Gdy w połowie 2013 roku weszły w życie nowe zasady prowadzenia gospodarki odpadami komunalnymi na terenie gmin, prawie wszyscy piali z zachwytu, twierdząc że nowe ustawodawstwo raz na zawsze rozwiąże problem dzikich wysypisk. Życie pokazało, że racji nie mieli!
Skoro bowiem wszyscy – twierdzono wówczas – uiszczać będą na rzecz gminy tak zwaną opłatę śmieciową, a w zamian za to z ich posesji odbierane będą odpadki, nikomu nie będzie się już opłacało pozbywać się śmieci pokątnie, czyli wywozić ich do lasu, nad rzekę czy na pole. Zwłaszcza że wysokość opłaty jest w każdej gminie zryczałtowana i nie zależy od tego, kto ile śmieci „wyprodukuje”. Zasada jest prosta: wszyscy płacą tyle samo i od wszystkich wszystkie śmieci są zabierane. Tymczasem czas mija, mieszkańcy opłatę uiszczają jak należy, a dzikie wysypiska jak były, tak są. No, może jest ich trochę mniej, lecz wcale nie zniknęły z polskiego krajobrazu. Mają się dobrze i wciąż pojawiają się nowe.
Podczas majowej sesji Rady Miejskiej w Bielsku-Białej ich temat powrócił za sprawą interpelacji jednego z radnych. – Od dłuższego czasu na terenie stacji PKP w sąsiedztwie przystanku autobusowego w Wapienicy powstawało wysypisko śmieci. Najpierw niewinne, małe, ale obecnie jest już bardzo duże – skarżył się radny sugerując, aby władze miasta coś z tym zrobiły i uprzątnęły śmieci we własnym zakresie, a następnie obciążyły kosztami właściciela terenu – czyli PKP. Tu wyjaśnienie. Za uprzątnięcie dzikiego wysypiska odpowiedzialny jest właściciel gruntu. I nie ma znaczenia, że to nie on napaskudził, a w całej sytuacji jest osobą poszkodowaną. Skoro nie upilnował własnej działki, musi wywieźć śmieci na własny koszt. Jeśli tego nie zrobi, zrobi to za niego gmina i wystawi mu rachunek. Nawet gdy uda się jakimś cudem ustalić kto odpady wyrzucił, dochodzenie od niego zadośćuczynienia na drodze cywilnoprawnej jest zazwyczaj wyjątkowo trudnym wyzwaniem.
Sprawa wysypiska przy stacji w Wapienicy jest w ratuszu znana – przyznał podczas sesji wiceprezydent Bielska-Białej Waldemar Jędrusiński. Między innymi badała ją straż miejska. Strażnicy ustalili, że śmieci leżą faktycznie na terenie PKP. – Mamy zapewnienie kolejarzy, że zostaną wywiezione do czerwca – poinformował w maju wiceprezydent dodając, że w związku z toczącym się postępowaniem oraz obietnicą ze strony PKP, gmina na razie wstrzymała się z interwencyjnym uprzątnięciem odpadów.
Gdy pod koniec maja odwiedziliśmy Wapienicę, faktycznie – tak jak zapewniali kolejarze – wysypisko było właśnie likwidowane. Na jak długo? Pytanie to nie jest bezzasadne. Bardzo często jest tak, że w miejscach, w których raz pojawiła się góra śmieci, po ich uprzątnięciu pojawia się na nowo. Bo tych, którzy je tam wyrzucają, okoliczność, że odpady są później wywożone przez służby miejskie, utwierdza tylko w przekonaniu, iż można je tam pozostawiać.
Czemu tak się dzieje? Powodów jest wiele, ale wyjaśnić to można w prosty sposób. Otóż wspaniały, szczelny i dopracowany system gospodarki odpadami jest tak naprawdę dziurawy jak ser szwajcarski. Tymczasem rząd zafundował nam kolejne zmiany w ustawie śmieciowej, które bynajmniej do likwidacji dzikich wysypisk się nie przyczynią. Wręcz przeciwnie, mogą zachęcić kolejnych do pozbywania się „niestandardowych” odpadów w pokątny sposób.