Wydarzenia Bielsko-Biała

“Chlastałem się dla niej”. Zaczął pić, gdy miał może osiem lub dziesięć lat

Dzisiaj w policyjnej izbie dziecka przebywa tylko jeden “podopieczny”. Czeka na rozprawę sądową, nie pierwszą zresztą w jego życiu. Zgadza się na rozmowę z dziennikarzem, jest mu właściwie wszystko jedno. Tylu już z nim ludzi rozmawiało i w tak różny sposób.

Takimi słowami rozpoczyna się artykuł Bożeny Wisłockiej-Trombskiej z cyklu “Świat dziecka za kratami”, który ukazał się w “Kronice Beskidzkiej” 26 marca 1992 roku. Poniżej jego dalszy ciąg.

Tutejsi wychowawcy też go dobrze znają. Choć trudno im na przykład ustalić dokładny wiek Grzegorza. Raz twierdzi, że ma siedemnaście lat, raz, że szesnaście. Nigdy nie ma przy sobie żadnej legitymacji, nie chodzi do szkoły. Najczęściej przebywa w zakładach karnych, a gdy uda mu się uciec, zatrzymany znowu pojawia się tutaj. Zwykle z konwojem policyjnym.

Beznamiętnie ciągnie opowieść swojego krótkiego życia. Woli odpowiadać na pytania. Nigdy przecież dotychczas nie miał okazji i chyba potrzeby zwierzać się komuś, do pytań jest już przyzwyczajony. Zadają je policjanci, kuratorzy, sędziowie, pedagodzy w domach poprawczych, wychowawcy.

Sceneria naszej “rozmowy” jest bardziej niż smutna. W oknach kraty, w policyjnej świetlicy dwa stare rozklekotane krzesła, coś co przypomina fotel, ledwo dyszący czarno-biały telewizor i szafka służąca za biblioteczkę. Na dwóch półkach strzępy książek. A wśród nich między innymi: “Materializm dialektyczny” prof. Ładosza, “Ekonomia polityczna” Górskiego, dzieła Makarenki, Fornalskiej. Jakże tragicznie i ironicznie zabrzmią później słowa Grzesia, że on nie lubi i nie umie dobrze czytać. Bo nawet gdyby było inaczej, to tutaj nie miałby po jaką książkę sięgnąć.

– Zacząłem pić, gdy miałem chyba osiem lub dziesięć lat – ciągnie swoją opowieść Grzegorz. – Wtedy też pierwszy raz kradłem. Po to by sprzedać i mieć jakieś pieniądze. Na wino, wódkę, piwo. Robiliśmy to wspólnie z kolegami, jednemu się udało, drugiemu nie. Najbardziej lubię wódkę, czystą. Gdy jestem trzeźwy, wiem że narozrabiam jak wypiję i – piję znowu. Muszę mieć pieniądze na wódkę. Wtedy też się chlastam…

Ciało Grzegorza to jedna wielka, nie wszędzie zabliźniona rana. Ręce przecinają dziesiątki blizn, czerwonych, podpuchniętych. Nigdy nie zszywane, głębokie rany pozostawiają straszliwe ślady. Gdzieniegdzie przebija przez nie nieudolny, robiony widać ręką niefachowca, tatuaż. Piersi, ramiona, plecy wyglądają podobnie. Tyle tylko, że cięcia były widać dłuższe i głębsze. Chłopak bez skrępowania zrzuca z siebie górę piżamy, tak jakby był z tego swojego okaleczonego ciała dumny.

– Chlastałem się pierwszy raz dla dziewczyny. Po co? Chciałem jej w ten sposób udowodnić, że ją kocham. Żyletką się chlastałem, tak, jak siknęła krew to ręce owinąłem bandażem. Tego się nie zszywa, to musi samo zarosnąć. Ona mnie wtedy uderzyła w twarz. Mówiła, żebym się nie ciął. Później ciąłem się dla innej dziewczyny, też pijany. Ta odwiedziła mnie w areszcie, jeden raz. Chlastałbym się dla niej znowu. Chcę z nią mieć dziecko…

Grzegorz czeka na rozprawę sądową. Po ucieczce z zakładu karnego zdążył dokonać dwóch włamań, jednego rozboju i dwa razy okradł samochody. Łupem jego padł kiosk warzywny, pawilon handlowy, toyota i maluch. Zdobyte pieniądze chciał wydawać z dziewczyną i kolegami na wódkę. Musiał też coś jeść i gdzieś się ukrywać.

– Kiedyś wieczorem – wspomina – zabrakło mi pieniędzy. A pić się chciało. Wyszedłem na pustą ulicę, zobaczyłem mężczyznę. Podszedłem do niego, uderzyłem raz. Wywrócił się, potem biłem go dalej. Niestety, miał przy sobie tylko dwanaście tysięcy złotych. Wziąłem je oczywiście. I czy to był rozbój? Ja w ogóle mam pecha, okradłem na przykład toyotę policjanta, wziąłem radio i kasety, a było tam podobno zawinięte w papier osiem i pół miliona złotych.

To co zrobił Grzegorz jest rozbojem. Ciężkim przestępstwem. On jednak jakby nie zdawał sobie z tego sprawy. Podobnie jak z tego, że już właściwie przegrał życie, Mówi, że chciałby być murarzem, ale najprawdopodobniej, gdy znajdzie się na wolności, znowu będzie kradł i pił. Innego życia właściwie już nie zna.

Ojca nie kocha, idolem jego jest zawsze zapracowana i wychowująca młodsze rodzeństwo matka. Ale choć ona przestrzegała go przed takim właśnie życiem, nie słuchał jej. Nie słuchał też ojca, który go bił. Na pytanie – kogo by najbardziej było mu żal przed wykonaniem na nim kary śmierci – odpowiedział: matki. On sam nigdy nie cenił życia i nie myślał o tym, że może się wykrwawić do końca kalecząc swe ciało. Głęboko jak tylko umiał.

Kto i kiedy popełnił błąd wychowując to dziecko? Czy jest szansa na uratowanie młodego życia Grzesia, chłopca zza krat?

P.S. Policyjna Izba Dziecka w Bielsku-Białej jest na pewno jedną z najgorzej wyposażonych w kraju. Brakuje tu dosłownie wszystkiego, począwszy od ciekawych książek i gier, poprzez ołówki i zeszyty do pisania, skończywszy na nie psującym się telewizorze i odtwarzaczu. Wychowawcy nie mają żadnych pomocy dydaktycznych, przy pomocy których mogliby zająć dziecko na zajęciach świetlicowych. Nie mówiąc już na przykład o pokazaniu filmu o AIDS lub innych niebezpieczeństwach. Brakuje pieniędzy na najbardziej podstawowe wyposażenie, np. środki czystości. Może znajdzie się ktoś, kto zechce pomóc Grzesiowi i jego rówieśnikom, dzieciom, które jeszcze może mają szansę powrotu do normalnego życia.

google_news