Bielski radny Marcin Lisiński zaapelował do władz miasta, by rozważyły możliwość wprowadzenia cyklicznych oprysków przeciwko komarom i kleszczom rekreacyjnych terenów zielonych na terenie Bielska-Białej. Działanie to ma ograniczyć – w jego opinii – ryzyko ukąszenia przez te owady i pajęczaki osób przebywających i wypoczywających w takich miejscach.
Sprawa jest poważna, zwłaszcza gdy chodzi o kleszcze. Przenoszą one bowiem groźne dla ludzi zarazki wywołujące boreliozę oraz kleszczowe zapalenie mózgu. Zachorowalność na te schorzenia – zwłaszcza boreliozę – rośnie lawinowo, a problem nie dotyczy już tylko osób odwiedzających lasy czy gęste zarośla i podmokłe łąki. Ofiarą kleszcza – nie mówiąc już o komarach – możemy równie dobrze paść w miejskim parku, na skwerze, placu zabaw czy we własnym ogrodzie. Z danych bielskiego sanepidu – na które powoływał się radny – wynika, że obecnie do 33 procent wszystkich zakażeń boreliozą dochodzi właśnie na obszarach rekreacyjnych. I jest to największy odsetek spośród wszystkich terenów (lasy, łąki), gdzie zakażania takie są odnotowywane. Władze miasta – w opinii radnego Lisińskiego – sprawę powinny więc potraktować poważnie i rozpocząć walkę z kleszczami i komarami. „Opryski nie przyczynią się do całkowitej likwidacji możliwości zakażenia się boreliozą, ale na pewno pomogą w zmniejszeniu tego ryzyka” – napisał w interpelacji skierowanej do prezydenta miasta. Dodał, że opryski takie są już prowadzone na terenie niektórych miast. Co na to ratusz?
– Badamy i analizujemy obecnie ten problem – mówi Adam Grzywacz, szef Wydziału Gospodarki Miejskiej Urzędu Miejskiego zapewniając, że już niedługo ratusz ustosunkuje się do apelu radnego. Sprawa nie jest bowiem prosta. Na rynku są bowiem dostępne preparaty służące do przeciwkleszczowych oprysków, lecz każdy kij ma dwa końce. Preparaty te mogą bowiem niszczyć nie tylko szkodniki, lecz także pożyteczne owady. Poza tym środki te muszą być bezpieczne dla osób odwiedzających tereny rekreacyjne. Tymczasem niektóre preparaty wymagają objęcia opryskanego obszaru – zanim ponownie będą mogli tam przebywać ludzie – kwarantanną, i to nawet kilkudniową. – Musimy dokładnie rozeznać na ile dane metody są skuteczne, jak wpływają na środowisko, czy są bezpieczne dla ludzi, a także jakie koszty dla gminnego budżetu generowałyby takie działania – dodał Adam Grzywacz.