod obrusem. Pod koniec kolacji każdy coraz częściej kieruje wzrok pod choinkę – no i w końcu jest okazja, by zobaczyć co też ten Aniołek tam zostawił. Po kolacji idziemy na tradycyjny spacer do pobliskiego lasu przykrytego czapami śniegu. Wokół jest cicho, spokojnie, czarna noc, nad nami rozgwieżdżone niebo, pod nogami skrzypiący śnieg. Jest cudownie, świątecznie. I tylko kuligu brak… Na wsi spędzimy święta i czas aż do Nowego Roku. W międzyczasie planujemy wyjazd do Warszawy na sylwestra. Chcemy zobaczyć jak tej nocy bawi się stolica.
Andrzej Płonka, starosta bielski: – Do świąt Bożego Narodzenia wraz z małżonką od lat podchodzimy nadzwyczaj tradycyjnie. Jest pasterka, wigilia – w miarę możliwości z całą rodziną – przy stole z dwunastoma symbolicznymi daniami, przy zapalonej świecy Caritasu i wspólnym śpiewaniu kolęd. Są też wizyty przy grobach naszych rodziców, gdzie zapalamy świece pamięci.