Sport Żywiec Sucha Beskidzka Wadowice

Grzechyński Halniaczek

Fot. Wojciech Ciomborowski

Nigdy nie w głowie były jej szpilki, czy wystrzałowe kreacje. Do pełni szczęścia wystarczały krótkie spodenki, koszulka i… korki. 20-letnia dziś Aleksandra Nieciąg nadal marzy o występie w piłkarskich kobiecych mistrzostwach świata, ale na razie priorytetem jest tytuł, ale… naukowy!

Napisać, że pochodząca z Grzechyni nastolatka skazana była na futbol, to nic nie napisać. Jej ojciec – Józef przed laty bronił barw makowskiego Halniaka, a potem przez długie lata biegał po murawie, ale już z gwizdkiem lub chorągiewką. – Gdy była jeszcze małą dziewczyną bawiła się samochodami i piłkami. W telewizji ogląda wyłącznie sportowe kanały. Jeśli zwróci uwagę na modę to nie na szpilki, ale na nowy krój spodenek, czy model butów piłkarskich – mówiła przed laty Ewa Nieciąg, mama grzechynianki. Wraz z mężem nie chcieli jej skazywać jednak na futbol. Widząc u niej sportowe zacięcie zapisali ją na treningi karate. Niemniej niedługo później grzychynianka była już futbolistką makowskiego Halniaka, choć z uprawiania sztuk walki nie zrezygnowała (zdążyła wygrać ogólnopolskie zawody w konkurencji kata). Trafiła pod skrzydła Macieja Melzera i zupełnie nie przeszkadzało jej, że musi trenować z chłopcami. Mało tego nie tylko szybko weszła do składu, ale także została kapitanem. – Zawsze była pracowita jak mrówka. początkowo rywale traktowali Olę jak swego rodzaju folklor. Wystarczyło jednak kilka spotkań z jej udziałem, by zmienili do niej podejście. W mig poznali jej imię, a przed spotkaniami z Halniakiem dopytywali się, czy Ola będzie grała, gdyż oznaczało to dla nich kłopoty – wspomina Maciej Melzer.

Jak kariery w futbolu nie zrobię, to będę projektowała domy. Zawsze o tym marzyłam. Chciałabym jednak kiedyś trafić do ligi włoskiej bo lubię ten kraj, jego kuchnię i panujący w nim klimat.

Trenująca z kolegami grzechynianka została zauważona przez Andrzeja Żądło, który wówczas opiekował się młodymi futbolistkami kadry wojewódzkiej. Zaprosił ją na test do kadry młodziczek. Wówczas jeszcze go nie przeszła, ale rok później dostała kolejną szansę i w pełni ją wykorzystała. – Kadra młodziczek miała obóz w Makowie. Zostałam na niego zaproszona. Trenowałam i mieszkałam razem z nimi. Po obozie otrzymałem powołanie do zespołu – wspomina tamten moment Aleksandra Nieciąg. W rozegranych kilka miesięcy później halowych mistrzostwach Krakowa była już kapitanem zespołu. Ten rywalizował z chłopcami, zajmując trzecie miejsce w swojej grupie eliminacyjnej. Duża w tym zasługa grzechynianki, która siała popłoch w szeregach obronnych rywali. Czynione z dnia na dzień postępy sprawiały, że „Halniaczek” (taki przydomek przylgnął do grzechynianki nie tylko z uwagi na nazwę jej macierzystego klubu, ale i wrodzoną szybkość) otrzymał powołanie na obóz kadry narodowej U-15, a prosto z niego pojechała na obóz kadry wojewódzkiej U-16. Zdążyła także zmienić klubowe barwy i z żeńską ekipą krakowskiej Bronowianki sięgnąć po wicemistrzostwo Polski U-16.

