Wydarzenia Bielsko-Biała

Czy można żyć po śmierci?

Śmierć bliskiej osoby to wydarzenie, które już samo w sobie jest wyjątkowo trudne i traumatyczne. Tymczasem towarzysząca mu rozpacz i pustka to czasem nie wszystko, co spada na głowę pogrążonych w smutku żałobników.

– 1 lutego zmarła moja matka – tłumaczył nam bielszczanin Wiesław Bierczak wyjaśniając, że tego dnia rankiem znalazł jej zwłoki, gdy tak jak co dzień przyszedł ją odwiedzić. – Opiekowałem się mieszkającą samotnie mamą – precyzuje nie kryjąc, że wtedy jeszcze nie wiedział, jakie konsekwencje przyniesie dla niego fakt, że śmierć nastąpiła w takich okolicznościach. – Już na początku pojawiły się problemy. Najpierw – opisuje sytuację – pogotowie odmówiło przyjazdu do denatki, bo jak mi powiedziano, to nie jest ich sprawa. Poradzono mu, aby zgłosił się do lekarza rodzinnego, bo tylko on może stwierdzić zgon. Tak też zrobił, lecz w przychodni, gdzie wcześniej leczyła się zmarła, okazało się, że jest tylko jeden lekarz i może dokonać oględzin zwłok dopiero późnym popołudniem. Na szczęście był w przychodni do dyspozycji pracujący tam na część etatu emerytowany lekarz, który zgodził się wziąć na siebie ten obowiązek i wypisać kartę zgonu.

Pusta rubryka

Jest to dokument stwierdzający śmierć danej osoby, będący jednocześnie podstawą do prowadzenia dalszych czynności dotyczących zmarłego, w tym dokonania pochówku. Na podstawie karty zgonu wystawiany jest także – przez Urząd Stanu Cywilnego – akt zgonu.

– Lekarz pojawił się po jakimś czasie, obejrzał ciało i wypisał stosowny dokument – tłumaczy mężczyzna dodając, że nie było z tym większych problemów, bo jego matka była już wiekową, schorowaną osobą i zarówno okoliczności i przyczyny jej śmierci nie budziły wątpliwości. Było jednak coś, z czego syn zmarłej nie zdawał sobie jeszcze wtedy sprawy, a co stało się powodem jego przyszłych kłopotów. Otóż lekarz nie wypełnił na karcie zgonu rubryki, w której wpisuje się datę i godzinę śmierci, lecz tylko – zgodnie z prawdą – rubrykę dotyczącą daty znalezienia zwłok. Czyli ranek 1 lutego. Taka też informacja znalazła się w sporządzonym przez bielski USC akcie zgonu. Okoliczność ta dość szybko dała o sobie znać. – Zaczęło się od tego, że ZUS nie wypłacił emerytury za styczeń, do odbioru której byłem upoważniony przez mamę – tłumaczy mężczyzna wyjaśniając, że od dłuższego czasu zarządzał jej finansami, regulując płatności i dokonując sprawunków. ZUS wstrzymał wypłatę, bo najwyraźniej uznał – na swoją korzyść – że skoro nie wiadomo kiedy kobieta zmarła, to jest możliwe, że stało się to przed 1 lutego, a wtedy emerytura za styczeń już się nie należy.

Nie koniec na tym. Okazało się, że bez tego wpisu mężczyzna nie jest w stanie wynająć – jako spadkobierca – mieszkania po swojej mamie, jak również dokonać innych czynności spadkowych. – Wyglądało to tak, jakby moja mama, choć zmarła – co potwierdził lekarz – w świetle prawa wciąż żyła – tłumaczy nie kryjąc, że pozostał sam z tym problemem. Zajęłoby sporo miejsca, aby opisać co w tym czasie przeszedł i ile kosztowało go to nerwów, czasu oraz pieniędzy, aby sprawę wyprostować. Wyjaśnijmy tylko, że po tym jak zasugerowano mu takie rozwiązanie w USC, zwrócił się do sądu, aby ten formalnie „uśmiercił” jego matkę, ustalając datę i godzinę jej zgonu. Wyrok zapadł dopiero w sierpniu, kiedy to Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej wydał postanowienie o uzupełnieniu aktu zgonu stosownym wpisem (sąd przyjął, iż matka mężczyzny zmarła 1 lutego pomiędzy 3.00 a 4.00 nad ranem).

– Później się dowiedziałem, że była to druga tego typu sprawa w Polsce. Nie rozumiem jednak jak to możliwe, aby mogło dojść do takiej sytuacji. Przecież kto jak kto, ale lekarz powinien mieć wiedzę i doświadczenie, aby określić czas zgonu. Tymczasem ktoś zrzucił ten problem na moje barki, pakując mnie w wir prawno-administracyjnych przepychanek – nie kryje oburzenia i rozgoryczenia syn zmarłej kobiety dodając, że jedno, co udało mu się zrozumieć z tego wszystkiego, to tylko to, iż powodem jego problemów są zmiany, jakie dwa lata temu dokonały się w polskim ustawodawstwie.

