Niedawno w katowickim sądzie odbyła się rozprawa apelacyjna w sprawie oskarżonych o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem rodziców małej, niepełnosprawnej Elizy z Bielska-Białej. Nie przyniosła ona jednak ostatecznego rozstrzygnięcia.
Ta sprawa może zachwiać wiarą w człowieka. Bo jak inaczej, skoro znajduje się małe, bezbronne dziecko martwe, a wszystkie poszlaki i dowody wskazują na to, że sprawcami są rodzice, którzy na dodatek do śmierci córki doprowadzili ze szczególnym okrucieństwem, jak określiła to prokuratura.
– Niezależnie od wszystkiego żądać będziemy jako prokuratora nadal dożywocia dla obojga rodziców – mówi Paweł Nikiel z bielskiej prokuratury. – To było okrutne zabójstwo.
Zagłodzona na śmierć
O tej sprawie prokuratura nie informowała. Z uwagi na jej charakter i dobro śledztwa. Eliza, dziewczynka cierpiąca na porażenie czterokończynowe, zmarła w październiku 2017 roku, w mieszkaniu kamienicy, w Bielsku-Białej. Przybyły na miejsce lekarz pogotowia ratunkowego znalazł ją leżącą w kojcu. Stan dziecka, ale też warunki, jakie na miejscu zastał lekarz sprawiły, że wezwał on policję.
– Wystarczy sobie wyobrazić, że do kojca prowadziła w mieszkaniu wydeptana wśród śmieci ścieżka… – mówi prokurator Nikiel. – Obok dziecka zalegała gruba warstwa papierosowych niedopałków. Już to wskazywało jednoznacznie z czym mamy do czynienia.
Przeprowadzona sekcja zwłok, jej ustalenia, sprawiają, że traci się wiarę w człowieka. Dziewczynka nie miała prawie mięśni, widoczny był zanik tkanki podskórnej. Patolog stwierdził ogólne odwodnienie i niedożywienie i krańcowe wyczerpanie. Dziecko od dłuższego czasu cierpiało też na nieleczone zapalenie płuc. Zdaniem prokuratora, po zebraniu wszystkich dowodów, opinii biegłych, ich analizie, to rodzice Elizy doprowadzili ją do skrajnego wyczerpania, które było powodem, że dziewczynka w końcu umarła. Zasadna była więc kwalifikacja czynu określona jako zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Dla podejrzanych zażądano kary dożywocia. Sądem Okręgowym w Bielsku-Białej był jednak innego zdania. Wziął pod uwagę kilka okoliczności łagodzących i w efekcie Damian Cz. i jego konkubina – matka dziewczynki – Karolina G., skazani zostali na 15 lat pozbawienia wolności. Od wyroku odwołały się obie strony – prokuratura i obrońca oskarżonych.
Nieludzkie zaniedbania
Prowadzący sprawę przed tygodniem Sąd Apelacyjny przyjął wniosek obrony, aby przeprowadzić dodatkowe badania medyczne. Mają one stwierdzić w jakim stopniu wyniszczenie organizmu dziecka przyczyniło się do choroby zapalenia płuc. I czy doszłoby do śmierci, gdyby zapalenia nie było. Dla prokuratury, niezależnie od wyników prac biegłych, i tak nic się nie zmieni. Nadal wnioskować będzie ona o dożywocie dla obojga rodziców Elizy.
– Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, dziecko umierało w męczarniach przez wiele miesięcy – tłumaczy swój punkt widzenia prokurator Nikiel. – Można więc powiedzieć, że jest to wydłużone w czasie, ale zabójstwo.
Dodać należałoby – z premedytacją, bo rodzice byli świadomi tego, co robią, a także tego, czego nie zrobili, aby ratować własne dziecko. Mieli zresztą jeszcze jedno – młodszą od Elizy dziewczynkę. Również ona była niedożywiona i w złym stanie zdrowotnym. Dzięki tragedii swojej starszej siostry trafiła ona do Pogotowia Rodzinnego, skąd dzieci zostają przekazane albo rodzinie zastępczej, albo od razu do adopcji.
Umieranie w ciszy
Jak to możliwe, że mogło dojść do takiego dramatu. Rozegrał się on przecież w środku dużego miasta, w mieszkaniu kamienicy, a nie na odludziu.
– Rodzina zameldowana była w Kętach – wyjaśnia prokurator. – I tam też swego czasu mieszkała. Wtedy była objęta monitoringiem przez opiekę społeczną. Ale kiedy doszło do przeprowadzki do Bielska-Białej, rodzina już nie zgłosiła się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
W ten sposób cała rodzina zniknęła z pola widzenia instytucji, która zazwyczaj monitoruje tego typu przypadki. Można się w tym miejscu zastanawiać nad skutecznością systemu opieki w przypadku rodzin patologicznych. Być może jest to idealny przykład na to, że powinien on być jednak udoskonalony. Skoro rodzina z problemami znika nagle z rejestrów, to powinien być to sygnał, że dzieje się źle. W tym konkretnym przypadku również prokuratura zwróciła na to uwagę i sprawę dotyczącą urzędników opieki społecznej w Kętach wyłączono do odrębnego postępowania. Zakończyła się ona jednak umorzeniem.
– Poniekąd dlatego, że w Kętach rodzina ta, zdaniem urzędników, nie sprawiała żadnych większych problemów – tłumaczy prokurator Nikiel. – Nie mieli oni wystarczających podstaw, aby wszczynać alarm.
A co z sąsiadami? Niestety nie docierały do nich żadne sygnały, że za ścianą rozgrywa się dramat. Z powodu choroby i wycieńczenia organizmu mała Eliza nie była w stanie wydawać z siebie żadnych głośniejszych dźwięków. Jej tragedia rozgrywała się więc w ciszy, chociaż tuż obok toczyło się normalne życie. Rodzice dziewczynki nie utrzymywali z nikim żadnych kontaktów – Damian Cz. wciąż przesiadywał w domu, a Karolina G. od czasu do czasu wychodziła do dorywczych prac. Żyli więc w odosobnieniu. Dla świata jakby przestali istnieć.