Wydarzenia Bielsko-Biała

Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły… Przerwa na dymka

Fot. Marcin Płużek

– Palą papierosy, przeklinają, śmiecą, a jak się im zwróci uwagę, to jeszcze człowieka zbesztają – skarży się na młodzież bielszczanin mieszkający w pobliżu „Gastronoma”.

– Młodzież w trakcie przerw wychodzi z budynku szkoły na papierosa i gromadzi się w okolicznych uliczkach i zaułkach starej części miasta. Zachowuje się przy tym głośno i zaśmieca teren niedopałkami i puszkami po napojach. Czasami niewielki przechód pomiędzy budynkami jest tak zadymiony, że nie ma czym oddychać. Ja nie palę i bardzo mi to przeszkadza. Zwłaszcza, że mam już swoje lata i dym papierosowy mi szkodzi- dodaje nasz rozmówca.

I przekonuje, że dyrekcja szkoły powinna coś z tym zrobić. – Najlepiej gdyby urządziła palarnię dla swoich uczniów na terenie szkoły. Wtedy młodzież nie musiałaby wychodzić na zewnątrz. Mają przecież niewielki ogród na tyłach budynku, gdzie uczniowie – jeśli mają taką potrzebę – mogliby palić podczas przerw – podpowiada.

„Gdzieś muszą palić”

Zespół Szkół Gastronomicznych w Bielsku-Białej mieści się w dwóch starych, zabytkowych budynkach oddalonych od siebie o kilkadziesiąt metrów. Jeden stoi przy ulicy Sobieskiego, drugi niedaleko, przy ulicy Wyspiańskiego. Z rozmów z okolicznymi mieszkańcami wynika, że to paląca młodzież ucząca się przy Sobieskiego bardziej przeszkadza, bo szkoła usytuowana jest bliżej innych budynków mieszkalnych.

Czy jednak faktycznie palący wokół szkoły uczniowie stanowią problem? – Nie taki wielki. Jeśli już to bardziej przeszkadzają nam menele, których jest tu pełno. Siedzą po krzakach, piją alkohol, bałaganią, załatwiają się, gdzie popadnie, same z nimi kłopoty – mówi dziennikarzowi „Kroniki” starszy mężczyzna. Dość często widuje w okolicy szkoły grupki młodych ludzi z papierosami w ręku, lecz – jak dodaje – „gdzieś muszą palić”. Nie przeszkadzają mu więc takie widoki. Zwłaszcza, że sam – jak przyznaje – jest palaczem.

Trudno też powiedzieć, aby w okolicach szkoły panował jakiś specjalny nieporządek. Tu i tam można zobaczyć na trotuarach i trawnikach jakieś pety, ale żeby było ich więcej niż w innych punktach miasta? Raczej nie. Jedynie zarośla położone na tyłach szkoły (poza jej ogrodzeniem), w których mają imprezować menele, wyglądają nieszczególnie, jest tam mnóstwo śmieci i butelek. Ale czy można za to winić palącą młodzież? – Pewnie i tam przychodzą zapalić, lecz prawdziwe „życie towarzyskie” zaczyna się w tych krzakach wieczorami, gdy szkoła jest już dawno zamknięta – słyszymy.

Palarnia? Wykluczone!

Pytamy o sprawę dyrektorkę „Gastronoma” Jolantę Wikło. Nie jest zaskoczona. – Sprawa jest przerabiana od co najmniej dwudziestu lat – przyznaje. Tłumaczy, że ani szkoła, ani nauczyciele nie mają żadnych narzędzi, aby zakazać pełnoletnim uczniom palenia. Palenie o dziwo znowu stało się modne i wielu młodych ludzi sięga po papierosy, zarówno te tradycyjne, jak i elektroniczne. W szkole palić nie wolno, więc palacze wychodzą podczas przerw na zewnątrz. Nie można tego zakazać pełnoletnim osobom. W szkole ponadpodstawowej nie można zamknąć drzwi na klucz. Kilku dyrektorów próbowało właśnie w ten sposób walczyć z paleniem wśród uczniów, lecz skończyło się to dla nich nie najlepiej. Jeden miał nawet poważne kłopoty, gdy zakazał wychodzenia uczniom ze szkoły w godzinach lekcyjnych. Uznano, że łamie konstytucję i narusza prawa obywatelskie młodych ludzi.

