Cieszyn Kultura i rozrywka

Bizneswomen swoich czasów. Każda dama z okolicy musiała mieć kapelusz „od Lajtnerki”

Mały Napoleon, prawdziwa dama, kobieta wielu talentów, bizneswomen swoich czasów – tak o Zofii Leitner, rodowitej cieszyniance, mówiło się nad Olzą na przełomie XIX i XX wieku. Od 1888 roku prowadziła, początkowo jeszcze jako Zofia Bienert, jedną z pierwszych firm modniarskich w mieście. Dzięki talentowi, wrodzonym zdolnościom organizacyjnym i ciężkiej pracy szybko zyskała sławę oraz ogromne grono klientek. Każda szanująca się dama z okolicy w tamtym czasie musiała mieć w domu przynajmniej jeden kapelusz „od Lajtnerki”.

Zofia Bienert urodziła się w 1868 roku jako córka zamożnego rzeźnika Wincentego Bienerta, który prowadził sklep przy ulicy Menniczej w Cieszynie. Rodzina Zofii była katolicka, posługiwała się językiem niemieckim, polskim i częściowo czeskim, miała również korzenie austriackie. 13-letnia Zofia po ukończeniu szkoły podstawowej prowadzonej przez siostry boromeuszki wyjechała do Wiednia uczyć się modniarstwa u tamtejszych mistrzów rzemiosła. Wróciła z dyplomem mistrzowskim prosto do warsztatu modniarskiego (drugiego w mieście!), który założył dla niej ojciec. Zakład Zofii Bienert mieścił się przy ulicy arcyksiężnej Stefanii (obecnie Głębokiej) nr 28. Szybko zyskał popularność i uznanie dam z wyższych sfer. Kapelusze tworzone przez Zofię były eleganckie, ponadczasowe, na wzór modeli wiedeńskich. Co najważniejsze, były własnoręcznie zaprojektowane przez samą właścicielkę. W 1890 roku Zofia wyszła za mąż za Hermana Martina, kupca z Zaolzia, i miała z nim czworo dzieci (w ciągu sześciu lat). Pomimo wielu obowiązków w domu, Zofia wciąż samodzielnie prowadziła i rozwijała swój zakład. Co ciekawe i dość nowoczesne jak na tamte czasy, w zakładzie pracowały tylko kobiety. W 1896 roku Herman zmarł w wyniku epidemii choroby zakaźnej. Zofia wciąż niestrudzenie sprawnie łączyła macierzyństwo z rozwijaniem interesu. W 1898 roku poznała pochodzącego z Dolnej Austrii inżyniera Józefa Leitnera. W 1900 roku para wzięła ślub, mając potem wspólnie troje dzieci.Na początku XX wieku w Cieszynie funkcjonowało już 10 firm modniarskich. Kapelusze Zofii Leitner nie miały jednak sobie równych. Swoim stylem i elegancją wyróżniały się na tyle, że były nawet przesyłane do Wiednia. Ich autorka została za to odznaczona tytułem cesarsko-królewskiego dostawcy dworu. Ta pierwsza cieszyńska bizneswomen postarała się, aby wypracowana przez nią marka nie przepadła z czasem. Modniarstwa wyuczyły się w Wiedniu dwie jej córki – Maria Martin i Józefina Leitner, dzięki czemu z sukcesem kontynuowały rodzinną tradycję.

Fot. Zofia Leitner w latach 30. XX wieku. Fot. Z archiwum J. Gawlikowskiej

Zofia była bardzo dobrze zorganizowana, a w zakładzie zawsze panowała żelazna dyscyplina. Ze względu na te cechy połączone z niskim wzrostem, wiele osób nazywało ją „małym Napoleonem”. Prowadziła swój salon do 1933 roku, niezmiennie dbając o jego wysoki poziom. Dopiero gdy zaczęła zmagać się z ciężką chorobą, zdecydowała się na przekazanie zakładu córkom. W ostatnich latach życia straciła wzrok z powodu nieuleczalnej w tamtych czasach zaćmy. Pomimo tego zawsze służyła radą oraz pomocą i do końca swoich dni była serdeczna, pogodna. Zmarła 2 lipca 1955 roku. Jest pochowana na cmentarzu komunalnym w Cieszynie.
Zakład przejęła jej córka, Józefina. Tak samo jak mama była wykształcona, pracowita, miała wyczucie stylu. Tak jak matka, Józefina bycie damą miała w genach. Pani Pepa, jak ją nazywano, uznawana była nad Olzą za dyktatora mody. Każdej, nawet najbardziej niezdecydowanej klientce potrafiła dopasować idealny kapelusz, który współgrał ze strojem i podkreślał urodę. Sama zresztą jako pierwsza prezentowała światu swoje dzieła – prawdziwe cuda sztuki modniarskiej.
Józefina urodziła się w Cieszynie w 1901 roku. Bardzo szybko, bo w 1920 roku, była już mistrzynią i pracowała w sklepie matki. W 1923 roku wyszła za mąż za Ludwika Białka, pochodzącego ze znanej rzemieślniczej rodziny technologa i pedagoga. Gdy rok po ślubie urodziła córkę Rudgildę, na krótko przerwała pracę. Tak bardzo jednak tęskniła za swoją największą pasją, że szybko wróciła do zakładu. W imieniu Zofii nadzorowała wówczas kontakty ze znaną firmą modniarską Ladstätter und Soehne z Wiednia. Współpraca ta przetrwała aż do momentu likwidacji wiedeńskiego przedsiębiorstwa.

