Wydarzenia Cieszyn

Czy kranówka stanie się towarem deficytowym? W Beskidach jak w Egipcie

O suszy i braku wody w Beskidach słyszymy w ostatnich latach regularnie. A problem będzie jedynie narastał. Zmieniający się na naszych oczach klimat nie jest bowiem naszym sprzymierzeńcem. Podobnie jak agresywny przemysł turystyczny. Czy więc w przyszłości deficyty wody staną się jedną z barier rozwojowych ziemi cieszyńskiej?

W lipcu żyliśmy zagrożeniem powodziowym, jakie przyniósł nad Śląsk Cieszyński wyż genueński Gabriel. Przypomnijmy jednak, że na przełomie czerwca i lipca wystarczyło zaledwie kilka upalnych dni, by w niektórych zakątkach regionu zaczęto apelować o oszczędzanie kranówki.

„W związku z narastającą suszą i utrzymującymi się wysokimi temperaturami zapotrzebowanie na wodę w naszej gminie gwałtownie rośnie. W tej sytuacji Referat Usług Komunalnych Urzędu Gminy Istebna zwraca się o racjonalne i odpowiedzialne korzystanie z wody pobieranej z gminnej sieci wodociągowej” – apelowali istebniańscy samorządowcy, tłumacząc, że urzędowi zależy na… utrzymaniu ciągłości dostaw wody służącej do zaspokojenia podstawowych potrzeb bytowych i higienicznych. Z tego powodu gmina prosiła o ograniczenie korzystania z kranówki do celów innych niż niezbędne. W szczególności o nienapełnianie basenów i oczek wodnych, niepodlewanie ogródków i trawników i upraw oraz wstrzymanie się od mycia samochodów.

Z podobnym apelem na początku lata wystąpiły władze gmin Zebrzydowice i Brenna. – Teraz każda kropla się liczy – przekonywali samorządowcy znad Brennicy.

Dlaczego z wodą pod Kotarzem czy w Trójwsi Beskidzkiej jest tak krucho? Żeby to zrozumieć, trzeba wiedzieć, skąd mieszkańcy naszego regionu czerpią popularną kranówkę. Otóż w większości dostarczają ją nam Wodociągi Ziemi Cieszyńskiej. Najważniejszym z ujęć jest zaś to w zbiorniku w Wiśle Czarnem. Stamtąd zaopatrywani są mieszkańcy Wisły, Ustronia czy Skoczowa. Zbiornik od lat był w złym stanie technicznym, jednak obecnie przechodzi gruntowną modernizację, której efektem będzie m.in. zwiększenie rezerwy wody pitnej o 116 dni (z obecnych ok. 130 do ok. 250 dni).

Spokojni o wodę mogą być również mieszkańcy Cieszyna, których zaopatrują studnie głębinowe w Pogórzu (także zarządzane przez Wodociągi Ziemi Cieszyńskiej). Dla odmiany w Strumieniu i okolicach piją wodę ze Zbiornika Goczałkowickiego, która jest czerpana z ujęcia Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów. W dużo gorszej sytuacji są natomiast mieszkańcy miejscowości nad Piotrówką. Na przykład w gminie Zebrzydowice kranówka czerpana jest z kilku lokalnych ujęć (zarządzanych przez Gminny Zakład Wodociągów i Kanalizacji) oraz dostarczana jest z Czech. W najtrudniejszej sytuacji są jednak turystyczne kurorty w Trójwsi Beskidzkiej oraz nad Brennicą.

Największe problemy w kurortach turystycznych

– W gminie Brenna faktycznie mamy problem z wodą, zwłaszcza na obszarze, który nie jest obsługiwany przez Wodociągi Ziemi Cieszyńskiej – przyznaje wójt Andrzej Kozieł.

W latach 80. XX wieku na Brennicy planowano budowę zbiornika retencyjnego. Jego wodę miały wykorzystywać zakłady przemysłowe w Cieszynie, jednak inwestycja nigdy nie doszła do skutku. Dziś kranówka ze Spalonej przydałaby się nie tyle Cieszynowi co samej Brennej. Górale spod Kotarza nadal bowiem czerpią wodę z lokalnych ujęć. Niestety ich wydajność staje się problemem.

– Wszystko dlatego, że powstaje u nas wiele posesji, które weekendowo potrzebują sporo wody. I obserwujemy wówczas jej skokowy pobór. Dzieje się tak na przykład na początku lata, gdy ludzie napełniają wodą baseny ogrodowe. I stąd właśnie te ostatnie apele – tłumaczy Andrzej Kozieł.

Podobna sytuacja występuje w Istebnej, gdzie mieszkańcy korzystają zarówno z publicznych ujęć, jak i indywidualnych studni. Dziesięć lat temu ta beskidzka gmina była zasilana przez siedem różnych ujęć wody, ale lokalni użytkownicy (np. na Zaolziu) korzystają też z własnych źródeł. Sytuacja rodzi jednak różnorakie problemy. Na przykład w sierpniu 2023 r. Powiatowy Inspektorat Sanitarny stwierdził obecność bakterii coli w wodzie. W efekcie w części Koniakowa i Istebnej była ona niezdatna do spożycia.

Obniżające się wody gruntowe i susza hydrologiczna

Brak jednej, centralnej sieci wodociągowej powoduje też, że zabudowa terenu może poważnie komplikować lokalne stosunki wodne. – Nawet jedna inwestycja, na przykład budowa domu jednorodzinnego, może znacząco zaburzyć układ wód gruntowych – przekonuje Linda Hofman, rzecznik prasowy Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie – Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gliwicach. Dodatkowo, jej zdaniem, zwierciadło wód gruntowych w Beskidach systematycznie się obniża.

