Wydarzenia Cieszyn

Chciał umrzeć pod dachem…

Prezydent RP Andrzej Duda odznaczył za bohaterska postawę i niezwykłą odwagę wykazaną w ratowaniu życia Żydom podczas II wojny światowej, za wybitne zasługi w obronie godności, człowieczeństwa i praw ludzkich. W uroczystości towarzyszyła Prezydentowi Pierwsza Dama Agata Kornhauser-Duda. Fot. Krzysztof Sitkowski / KPRP

„Kto ratuje jedno życie – ratuje cały świat”… Te pochodzące z judajskiego Talmudu słowa widnieją na jedynym w swoim rodzaju medalu. Otrzymują go „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata” – ludzie, którzy z narażeniem życia i bezinteresownie niosą pomoc prześladowanym Żydom. Najwyższe cywilne odznaczenie, przyznawane przez państwo Izrael, trafiło do naszego regionu, do Zabrzega, gdzie w czasie II wojny światowej rozegrała się historia, która mogłaby posłużyć za kanwę dobrego filmu…

Jedną z bohaterek jest mieszkanka Pierśćca, Anna Gawłowska. To do jej rodzinnego domu w Zabrzegu pewnego mroźnego wieczoru zapukał nieznajomy mężczyzna… Na jego widok wszyscy struchleli. Był 18 stycznia 1945 roku. Termometr wskazywał kilkanaście stopni poniżej zera, a świecący jasno księżyc rzucał blask na stojącego w progu przybysza. Ledwo stał na nogach. Był skrajnie wycieńczony i miał tylko jedną prośbę. Po niemiecku wyszeptał, żeby pozwolono mu umrzeć pod dachem… Magdalena i Jan Kusiowie, rodzice Anny Gawłowskiej, na to nie pozwolili. Wpuścili nieznajomego do domu i otoczyli go opieką.

Tajemniczym gościem okazał się Żyd, Erich Gottschalk. Urodził się w 1906 roku w Niemczech. W wieku 32 lat ożenił się z Rosal Strauss. Gdy małżonkowie uciekli do Holandii, zostali schwytani i wysłani do niemieckiego obozu przejściowego w Westerbork. Tam, w 1941 roku, na świat przyszła ich córeczka Renee. Trzy lata później rodzinę przewieziono do getta w Terezinie, a następnie do obozu zagłady w Auschwitz-Birkenau, gdzie zostali rozdzieleni. Rosal z maleńką Renee trafiły do komory gazowej, a Ericha przetransportowano wraz z grupą innych więźniów do podobozu w Czechowicach, gdzie harował w rafinerii nafty. Gdy rozpoczęła się likwidacja obozów, w styczniu 1945 roku osadzonych poddano selekcji. Najsłabsi zostali rozstrzelani, a pozostali wyruszyli w Marszu Śmierci.

Po przejściu około 8-10 kilometrów z Czechowic w kierunku Pszczyny, Erich Gottschalk upadł ze zmęczenia do przydrożnego rowu i stracił przytomność. Konwojujący kolumnę esesmani nie dobili go. Najwyraźniej uznali, że nie żyje, a jeśli jeszcze coś się w nim tli, to szanse na to, że przeżyje, były żadne. Zostawili więc Żyda i odeszli. Kiedy Erich oprzytomniał, ruszył na południe, przez Goczałkowice. Przeszedł skutą lodem Wisłę i zapukał do pierwszego napotkanego na drugim brzegu gospodarstwa Kusiów. Wpuszczając go do domu, Magdalena i Jan ryzykowali ogromnie, kładąc na szali nie tylko swoje życie, ale i trójki dzieci – Jana, Marii i Anny. W okupowanej Polsce – jako jedynym wówczas kraju – za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Rodzina nie wyobrażała sobie jednak innego scenariusza. Poczucie obowiązku i chęć niesienia pomocy bliźniemu były silniejsze niż strach.

Erich Gottschalk był wykończony i straszliwie odmrożony. Postawny i niegdyś wysportowany młody mężczyzna – świetny piłkarz TuS Hakoah Bochum, a później Schild Bochum, z którym zdobył mistrzowski tytuł – ważył zaledwie 32 kilogramy!

Erich Gottschalk był wykończony i straszliwie odmrożony. Postawny i niegdyś wysportowany młody mężczyzna – świetny piłkarz TuS Hakoah Bochum, a później Schild Bochum, z którym zdobył mistrzowski tytuł – ważył zaledwie 32 kilogramy! Na sobie miał cienki pasiak i kawałek koca na łopatkach, a na nogach drewniaki i skarpety w strzępach. Gołe pięty… Był przemarznięty do szpiku kości. Jego nogi były całkiem sine. Kusiowie zaprowadzili go do kuchni. Przy piecu rozgrzewali futrzane skóry i przykładali do jego kończyn. Jan wiedział, jak ratować gościa, bo miał za sobą trzy lata zsyłki w syberyjskiej tajdze pod Archangielskiem podczas I wojny światowej. Doskonale wiedział, co znaczy mróz… Wraz z synem oddał Żydowi swoje ubrania. Spodnie, kalesony, kurtkę, skarpety. Leczyli go i karmili jakby był rodziną. Erich jadł to, co oni. Nigdy nie wybrzydzał. Nie jadł też koszernego. Przepadał za kapuśniakiem na boczku i stopniowo wracał do pełni sił. Dzieci Kusiów zaangażowane były w pomoc gościowi. Anna dostarczała mu papierosy, których palenie uśmierzało tęsknotę za najbliższymi. Nie miał wówczas jeszcze świadomości tego, jaki los spotkał najbliższe jego sercu kobiety…
Kusiowie ukrywali Ericha w różnych miejscach swojego gospodarstwa. Musieli być niezwykle ostrożni, gdyż Niemcy węszyli w okolicy i bardzo często kontrolowali ich dom. Z racji usytuowania go nad rzeką, w pobliżu lasu, pomocy u gospodarzy szukać mogli przecież różni uciekinierzy…

