Wydarzenia Bielsko-Biała

Wampiriada krwi wymaga

Fot. Pixabay

W Bielsku-Białej zostanie zorganizowana „Wampiriada”. Pod oryginalną nazwą kryje się szczytna idea: chodzi o promocję honorowego krwiodawstwa.

Dotrzeć do młodych

Z propozycją zorganizowania takiej imprezy w stolicy Podbeskidzia wyszli radni z klubu „Wspólnie dla Bielska-Białej”. Wystosowali w tej sprawie interpelację do prezydenta miasta, a ten przychylił się do pomysłu. Na razie nie wiadomo, kiedy dokładnie impreza miałaby się odbyć i jak wyglądać. Radni podpowiadają, że dobrym terminem byłby okres pomiędzy 22 a 26 listopada, kiedy to tradycyjnie w całym kraju obchodzone są dni honorowych dawców krwi. „W ramach wydarzenia mógłby się odbyć uroczysty pochód krwiodawców ulicami miasta wraz z możliwością oddania krwi w mobilnych punktach poboru” – podpowiadają radni dodając, że świętu mogłaby również towarzyszyć akcja zapisywania się do bazy danych szpiku kostnego.

Idea organizowania „Wampiriad” nie jest nowa, została zapoczątkowano wiele lat temu przez Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Katowicach. Choć nazwa może wydać się nieco infantylna, to jednak wybrana została nieprzypadkowo. – Chodzi o to, aby dotrzeć do młodych ludzi – tłumaczy Stanisław Dyląg, dyrektor Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Katowicach. Bo też takie imprezy organizowane są zwłaszcza na wyższych uczelniach, a towarzyszą im korowody przebierańców i festyny. Każda taka akcja zachęca młodych ludzi do oddawania krwi. Każde działanie – przyznaje Stanisław Dyląg – promujące ideę honorowego krwiodawstwa jest ważne i godne propagowania. W RCKiK będą więc trzymać kciuki także za powodzenia bielskiej Wampiriady.

Osiem czekolad

Przy czym – nie ukrywał dyrektor Dyląg – wbrew temu, co można by sądzić z honorowym krwiodawstwem wcale nie jest tak źle. Wiele osób – w tym właśnie młodych (krew można oddawać pomiędzy 18 a 64 rokiem życia) wciąż chętnie dzieli się krwią z potrzebującymi. Dawniej w większości zakładów pracy działały kluby honorowych dawców krwi, których członkowie byli prawdziwymi rekordzistami w jej oddawaniu.

Tamte czasy minęły i takie kluby funkcjonują już tylko przy nielicznych dużych państwowych firmach (najczęściej kopalniach). Większość krwi pozyskiwana jest podczas publicznych akcji organizowanych na terenie całego kraju. Pobierana jest bądź w stacjonarnych punktach krwiodawstwa (działających w większych miastach), bądź w mobilnych. Specjalnie przystosowane do tego autobusy- ambulansy (niektóre o napędzie elektrycznym, aby mogły pojawić się nawet tam, gdzie pojazdy spalinowe nie mają wstępu) docierają do najdalszych zakątków województwa. Nie inaczej jest na Podbeskidziu, gdzie wiele takich akcji organizowanych jest między innymi na Żywiecczyźnie. Dzięki współpracy i wsparciu lokalnych parafii czy jednostek OSP sporo osób, decyduje się wtedy na oddanie krwi. Dyrektor Dyląg ocenia, że jakieś 80 procent z nich nie poprzestaje na jednym razie i wraca ponownie. Dzięki temu rosną nowe szeregi honorowych dawców.

Przymiotnik honorowy jest tu bardzo istotny. W zamian za oddaną krew nie można liczyć na wiele. Teoretycznie osobie takiej należy się dzień wolny od pracy, lecz teraz – gdy większość pracowników zatrudnionych jest w prywatnych firmach – mało kto z tego korzysta. Stąd też akcje wyjazdowe organizowane są zazwyczaj w weekendy. Każdy z krwiodawców otrzymuje też osiem czekolad stanowiących równowartość 4,5 tysiąca kilokalorii będących ekwiwalentem energetycznym oddanej krwi.

Powrót do normy

Epidemia koronawirusa mocno ograniczyła działalność RCKiK. Teraz jednak – przekonuje Stanisław Dyląg – sytuacja wraca do normy. W trasę wyruszają punkty mobilne. Krew pobierana jest także w punktach stacjonarnych. Właściwie – nie licząc górników, od których na razie krew nie jest pobierana – oddać ją może każdy (oczywiście pod warunkiem spełnienia określonych kryteriów medycznych). W punktach poboru obowiązują dodatkowe procedury sanitarne – wywiad epidemiczny, mierzenie temperatur, dezynfekcja, maseczki, stroje ochronne, lecz krew znów może płynąć nieprzerwanym strumieniem do szpitali. Najgorzej było pod tym względem w marcu, kiedy to – z uwagi na epidemię – mogło ubyć z dnia na dzień nawet 60 procent krwiodawców. Tak oceniają skalę zjawiska w RCKiK. „Krwiobusy” stały w garażach, trzeba też było zamknąć czasowo niektóre ze stacjonarnych punktów poboru – jak na przykład działający przy szpitalu w Cieszynie. Szczęściem w nieszczęściu było to – przyznaje Stanisław Dyląg – że wydarzyło się to właśnie w marcu, miesiącu, w którym tradycyjnie pobieranych jest najwięcej krwi w ciągu roku.

Zapasy poczynione na początku miesiąca pozwoliły więc przetrwać kryzys. Zwłaszcza, że szpitale zaprzestały w tym czasie wykonywania operacji i zabiegów planowych, przez co zapotrzebowanie na krew spadło o jakieś 50 procent. Dzięki temu, krwi w tym trudnym okresie nie zabrakło dla nikogo, kto jej potrzebował. Aby tak było nadal potrzebni są jednak kolejni, młodzi honorowi dawcy mogący zastąpić tych, którzy odchodzą już na krwiodawczą emeryturę.

google_news