To bardzo wstydliwa dla Czechowic-Dziedzic sprawa! Pomnik upamiętniający ponad stu Żydów zamordowanych przez Niemców pod koniec drugiej wojny światowej stoi wśród złomu. I jest… zamykany za blaszaną bramą.
Pomnik mieści się przy ulicy Pionkowej. Na tablicy widnieje napis: „Ponad stu Żydom polskim i innych narodowości, którzy w przededniu wyzwolenia 19 I 1945 zginęli śmiercią męczenników z rąk zbirów hitlerowskich”. Pod koniec wojny uruchomiono tam bowiem podobóz Auschwitz-Birkenau. – Ten pomnik, to miejsce i ta historia nie mogą być mi obojętne. Naocznym świadkiem dramatu był mój ojciec, Stefan Studnicki. Opowiadał mi, jak jechał ze słomą do świniarni. Żydom, którzy się kręcili przy obozie mówił, żeby uciekali, bo jakiś niemiecki oddział nadjeżdża. Był to oddział skierowany do likwidacji Żydów. Później ojciec widział ten stos ofiar… – opowiada Maria Zużałek, pochodząca z Czechowic-Dziedzic mieszkanka Kaniowa.
Jest oburzona tym, w jakim otoczeniu dzisiaj znajduje się pomnik ofiar koszmarnej zbrodni. – Nie ma żadnego szacunku do tego miejsca. Największy żal można mieć do władz miasta. Sprzedano działkę razem z miejscem pamięci mordu. Lekką ręką pomija się historię, jakby się ona zaczynała dopiero od obecnych władz miasta – irytuje się.
W ratuszu nie można się było dowiedzieć, czy gmina rzeczywiście sprzedała działkę i kiedy do tego doszło.
Pomnik mieści się między działkami prywatnych firm, na terenie skupu złomu. Wokół piętrzą się surowce, a niedawno obok pomnika stała stara młocarnia. Co więcej, do pomnika nie ma nieograniczonego dostępu, bo brama do skupu jest zamykana. – Nie można tu przyjść i zapalić znicza. Ręce opadają… – mówi mieszkanka Kaniowa. – Żeby zrobić zdjęcia pomnika stojącego za bramą, musiałem wspiąć się na rower i wysoko unieść ręce – dodaje jej mąż, Jerzy Zużałek.
– Dla mnie to jest skandal. Interweniowałam w tej sprawie już czterokrotnie. Miasto nie zrobiło nic. To niby drobna rzecz, ale bardzo szkodzi wizerunkowi Czechowic-Dziedzic. Wcześniej co roku tu jeździliśmy, gdy wypadała rocznica powstania w getcie warszawskim. Jakie wnioski może teraz wyciągnąć młodzież, patrząc na tę sytuację? Jestem zbulwersowana, zniesmaczona i bezradna. To niegodne – mówi Dorota Wiewióra, przewodnicząca Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej. – Najbardziej mi przykro, że o interwencję w tej sprawie prosił mnie sam Marian Turski, były więzień obozu Auschwitz, znany dziennikarz – dodaje.
O zmianę tego stanu rzeczy stara się też Jacek Cwetler, przewodniczący Towarzystwa Przyjaciół Czechowic-Dziedzic i kustosz Izby Regionalnej w Miejskim Domu Kultury. Wskazuje, że sytuacja wcale nie jest beznadziejna, bo… była gorsza. – Walały się tu nawet butelki. Jednak obecni właściciele firm, zajmujących się tu produkcją, przerobem czy sortowaniem, starają się dbać o pomnik i czystość w jego otoczeniu. Prawdą jest, że jak kończy się dzień pracy, to brama jest zamykana i nie można tu wejść – tłumaczy. – Nie ulega jednak wątpliwości, że pomnik powinien mieć godniejszą oprawę – dodaje.
