Chleb za 30 zł? „Zostanie nam chrust i szczaw”

Właściciele małych firm, w tym rzemieślnicy z całego regionu, spodziewają się prawdziwej zapaści – drastycznego wzrostu kosztów, szalejących cen, konieczności zwalniania pracowników i zamykania działalności. Nie mogą uwierzyć, że choć to niewielkie firmy stanowią o sile gospodarki, przez polski rząd są zupełnie ignorowane.

Dzisiaj w Bielsku-Białej zebrało się prezydium zarządu Beskidzkiej Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości z prezesem Adamem Wykrętem, jego zastępcami Tomaszem Krajewskim (Cech Rzemiosł Metalowych Bielsko-Biała) i Danielem Trojakiem (Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości Andrychów). Towarzyszyli im członkowie prezydium: Grzegorz Strzelecki (Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości Żywiec), Franciszek Szydłowski (Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości Wadowice) i Józef Waszek (Cech Cieszyn). Członkowie tego gremium mówili o działaniach, jakie podjęli, aby rząd zaczął się liczyć z ich zdaniem. Opowiadali też, z jakimi problemami muszą sobie radzić obecnie i jak wielkiej zapaści spodziewają się w przyszłym roku.

– To niewielkie firmy mają największy wpływ na PKB, a nikt się z nimi nie liczy. Albo to zostanie uporządkowane, albo wszyscy pójdziemy na dno – wskazuje szef żywieckiego cechu. O dramatycznej sytuacji na przykładzie firm piekarskich i cukierniczych mówi Adam Wykręt, prezes Izby, który sam prowadzi taką działalność. – Cena mąki wzrosła o sto procent. Najbardziej boimy się rosnących kosztów gazu i energii elektrycznej. Nie jesteśmy w stanie się dowiedzieć, z jakimi podwyżkami tych mediów będziemy musieli się liczyć w przyszłym roku. Jeśli spełnią się najgorsze scenariusze, to kilogramowy bochenek będzie musiał u rzemieślnika kosztować ze 30 złotych. I kto tyle zapłaci? Ludzie pójdą do marketów, by kupować „chleb” z przywożonego z Chin ciasta głęboko mrożonego. Już dziś rynek zalewa ciasto z Turcji. A co zrobimy my, rzemieślnicy? Będziemy musieli zwalniać ludzi i zamykać naszą działalność – tłumaczy.

Adam Wykręt dodaje, że właściciele niedużych firm nie mieli jeszcze sytuacji, że zupełnie nie wiedzą, w jakich warunkach przyjdzie im w kolejnym roku funkcjonować. – Wszystko wskazuje na to, że jeśli rząd nie pomoże małym firmom, to one padną – martwi się. Wtórują mu pozostali członkowie prezydium Izby. Tłumaczą, że są rzemieślnikami od pokoleń i potrafili sobie radzić w różnych systemach politycznych, w różnej sytuacji gospodarczej, ale tak czarna przyszłość jeszcze się przed nimi nie rysowała. – Już dzisiaj, by sobie poradzić, rzemieślnik musi być prawnikiem, księgowym, marketingowcem, ekspertem podatkowym, a przychodzi mu być jeszcze jasnowidzem i sobie wywróżyć, jakie koszty będzie musiał ponosić w przyszłym roku. W takich warunkach nie można nawet podpisywać umów z kontrahentami, bo nie wiadomo, na czym tu się oprzeć. Dziś małe firmy, takie jak nasze, walczą o przetrwanie. Jeśli ich nie będzie, to cała gospodarka upadnie. Wszyscy to odczujemy. To problem nas wszystkich. Ludzie już teraz zaczynają uciekać z rzemiosła i przechodzą do szarej strefy. Niech rząd to wreszcie zauważy – mówią przedstawiciele cechów z całego Podbeskidzia. – I rzeczywiście zostanie nam wrzucanie chrustu do kominka i jedzenie szczawiu – dodają.

Więcej na ten temat wkrótce w Kronice Beskidzkiej.