– W Polsce mamy do czynienia z suszą hydrologiczną i widać to wyraźnie w korytach beskidzkich i podbeskidzkich rzek. To konsekwencja przede wszystkim skąpych opadów śniegu w zimie oraz niewystarczających opadów deszczu w pozostałych porach roku. Zmiany klimatu są niezaprzeczalne, podobnie jak fakt, że zasoby wody nam się kurczą – przekonuje Linda Hofman i przewiduje, że problemy faktycznie będą coraz częściej odczuwane, zwłaszcza w sezonie wakacyjnym w miejscowościach turystycznych. Dodatkowo zaś kłopoty będą potęgowali deweloperzy oraz nastawiona na maksymalizację zysku branża turystyczna.

Ale czy górale mają jakiś „plan ratunkowy”? Na przykład podobny do tego, jaki realizują polskie nadleśnictwa. Susza to bowiem problem, który dotyka nie tylko człowieka. Dlatego od ponad dwóch dekad Lasy Państwowe realizują program małej retencji, starając się spowalniać odpływ wody z kompleksów leśnych oraz zwiększając możliwości jej magazynowania w lasach. W ramach tej akcji powstają zbiorniki wodne, przepusty i małe urządzenia piętrzące.

Na obszarze Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach wybudowano lub odtworzono już 1400 takich obiektów hydrotechnicznych, magazynując w lasach dodatkowo 4 mln metrów sześciennych wody. W samym Nadleśnictwie Ustroń powstało takich obiektów 68, w Nadleśnictwie Wisła – 6, a w Nadleśnictwie Bielsko – 208.

Mimo to problem suszy stale narasta. Zmiany klimatu powodują, że dostępność wody dla drzew jest coraz mniejsza, konsekwencją jest zaś tzw. susza fizjologiczna, czyli stan, w którym drzewa borykają się z permanentnym niedoborem wody. – Brak wody to jeden z głównych czynników, które zabijają lasy świerkowe w Beskidach. Bo świerk lubi, gdy jest zimno i wilgotno – tłumaczy Wiktor Naturski, specjalista ds. edukacji leśnej Nadleśnictwa Ustroń. – Ale suszę fizjologiczną widzimy również obserwując inne gatunki, m.in. buki, których ulistnienie nie jest tak obfite i bogate jak dawniej. Ogólnie widać niedobór wody w lasach, które kiedyś były mocno zasilane głównie przez topniejący śnieg – przypomina.

Zmiana charakteru opadów – śnieg zastępują ulewy

Paradoksalnie bowiem o tym, czy mamy suszę, wcale nie decydują deszcze. Kluczowa jest za to zimowa grubość pokrywy śnieżnej. – Obecnie roczna, średnia ilość opadów może być nawet podobna jak w latach poprzednich. Problem w tym, że charakter opadów jest inny. Kiedyś były to delikatne opady trwające tydzień albo dwa. A zimą mieliśmy w lesie dwa metry śniegu. I on przez trzy miesiące powoli topniał, stopniowo wysycając wodą glebę oraz wypełniając nią przestrzenie w skałach. Teraz tych zjawisk nie ma, a podobna suma opadów bierze się z letnich nawałnic. Z gwałtownego opadu burzowego, gdy w krótkim czasie spada z nieba olbrzymia ilość wody. Tyle że ona jest niedostępna dla lasów, bo błyskawicznie spływa – tłumaczy ustroński leśnik.

Niestety te globalne zmiany będą się prawdopodobnie jedynie potęgować wraz ze wzrostem temperatury. W efekcie, w ciągu kolejnych dekad, woda w śląskich Beskidach może się stać towarem deficytowym, a realizacja nowych, dużych inwestycji turystycznych w Brennej czy Istebnej stanie się bardzo trudna lub wręcz niemożliwa. Tym bardziej, że już dziś tamtejsza lokalna infrastruktura wodociągowa bywa niedoinwestowana. Brakuje też zbiorników buforowych czy nadmiarowych ujęć.

– Wybetonowaliśmy mnóstwo terenu. Odprowadzamy wody deszczowe z dróg i posesji i one błyskawicznie spływają. Nie wsiąkają w grunt, więc naturalna retencja została ograniczona. Ale to jest koszt cywilizacji. A zjawiska klimatyczne niestety jeszcze pogłębiają ten problem – przyznaje wójt Brennej Andrzej Kozieł.

Kosztowne i trudne rozwiązania

Nie ma on również wątpliwości, że przeciwdziałanie negatywnym zjawiskom będzie bardzo kosztowne. Zwłaszcza że do tej pory niewiele w tym temacie zrobiono. – Powinniśmy podlewać ogrody deszczówką, napełniać nią baseny. Potrzebnych jest wiele rozwiązań systemowych. Niestety Brennej nie zasilimy wodą z Wodociągów Ziemi Cieszyńskiej, bo pompowanie kranówki 200-300 metrów do góry byłoby absurdalnie kosztowne – stwierdza.

Gmina szuka więc innych rozwiązań. Przykładowo w 2024 r. pod Kotarzem analizowano m.in. możliwość budowy zbiornika retencyjnego na potoku Polczany na Węgierskim. – Mamy koncepcję, ale jej kosztorys opiewa na kwotę 30 milionów złotych. Tymczasem wodę będziemy czerpać de facto z górskiego potoczku. Nie będzie tam żadnych kosmicznych wartości poboru, więc to chyba ślepa uliczka – zastanawia się Andrzej Kozieł.

google_news