Maciej Kołoczek, zastępca burmistrza miasta przekonuje, że problem władzom jest doskonale znany i już podjęto działania, by zmienić ten stan rzeczy. – Po spotkaniach z Dorotą Wiewiórą doszliśmy do wniosku, by przenieść pomnik kilkanaście metrów dalej – na skwerek obok przystanku kolejowego. Trzeba jednak rozwiązać kwestie własnościowe. Rozmowy toczą się już od roku. Jeśli ostatecznie się nie powiodą, to trzeba będzie pomnik przenieść chociaż przed płot – uściśla Jacek Cwetler. – Obecna sytuacja powinna ulec radykalnej zmianie. Wiem z korespondencji prowadzonej z Urzędem Miasta o chęci odnowienia pomnika i tablicy, a także o chęci przeniesienia go w okolice nieodległego przystanku kolejowego. Muzeum taki pomysł zaopiniowało pozytywnie – informuje Łukasz Lipiński z biura prasowego Muzeum Auschwitz.
Taki pomysł nie podoba się Marii Zużałek. – Po co przenosić pomnik? I to gdzie? Znowu na teren nie gminy, ale kolei. Znowu mogą być problemy. Przecież dużo prościej na przykład wydzierżawić fragment działki z pomnikiem i sprawa sama się rozwiąże. Albo zwyczajnie przesunąć płot. Pomnik upamiętnia ofiary mordu, do którego doszło dokładnie w tym miejscu, więc jak można go w ogóle przenosić? To tak jakby nagrobek wynieść z cmentarza – argumentuje.
Podobóz Tschechowitz II, jak w swoich „Szkicach z przeszłości Czechowic-Dziedzic” pisze Eugeniusz Kopeć, powstał we wrześniu 1944 roku w miejscu 17-wiecznego dworu. W oborach umieszczono 561 więźniów, głównie Żydów. Teren ogrodzono drutem kolczastym pod napięciem i postawiono wieże strażnicze. Więźniowie byli pilnowani przez żołnierzy SS pod dowództwem esesmana o nazwisku Knoblik. Zmuszeni do pracy ponad siły przy odgruzowywaniu, rozbiórce i odbudowie zbombardowanych obiektów, byli zabijani w każdym przypadku niesubordynacji lub gorszego samopoczucia. Wycieńczeni i katowani umierali, a ich współtowarzysze przynosili trupy do obozu, systematycznie układając zwłoki w jednym miejscu, by wieczorem wywozić ciężarówką do krematorium w KL Auschwitz. 19 stycznia 1945 roku na rozkaz administracji obozu w Auschwitz podjęto decyzję o likwidacji podobozu. Ze zdolnych do drogi więźniów uformowano kolumnę, która, zabezpieczana przez strażników, ruszyła w drogę w kierunku Oświęcimia. W obozie pozostawiono pilnowanych przez kapo chorych i wycieńczonych. Część, licząc się z niechybną śmiercią i wykorzystując nieuwagę pilnujących, zbiegła przed przyjazdem plutonu egzekucyjnego SS. Przybyli do obozu esesmani 22 stycznia rozpoczęli poszukiwania uciekinierów, a złapanych rozstrzeliwali na miejscu. Pozostali w obozie, którzy nie zdecydowali się na ucieczkę, otrzymali od żołnierzy polecenie zbudowania z przywiezionych na jego teren trupów i rozbitych prycz stosu, który – oblany benzyną – podpalili. Więźniów, świadków tej zbrodni, również zamordowano i wrzucono na płonące „ludzkie ognisko”. Niedopalone szczątki ludzkie, pozostałe na pogorzelisku, zatrudnieni w rafinerii włoscy jeńcy zakopali na miejscu zbrodni. Udało się przeżyć tylko jednemu więźniowi, obywatelowi czeskiemu Erwinowi Habalowi, którego ukryli mieszkańcy.
Aktualizacja
W ratuszu sprawdzono, czy rzeczywiście gmina była właścicielem działki, na której znajduje się pomnik, i ją sprzedała, co z czasem poskutkowało „uwięzieniem” monumentu w skupie złomu. – To nigdy nie była gminna działka. Grunty należały do Skarbu Państwa i w latach 80.-90., w trybie uwłaszczeniowym, weszły w użytkowanie wieczyste korzystających z nich firm – informuje Barbara Herok-Borowska, naczelnik wydziału geodezji, kartografii, katastru i gospodarki nieruchomościami w Urzędzie Miejskim.