Zofia z córką Józefiną w latach 30. XX wieku. Fot. Z książki “Szlak kobiet Śląska Cieszyńskiego” W. Magiery

Salon prowadzony przez Józefinę i jej siostrę Marię prosperował rewelacyjnie. W tamtym czasie kapelusze były najmodniejszym akcesorium zarówno na ważne wydarzenia kulturalne, małe spotkania towarzyskie, jak i wyjścia do pracy w tygodniu i rodzinne spacery w niedzielę. Modele sprzedawane w warsztacie „pani Pepy” dorównywały wzorom paryskim i wiedeńskim, więc salon cieszył się ogromną popularnością. Sama Józefina była niezwykle pogodnym i serdecznym człowiekiem. Kochała sztukę i muzykę – nie opuściła żadnego koncertu filharmonii. Grała na fortepianie i śpiewała. Jednocześnie uwielbiała góry i sport. Wraz z rodziną wolny czas spędzała na wędrówkach po beskidzkich szlakach lub… na meczach. Była bowiem zapalonym kibicem piłki nożnej i często można było ją spotkać na piłkarskich trybunach wraz z mężem.

Po matce odziedziczyła z pewnością umiejętność organizacji czasu oraz dobre serce, ponieważ przy wszystkich swoich obowiązkach potrafiła jeszcze znaleźć chęć i czas na pomoc innym. Wspomagała biednych i potrzebujących, rodzinie w Austrii wysyłała paczki, gdy panował tam głód, płaciła za studia młodego chłopca z wiejskiej rodziny, wspierała PCK, troszczyła się o samotnych pensjonariuszy z zakładu sióstr boromeuszek. Była również hojna dla Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami założonego przez prof. Łucję Monne. Po wojnie jej firma, jako jedna z pierwszych, zaczęła szyć zimowe kapelusze z futra… sztucznego, dzięki czemu przyczyniła się do ochrony zwierząt.Czas II wojny światowej był ciężki dla całej rodziny. Józefina jako obywatelka polska nie mogła samodzielnie prowadzić sklepu. Zakład ponownie przejęła więc Zofia Leitner (która po mężu miała austriackie obywatelstwo), a Józefina pracowała jako pomocnica. W 1940 roku urodziła drugą córkę – Joannę. Męża Józefiny dwukrotnie aresztowało gestapo za kontakty z ruchem oporu. Po wojnie „pani Pepa” wróciła do samodzielnego prowadzenia salonu, zatrudniła nowe czeladniczki i uczennice. Współpracowała z nią już wtedy starsza córka Rudgilda. Sklep nie tylko szybko powrócił do dawnej świetności, ale i zyskał nowe klientki. Nakrycia głowy „od Pepy” były elementem obowiązkowym w szafie każdej modnej damy, więc do stałych klientek salonu na Armii Czerwonej 28 (obecnie Głębokiej) należała sama hrabina Gabriela von Thun.
Złoty okres działalności salonu przypadł na lata 60. i 70. XX wieku. Kwitło w tym czasie nad Olzą życie artystyczne, więc klientkami „pani Pepy” były śpiewaczki ze śląskiej opery i operetki, Nina Andrycz czy Maria Koterbska. Do Cieszyna po modne nakrycie głowy przyjeżdżały również kobiety z Katowic, Krakowa czy Zaolzia. Józefina, wzorem matki, pracowała przez całe życie. Pierwsza otwierała sklep, ostatnia z niego wychodziła. Praca była jej pasją, a zadowolenie klientki najlepszą zapłatą. W 1974 roku Zarząd Izby Rzemieślniczej w Katowicach przyznał jej złoty medal za osiągnięcia w rozwoju usług dla ludności. W ostatnich latach sklep prowadziła z córką Rudgildą, uprawnienia czeladnicze uzyskała też jej wnuczka Aleksandra – ku wielkiej radości babci. Kiedy z powodu choroby wieńcowej nie mogła już schodzić do sklepu, każdego dnia siadała w oknie, obserwując swój zakład, i cieszyła się na widok klientek, które w dalszym ciągu zadowolone wychodzą z nowym, modnym nakryciem głowy… Zmarła w 1987 roku, pochowano ją wraz z matką na cmentarzu komunalnym w Cieszynie.

google_news