Do Bielska-Białej, za pracą, przyjechała jako nastolatka. Zachowała piękne wspomnienia i o ukochanym mieście pod Szyndzielnią chętnie rozprawia z bielszczanami napotkanymi w rodzimych… Suwałkach.
Walentynę Gubernat spotkaliśmy dzisiaj w jej rodzinnych Suwałkach, czyli na drugim końcu Polski. W śródmieściu ma kramik, w którym sprzedaje m.in. wyroby rękodzielnicze, wykonywane we współpracy z miejscowym ośrodkiem kultury. Jak się okazało po krótkiej rozmowie, zachowała szczególnie piękne wspomnienia z Bielska-Białej.
– Do Bielska-Białej przyjechałam w 1966 roku jako dziewiętnastolatka. Pracowałam tu i żyłam do 1975 roku. Całą młodość spędziłam w tym pięknym mieście pod Szyndzielnią, na którą lubiłam chodzić – mówi. – Pracowałam w Lenko, mieszkałam w hotelu robotniczym przy ulicy Piastowskiej, ale równie dobrze pamiętam bielskie kawiarnie i młodzieńców przygrywających w nich na gitarach. W jednej z nich poznałam Józefa, mojego przyszłego męża – zdradza. – Chodziliśmy na dancingi do Cygańskiego Lasu, jeździliśmy na wycieczki na przykład do Szczyrku – uśmiecha się.
Choć tego nie planowała, to w końcu wróciła do rodzinnych Suwałk, gdzie chętnie rozmawia o mieście z napotkanymi bielszczanami. – Ledwie wczoraj, gdy trwał tu festiwal bluesowy, rozmawiałam z mieszkańcem Bielska-Białej i też mogłam powspominać stare czasy – cieszy się.