Stare i nowe przepisy

Prawo dotyczące tej sfery życia – można by rzec – jest kulawe. Przepisy dotyczące pochówków (a także aktów zgonu) pochodzą w ogólnym zarysie jeszcze z lat 60. ubiegłego wieku! W myśl przepisów zgon i jego przyczynę powinien ustalić lekarz, który leczył chorego w ostatniej chorobie. Może to również zrobić osoba (najczęściej lekarz) powołana do wykonywania tej czynności przez właściwego starostę. Ale w mało którym powiecie taka osoba (coś na wzór amerykańskiego urzędu koronera) została przez starostę powołana. Na przykład w Bielsku-Białej i powiecie bielskim nie ma takiego urzędnika. Stąd też w praktyce wypisywaniem karty zgonu – w przypadku, gdy miał on miejsce w domu pacjenta – zajmują się lekarze rodzinni. Do roku 2015 obowiązywał wzór formularza karty zgonu zawierającej – oprócz wielu innych danych o zmarłym, w tym te o przyczynach jego śmierci – jedną rubrykę, w której należało wpisać datę zgonu (dzienną, a w przypadku dzieci do pierwszego roku życia także godzinową). Lekarz przybyły na miejsce musiał więc napisać na karcie, kiedy w jego ocenie nastąpiła śmierć (robił to na podstawie swojej wiedzy medycznej oraz wywiadu z bliskimi, czy osobami opiekującymi się przed śmiercią zmarłym). Gdy nie był w stanie ustalić tych danych lub miał poważne wątpliwości co do przyczyn, okoliczności, miejsca czy daty śmierci (zwłoki mogły na przykład ulec już w poważnym stopniu rozkładowi), informował o zastanej sytuacji policję. Wszczynano postępowanie, którego efektem było wypisanie karty zgonu przez lekarza sądowego dokonującego sekcji.

W marcu 2015 roku weszło w życie rozporządzenie ministra zdrowia wprowadzające nowy wzór formularza karty zgonu. Oprócz – jak wcześniej – rubryki odnoszącej się do daty śmierci (w tym obowiązkowo we wszystkich przypadkach jej godziny) znajduje się również rubryka dotycząca daty i godziny znalezienia zwłok. – Jeśli data i godzina zgonu nie jest znana, bo zwłoki zostały znalezione jakiś czas po śmierci, lekarz wypisuje datę i godzinę znalezienia zwłok, chyba, że na podstawie oględzin ciała może stwierdzić datę i godzinę kiedy on nastąpił – usłyszeliśmy w Beskidzkiej Izbie Lekarskiej. Ustawodawca dał tym samym lekarzom alternatywną możliwość wypisania karty zgonu. Dlaczego?

Można przypuszczać, że powodem tego było to, iż wbrew powszechnej opinii, nie jest prosto ustalić datę śmierci jedynie na podstawie pobieżnych oględzin zwłok. Tymczasem wpisanie do karty tej informacji niesie z sobą bardzo istotne konsekwencje prawne w stosunku do krewnych zmarłego.

Ratunek w sądzie

Czas w którym nastąpiła śmierć wpływa na przykład na moment ustania małżeństwa, ustalenia pochodzenia dziecka czy kolejności dziedziczenia. Lekarz wpisując do karty tę datę bierze na siebie konsekwencje prawne swej ewentualnej pomyłki. Teraz – gdy obowiązuje nowy wzór formularza – ma w razie wątpliwości możliwość wpisania – zgodnie z prawdą – nie kiedy nastąpiła śmierć, lecz kiedy zwłoki odnaleziono. Taka też informacja pojawia się w akcie zgonu, a jedynym sposobem aby to zmienić, jest wszczęcie postępowania sądowego.

Tu jednak też zaszła pewna zmiana. Dawniej o dokonanie sprostowania aktu zgonu mógł wystąpić do sądu zarówno zainteresowany (osoba dysponująca aktem zgonu), jak i kierownik USC, a także prokurator. W 2015 roku znowelizowana została jednak ustawa Prawo o aktach stanu cywilnego, która z grona tych podmiotów wykluczyła urzędy stanu cywilnego. Dlatego jeśli ktoś chce teraz uzupełnić akt zgonu osoby mu bliskiej na przykład o datę jej śmierci, musi osobiście zwrócić się o to do sądu.

Czemu więc sądy nie są zawalone takimi sprawami w obliczu zmian jakie dokonały się w tej materii prawnej? Odpowiedź może być taka, że po prostu sytuacje takie, jaką opisaliśmy na wstępie, są rzadkie. W Bielsku-Białej – jak dowiedzieliśmy się w tamtejszym USC – był to pierwszy taki przypadek. Tak długo bowiem jak w grę nie wchodzą sprawy spadkowe, czy na przykład te związane z ZUS, akt zgonu niezawierający dokładnej daty śmierci jest wystarczającym dokumentem do tego, aby dokonać pochówku czy innych czynności prawnych w stosunku do osoby zmarłej.

Przepisy przepisami, ale na zdrowy rozum chyba coś nie jest w porządku, jeśli państwo dysponujące całym aparatem administracyjno-prawnym ceduje na obywatela obowiązek udowodnienia tego, kiedy zmarła bliska mu osoba.

google_news