Początkowo kryjówką była stajnia. Materac i kołdra zamaskowane były słomą i nawet, gdy hitlerowcy niespodziewanie wpadli i zabrali konie, nie zauważyli Ericha. Także potem, kiedy przechodził front i spali w ich kuchni na słomie, nie wpadli na ślad Żyda. O jego obecności w gospodarstwie wiedziało tylko wąskie grono ludzi, a dzieci miały kategoryczny zakaz mówienia komukolwiek, nawet najlepszym przyjaciołom, o tym, że w domu ukrywają Żyda. Jedną z wtajemniczonych osób był ks. Adolf Dyczek, proboszcz zabrzeskiej parafii, który odwiedzał Gottschalka i troszczył się o niego.

Z czasem Erich spał w domu Kusiów. Kiedy tylko mógł, wymykał się do małego pokoju i żarliwie się modlił. Błagał o bezpieczeństwo dla gospodarzy i ich domu. Robił to także potem, gdy po niecałych trzech miesiącach opuścił Zabrzeg. Na pożegnanie powiedział Magdalenie i Janowi, by nie martwili się o swój los, bo on codziennie prosi Najwyższego o ich ochronę. I było to czuć. Bo gdy w czasie frontu podczas silnego ostrzału bomby niszczyły okolicę, żadna z nich nie uszkodziła domu Kusiów, a jedyna, która na niego spadła, utknęła w stercie zboża i nie eksplodowała…

W marcu 1945 roku, kiedy przez Zabrzeg przetoczyła się batalia, Kusiowie wraz z pomocą wypatrzonego wśród czerwonoarmistów Żyda zorganizowali transport dla Ericha. Został on przewieziony samochodem do Bielska, stamtąd po ośmiu dniach do sanatorium w Bystrej, gdzie leczył chore płuca. Po dwóch tygodniach trafił do Nowego Sącza, gdzie spotkał pierwszych holenderskich Żydów i rozpoczął długą podróż do domu. Przez Lwów i Kijów trafili do Odessy, a następnie brytyjskim statkiem wojennym do Marsylii i dalej do Holandii, do Amsterdamu. We wrześniu 1945 roku do Zabrzega dotarła pierwsza kartka i potem listy. A w nich smutne wieści. Po powrocie do Holandii Erich poznał prawdę nie tylko o swojej żonie i córce, ale o tym, że zginęli jego rodzice i brat. Z pomocą dalszych krewnych z Ameryki i Afryki zaczął organizować swoje życie na nowo. Ożenił się drugi raz, ale już nigdy nie odważył się przyjechać do Polski. Zmarł w Niemczech w 1996 roku w wieku 90 lat.

Pod koniec ubiegłego roku Jan Kuś, syn Magdaleny i Jana, następca na rodzinnym gospodarstwie, odebrał z rąk ambasadora Izraela w Polsce odznaczenie i dyplom „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, przyznane pośmiertnie jego rodzicom przez Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Yad Vashem. Ich imiona uwiecznione zostały także na honorowej tablicy w Parku Sprawiedliwych wśród Narodów Świata na Wzgórzu Pamięci w Jerozolimie. W instytucie przechowywane są także listy Ericha Gottschalka, który przez wiele lat po wojnie utrzymywał kontakt ze swoimi wybawicielami. Nigdy o nich nie zapomniał.
Wiosną tego roku bohaterską postawę rodzeństwa rodem z Zabrzega odznaczył prezydent RP, Andrzej Duda. 92-letni Jan Kuś zdołał odebrać Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski jeszcze osobiście, ale 27 maja zmarł. W imieniu Marii Tomaszczyk z domu Kuś, która zmarła w 2017 roku, odznaczenie odebrali najbliżsi. Z kolei mieszkance Pierśćca, 85-letniej Annie Gawłowskiej z domu Kuś, w Warszawie towarzyszyła mieszkająca z nią rodzina, Urszula i Jan Gawłowscy z córką i zięciem.

Magdalena i Jan Kusiowie doczekali się prawie 20 wnucząt i mnóstwa prawnucząt. Wszyscy są dumni z postawy swoich przodków, którzy nie wyobrażali sobie zostawić kogoś bez pomocy. Warto dodać, że w ich domu w czasie wojny ukrywało się łącznie siedem osób poszukiwanych przez władze niemieckie. Również po odejściu hitlerowców misja Kusiów się nie zakończyła, ale to już zupełnie inna historia…

google_news