Wydarzenia Bielsko-Biała Cieszyn

Koszmarny powrót z wakacji…

Pociągiem, który wykoleił się na stacji Smętowo do domu wracało wielu mieszkańców Podbeskidzia. Niemal wszyscy – z małymi dziećmi. Do teraz nie mogą się otrząsnąć z tego koszmaru i leczą rany. Martwią się, że maluchy będą miały traumę.

30 sierpnia wracali z wakacji pociągiem pospiesznym TLK Pogoria relacji Gdynia – Bielsko-Biała. Około 22.00 na stacji kolejowej w Smętowie Granicznym, na trasie pomiędzy Gdańskiem a Bydgoszczą, pociąg się wykoleił.

– Nie wiemy, z jakich powodów na stacji Smętowo pociąg towarowy STK, pomimo sygnału „stój”, zabraniającego wyjazdu z toru bocznego, wjechał na tor główny. Spowodowało to starcie z pociągiem Pogoria, prawidłowo jadącym torem głównym – informował tuż po wypadku Mirosław Siemieniec, rzecznik Polskich Linii Kolejowych. Pasażerowie mówią o gwałtownym hamowaniu, silnym uderzeniu, wstrząsach i przechylaniu się wagonów. W pociągu, liczącym jedenaście wagonów, było około dwustu pasażerów. Wykoleiło się aż siedem wagonów, a ponadto lokomotywa. Poszkodowanych było 28 osób, ale nikt nie odniósł poważnych obrażeń. Większość rannych trafiła do szpitali w Grudziądzu, Kwidzynie i Gdańsku. Do akcji skierowano prawdziwą armię ratowników. Strażacy skupili się na usunięciu zagrożenia, jakim było rozszczelnienie zbiornika z olejem napędowym.

Pochodząca z Bielska-Białej, a obecnie mieszkająca w Skoczowie Magdalena Gaweł o wypadku mówi ze łzami w oczach. Wraz z mężem i córką wracała z wakacji nad Bałtykiem. – Akurat byliśmy w pierwszym wagonie sypialnym. Czyli w tym, któremu oberwało się najbardziej. W momencie wypadku trzymałam córkę w rękach, bo właśnie kładłam ją do spania. Trudno opisać słowami to, co przeżyłyśmy. Czułam gwałtowne hamowanie i uderzenie – potworny wstrząs i huk. Jednocześnie nasz wagon przewrócił się na bok, a mnie przygniotły bagaże. Wszędzie było pełno dymu. Czuliśmy jakiś smród paliwa i baliśmy się, czy to wszystko zaraz nie wybuchnie. Nie pamiętam dokładnie, w jaki sposób uciekliśmy z wagonu. Ale ewakuowaliśmy się po przeciwnej stronie niż ta, na którą przechylił się wagon. Trzeba się było wspinać. Moją córkę podałam komuś przez okno. Bardzo płakała i bardzo to przeżyła – opowiada kobieta. – Nigdy nie zapomnę pomocy, jakiej nam w tych pierwszych chwilach udzielali mieszkańcy, którzy byli pierwsi na miejscu. W pociągu jechało mnóstwo małych dzieci, a ci ludzie brali je na kolana, okrywali kocami i pocieszali – dodaje. Kobieta podróżowała w wagonie, z którego wiele osób trafiło do szpitala. – Nawet babcia z dzieckiem z naszego przedziału tak się potłukły, że zostały odwiezione karetkami. To pokazuje, że mogłyśmy mieć o wiele większego pecha – ocenia. Córce Magdaleny Gaweł nic się nie stało, ale ona sama jeszcze dzień po wypadku nie była w dobrej kondycji. – Dopiero teraz zaczynam odczuwać ból. Nabiłam sobie trochę siniaków. Zaraz jadę do lekarza – stwierdziła tuż po powrocie do Bielska-Białej.

W pechowym składzie jechała też trzyosobowa rodzina z Pisarzowic. – Nasz wagon przechylił się pod kątem 45-60 stopni. Córka była w bardzo dużym szoku. Tłumaczyliśmy jej potem, że to tylko taka zabawa, staraliśmy się skierować gdzie indziej myśli dziecka. Nie tak wyobrażaliśmy sobie zakończenie wakacji nad morzem – opowiada pan Bartłomiej.

Mieszkańcy regionu podkreślają, że akcja ratownicza oraz cały proces zapewnienia im opieki i powrotu do domu odbyły się wzorowo. – Otrzymaliśmy schronienie, napoje i prowiant. Było wiele osób do opieki. W trzy godziny zorganizowano autokary, którymi pojechaliśmy do Bydgoszczy. Stamtąd wróciliśmy już pociągiem do Bielska – opowiada pan Bartłomiej, który wraz z około dwudziestoma innymi pasażerami, 31 sierpnia tuż po 10.00, wysiadł z pociągu na bielskim dworcu głównym. Inni pasażerowie pechowego składu zdecydowali się na nocleg w rejonie miejsca wypadku albo czekali na przyjazd członków swoich rodzin. – Otwarto dla nas stację i bar. Otrzymaliśmy wodę i jedzenie. Opiekunowie pytali, czy czegoś nam nie brakuje – dodaje Magdalena Gaweł. Jednak to, co najbardziej uderzało po wyjściu pasażerów na bielskiej stacji, to sposób, w jaki się żegnali. Zwracali się do siebie jakby byli przyjaciółmi. – Te dramatyczne chwile sprawiły, że staliśmy się jedną rodziną. Każdy o każdego dbał i go wspierał. Po wypadku niektórzy podróżni byli bez butów i ciepłych ubrań. Otrzymywali je od innych pasażerów. Wymienialiśmy się wieloma innymi rzeczami – wspomina.

Pasażerowie obawiają się o to, jakie konsekwencje kolejowa kraksa będzie miała dla ich dzieci. – Trzeba będzie pracować nad tym, aby ta sprawa zostawiła na dziecku jak najmniejszy ślad. Otrzymaliśmy numer telefonu, pod którym znajdziemy wsparcie psychologiczne – mówi pan Bartłomiej. – Córka była w takim szoku, że obawiam się, iż trauma zostanie. To było dla niej straszne przeżycie – stwierdza pani Magdalena.

google_news