Po trzech latach przerwy wróciła na stanowisko dyrektora Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej. Uważa, że rozstano się z nią z przyczyn politycznych, a dziś musi nadrabiać zaniedbania. Nie zgadza się z krytyką dotyczącą tego, że muzeum jest wyjątkowo bierne i zamknięte na ludzi. Bo to ludziom brakuje… kompetencji. Murów zamkowych nie otworzy nawet na prośbę marszałek województwa. Podczas naszej rozmowy z Iwoną Purzycką aż iskry leciały! Czy można ją namówić do zmian? Zapraszamy do oglądania.
Ponad trzy lata temu, po 20 latach kierowania przez Panią muzeum, stwierdzono, że już wystarczy. Co o tym zdecydowało?
Iwona Purzycka: Skończył mi się kontrakt i nie przedłużono go.
Dlaczego?
Cóż, decyzja polityczna. Nie należałam do jedynej właściwej opcji. Nie zrobiłam niczego, co można by uznać za nieodpowiednie. Wręcz przeciwnie – miałam bardzo duże sukcesy.
Czy ta sytuacja wywołała u Pani rozgoryczenie?
Tak, dość nieładnie to zostało załatwione. Do ostatniego dnia mojej pracy nie wiedziałem, co ze mną dalej będzie. Dopiero tego ostatniego dnia, przed godziną 15.00, dostałam informację, że wszczęto procedurę powołania następnego dyrektora.
Teraz ponownie pełni Pani tę funkcję. Znowu decyzja polityczna?
Gdyby nie moje osiągnięcia, nie byłoby to możliwe. (…) Raczej nie była to decyzja polityczna, tylko – jak niektórzy twierdzą – sprawiedliwość dziejowa.
Czy mieliśmy do czynienia ze stagnacją w muzeum przez trzy ostatnie lata?
Niektórzy twierdzą, że tak. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że dziesiątki osób, które wcześniej przychodziły na wernisaże, spotkania i wszelakie wydarzenia, przestały to robić. (…) Był rodzaj stagnacji. Są ogromne zaległości i trzeba je nadrobić, a – niestety – nie ma na to funduszy, więc nie będzie to łatwe. Dotyczy to każdej sfery działalności muzeum – od koniecznych i poważnych remontów, łącznie z remontem dachu zamku, który przecieka.
Gdyby nie to, że Zamek Sułkowskich dominuje architektonicznie w śródmieściu, to większość mieszkańców nie miałaby pojęcia o istnieniu Muzeum Historycznego. Nie angażuje się w życie miasta, nie włącza się w organizację imprez, nie jest otwarte.
Dla mnie to zadziwiające. Gdy wyjeżdżamy na wakacje, to idziemy natychmiast do muzeum. Cudze chwalicie, swego nie znacie! Przychodzi do nas bardzo wielu turystów. Staramy się robić wystawy czasowe, by przyciągać bielszczan. Były ich setki w ostatnich latach.
Właśnie miałem się doczepić, że to ciągle zbyt mało. Gdy wchodzę do muzeum, nie mam potrzeby szybko do niego wracać. Wrażenie jest takie, że patrzy się na to samo.
Jeżeli się patrzy na to samo, to znaczy, że nie jest się przygotowanym jako odbiorca. Muzeum nie jest łatwym miejscem do spędzania czasu. To problem szkolnictwa, bo szkoły powinny przygotowywać do odbioru sztuki i kultury. Nie jesteśmy w stanie wyjść z dużą promocją.
Ale ta promocja jest fatalna. Nawet najmniejsze bielskie instytucje z jednym pracownikiem od promocji są w stanie zrobić więcej pod tym kątem. Od lat nie zapraszają państwo mediów na żadne wystawy, nie przychodzą maile, nikt nie dzwoni. Nie wykorzystują państwo darmowych możliwości promocji… Komuś się po prostu nie chce, co jest gigantycznym błędem i marnowaniem potencjału.
To ciekawe, bo wszystkie media są zawiadamiane. Ja widzę problem gdzie indziej, bo media zostały ograniczone finansowe w swojej działalności jeśli chodzi o kulturę.
Zamek z zewnątrz nie zaprasza do odwiedzin, a krótkie godziny pracy też są dyskusyjne.
To kwestia ilości pracowników i kodeksu pracy. Nie mam nic przeciwko, by był otwarty nawet do 21.00, ale kto to obsłuży?
Skrajnym przejawem zamykania się muzeum przed miastem jest – proszę wybaczyć to słowo – zupełnie głupi pomysł zamknięcia murów zamkowych.
Otworzyłam mury, choć są zamykane po 22.00. Dzieją się tam burdy. Zbierają się ludzie, którzy piją i palą.
Zamykanie ich przed ludźmi to nie jest wyjście. To antyreklama muzeum. Joanna Bojczuk z Zarządu Województwa Śląskiego siedziała na Pani miejscu i mówiła, że mury będą otwarte.
Dobrze się mówi, jak się nie zna sytuacji. (…) To nie jest zamykanie się przed ludźmi, tylko dbanie o powierzone mienie. Musimy przestrzegać pewnych zasad.
Czyli nie otworzy Pani murów? Ludzie sami się pchają na teren muzeum! Trzeba to wykorzystać. Można zrobić choćby ładnie oświetloną wystawę plenerową. Mogę Pani sto takich pomysłów przygotować.
Jeśli przestawi mi je pan z biznesplanem, logistyką realizacji i pilnowania tego, dostosowując to do planu ochrony muzeum i kodeksu pracy, to jestem bardzo ciekawa!
Tymczasem pozdrawiamy panią Joannę Bojczuk, która musi mieć większą siłę przebicia.
Pozdrawiamy panią marszałek, która na pewno chce dobrze dla naszego miasta, której z pewnością zależy na naszym muzeum i z którą z pewnością będziemy współpracować. Tak jak zresztą obiecałam pani marszałek, że otworzę mury, to ta godzina (zamknięcia) została przesunięta na 22.00, bo uważamy, że to jest bezpieczne.
Widzimy po naszych mediach, że bielszczanie kochają historię i są nią zafascynowani. Uważam, że jeśli muzeum byłoby bardziej otwarte, przebojowe i aktywne w swojej działalności, to odpowiedź bielszczan będzie wspaniała.
Obserwuję i u pana, i innych, że jest niezrozumienie i nieprzygotowanie, jeśli chodzi o odbiór muzeum. My nie zrobimy całej pracy za was. Jeżeli pan mnie atakuje np. o otwieranie tarasów i w tym upatruje poziomu funkcjonowania muzeum, no to chyba się rozmijamy. Według mojej wiedzy, odwiedza nas bardzo dużo osób, też bielszczan, i dziwię się temu spojrzeniu.
Tylko Panią zachęcam do tego, by poprzez aktywność i działania promocyjne sprawić, aby ludzie się zainteresowali tym, co jest sednem działalności.
Sednem jest misja muzeum. I choć nie jest to efektowne, to jest konieczne.