TWARDO STĄPA PO ZIEMI

Prowadząca kadrę narodową U-17 Nina Patalon uznała, że Aleksandra Nieciąg nie powinna dłużej terminować w II-ligowej Bronowiance, gdyż się po prostu w niej marnuje. Poradziła szukanie mocniejszego, najlepiej ekstraligowego. Zresztą grzechynianka o brak ofert nie musiała się obawiać. Po zasięgnięciu opinii Macieja Melzera postawiła na żywiecki Mitech. – Kluczowe znaczenie miała odległość. Chciałam łączyć sport z nauką. I tak było ciężko. Wcześniej zaraz po lekcjach był trening, a potem był czas na odrabianie zadań domowych i naukę. W Żywcu trenowaliśmy o różnych godzinach. Byłam jeszcze za młoda żeby mieć prawo jazdy, więc dojeżdżałam busem lub koleżanki jadące z Krakowa zabierały mnie po drodze. Niemniej i tak do szkoły chodziłam z torbą z rzeczami na trening – opowiada czołowa polska  ofensywna zawodniczka młodego pokolenia, która przygodę z reprezentacją kraju zakończyła na kadrze U-19, co wynika z jej lenistwa, lecz jasno nakreślonych priorytetów. – W III klasie skupiłam się na przygotowaniach do matury i piłka poszła lekko w odstawkę, choć trener klubowy nadal widział mnie w składzie. Zatem aż tak źle z formą nie było, ale za to matura poszła świetnie i dostałam się dzięki temu na Budownictwo na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Krakowskiej – mówi z dumą. W Mitechu nie miała kontraktu, więc wraz z rozpoczęciem rok temu studiów bez trudu przeniosła się do ekstraligowego AZS UJ Kraków. – Wtedy Mitech był lepszy, ale teraz role się odwróciły. Bynajmniej nie jest to jednak moja zasługa, ale pracy jaką wykonuje cały zespół – od razu zaznacza.

NIE ZASZUMIAŁO W GŁOWIE

Znający dzisiejszą 20-latkę wiedzą, że od dziecka była spokojną, ułożoną dziewczyną. Zawsze jednak zostawało ryzyko, że zachłyśnie się atrakcjami jakie oferuje duże miasto. – Nie był takiej możliwości. Jasne, że parę razy wyszłam z koleżankami na miasto, ale treningi i mecze to rzecz święta. Przez cały sezon opuściłam tylko jeden trening bo wskutek zamieszania o nim nie wiedziałam. Absencja w meczu to efekt wesela, na którym byłam druhną – wspomina. Podkreśla, że większość jej wykładowców  wie, że uprawia futbol i w razie potrzeby „idzie jej na rękę”. Niekiedy musiała tylko zmienić grupę zajęciową. Niemniej i tak łatwo nie było. Często musiała zarywać noce, a jadąc lub wracając z meczów wyjazdowych uczyła się w autobusie matematyki i fizyki. W efekcie pierwszy semestr zaliczyła bez problemów, a drugi poszedł jej niewiele gorzej, choć na razie sportowo realizuje się „tylko” AZS UJ. – W kadrze narodowej grają dziewczyny z zagranicznych klubów, ale może jeszcze kiedyś uda się wystąpić z orzełkiem na piersi – zamyśla się. Szybko jednak dodaje, że na razie priorytetem są studia i uzyskanie tytułu inżyniera, by mieć wyuczony zawód. – Jak kariery w futbolu nie zrobię, to będę projektowała domy. Zawsze o tym marzyłam. Chciałabym jednak kiedyś trafić do ligi włoskiej bo lubię ten kraj, jego kuchnię i panujący w nim klimat. Poza tym futbol kobiecy we Włoszech bardzo szybko się rozwija. Jak będę miała ofertę z innego kraju to pomyślę, ale najpierw muszę zostać inżynierem. Kontuzje na szczęście mnie omijają, ale tych nie sposób przewidzieć, więc trzeba mieć plan awaryjny – mądrze zauważa.

FUTBOL TO NIE WSZYSTKO

Karate i piłka nożna to nie jedyne dyscypliny, które wciągnęły grzechyniankę. Przed laty była czołową biegaczką w powiecie suskim. I nadal jest szybka niczym wiatr, więc rywalki na boisku muszą się napocić gdy Halniaczek dostaje piłkę na wolne pole. – Zawsze lubiłam biegać. I nadal to robię. Gdy mam wolny weekend to szukam imprez biegowych. W tym roku chcę wziąć udział jeszcze w co najmniej dwóch – mówi Aleksandra Nieciąg, która złapała także bakcyla szachowego. W szkole podstawowej uczęszczała na kółko szachowe, a potem często rozgrywała partie z komputerem. – Teraz grywam mniej. Z pozoru futboliście szachy nie są potrzebne do szczęścia. Według mnie uczą nie tylko logicznego myślenia, ale także pozwalają szybciej ogarniać sytuację na boisku i dzięki temu ułatwiają podejmowanie lepszych wyborów – dzieli się spostrzeżeniami. Dodaje, że przygotowania do matury sprawiły, że nieco się zaniedbała i przybyło jej kilka zbędnych kilogramów. W Krakowie w sukurs przyszła jej współlokatorka. – Ona znakomicie zna się na dietach. Dzięki niej zmieniłam nawyki żywieniowe. Zgubiłam zbędne kilogramy, a zarazem poprawiła się moja wydolność i dynamika. Po prostu czuję się lepiej – opowiada grzechyński Halniaczek, którego wspiera rodzina, pojawiając się na ligowych spotkaniach.

google_news