Babia Góra po raz kolejny pokazała tej zimy swoje groźne oblicze. Znów było o włos od tragedii. Na szczęście zaginiony turysta w porę poinformował swoją partnerkę o kłopotach.
Jak informuje na swoim FB Grupa Beskidzka GOPR, w poniedziałek późnym wieczorem (19.15) do ratowników dotarło zgłoszenie od turysty, który w partiach szczytowych góry opadł z sił i nie był był w stanie kontynuować zejścia. Informację przekazała goprowcom kobieta, do której mężczyzna zdążył zadzwonić i powiedzieć, w jakiej znalazł się sytuacji. Wskazał też, iż znajduje się przy jakiejś kapliczce.
Po tym rozładował się mu telefon i kontakt z nim się urwał. Grozę sytuacji pogłębiał jeszcze fakt, iż turysta może nie posiadać ze sobą leków, które codzienne zażywa.
W rejon szczytu wyruszyli ratownicy pełniący dyżur w schronisku na Markowych Szczawinach. O zaginięciu turysty poinformowano też ratowników słowackich, którzy zasugerowali, że miejscem, gdzie może znajdować się poszukiwany, jest szałas przy żółtym szlaku prowadzącym do Slanej Vody (po słowackiej stronie góry), przy którym znajduje się niewielki ołtarzyk.
Jednocześnie do poszukiwań wezwano kolejnych ratowników sekcji Babia Góra, których przetransportowano z Zawoi na Markowe Szczawiny.
Na szczęście około 21.00 odnaleziono zaginionego. Znajdował się przy sugerowanym przez Słowaków szałasie. Mężczyzna był osłabiony, lecz w takim stanie, iż mógł samodzielnie poruszać się z pomocą ratowników. Został sprowadzony do schroniska na Markowych Szczawinach, a po krótkim odpoczynku przetransportowany do Zawoi Markowej i przekazany oczekującej na niego partnerce.
Kapliczka wyratowała
Całe szczęście!