Okazuje się też, że na terenie szkoły nie można wyznaczyć miejsca dla palaczy. – Jest to absolutnie niemożliwe – dyrektor Wikło wskazuje, że nie pozwalają na to przepisy prawa. Dawniej w szkołach (i nie tylko) urządzane były palarnie, gdzie pełnoletni uczniowie mogli puszczać dymka, lecz teraz to nie przejdzie. Zakaz ten dotyczy nie tylko samego budynku, lecz całego terenu szkoły, w tym także podwórza. O utworzeniu palarni dla uczniów mowy być więc nie może.

Przy czym nasza rozmówczyni zapewnia, że nie jest tak, iż szkoła nic w sprawie palenia nie robi. – Byli u nas między innymi pracownicy sanepidu, którzy pouczali uczniów o szkodliwości palenia. Wielokrotnie rozmawiałam na ten temat ze strażą miejską, lecz powiedziano mi, że jeśli nie ma zachowań chuligańskich – a takowe nie są zgłaszane – to nic zrobić się nie da. Poza tym szkoła nie może interweniować na terenie osiedla. Kogo miałabym tak wysłać? Nauczycieli? – pyta retorycznie. Może jedynie – i to czyni – wysłać woźnego, aby pozbierał walające się w okolicach szkoły niedopałki pozostawione przez uczniów.

Dyrektor Wikło przyznaje, że rozumie osoby, którym takie zachowanie młodzieży może przeszkadzać – zresztą do szkoły docierają skargi i pisma w tej sprawie od okolicznych mieszkańców. Powtarza jednak, że szkoła jest tu bezradna. – Gdy przechodzę i widzę, że uczeń pali zwracam mu uwagę, tłumaczę, że palenie szkodzi, lecz w odpowiedzi słyszę zazwyczaj, że jest pełnoletni, a rodzice wiedzą, że pali – przyznaje dyrektorka „Gastronoma”.

Sucha topola

Mieszkańcy świeżo wyremontowanej kamienicy obok szkoły zwracają uwagę na inny problem. – Tym powinniście się zająć – przekonuje nasza rozmówczyni, mieszkanka kamienicy. Na chodniku przy ulicy Sobieskiego rośnie ogromna topola, tuż przed szkołą. W jednej trzeciej od góry drzewo jest całkiem suche. Sterczące zeschłe konary w każdej chwili mogą się odłamać i runąć. Nietrudno sobie wyobrazić, że może dojść do nieszczęścia. – Przechodzi tędy tyle osób, kilka metrów dalej jest wejście do szkoły, na ulicy stoją samochody, a taki konar waży pewnie kilkadziesiąt kilogramów. Gdy runie, może kogoś zabić – tłumaczy inny z lokatorów kamienicy. I opowiada, że kilka miesięcy temu podczas wichury jedna z zeschłych gałęzi się odłamała i upadła na dopiero co wyremontowany dach, częściowo go uszkadzając. Po tym incydencie mieszkańcy budynku zwrócili się do administratora. Minęły jednak od tego czasu już ponad trzy miesiące, a sprawą nikt się nie zainteresował. Na wpół uschnięte drzewo jak stało, tak stoi.

Zapytaliśmy o to również dyrektor szkoły. Nie kryła, iż nie zna tematu, choć kwestię zagrożenia, jakie niosą z sobą takie uschnięte drzewa zna dobrze. Szkoła długo czyniła starania o usunięcie trzech zagrażającym uczniom starych topól rosnących na tyłach budynku, na terenie należącym do szkoły, przy ulicy Wyspiańskiego. W końcu placówka otrzymała zgodę na ich usuniecie i drzewa zostały już wycięte.
– Sprawdzę czy ta topola rośnie na „miejskim” chodniku, czy na terenie szkoły. Jeśli okaże się, że to nasz grunt wystąpię do Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego o zgodę na jej usuniecie lub przycięcie uschniętych konarów. Wcześniej jednak – gdy tylko rozeznam sprawę – bez względu na to czyje to drzewo, napiszę do urzędu, że uważam, iż topola ta zagraża bezpieczeństwu naszych uczniów – zapewnia dyrektor Wikło, choć zaraz dodaje, że nie wie, jaki to przyniesie skutek.

Jej obawy, co do skuteczności interwencji biorą się stąd, że placówka już od dawna czyni starania, aby na ulicy w rejonie szkoły wprowadzono ograniczenie prędkości lub zastosowano jakieś elementy infrastruktury drogowej uspakajające ruch – z uwagi na bezpieczeństwo uczniów. Niestety urzędnicy pozostają głusi na te prośby.

google_news