Wydarzenia Bielsko-Biała Cieszyn

Ksiądz jak celebryta. Któż nie zna gospodarza parafii w Szczyrku Salmopolu?

Fot. Dorota Krehut-Raszyk

Co to znowu ten ksiądz wymyślił? Pytają niektórzy, pyta i Beskidzka24, odwiedzając luterański kościół w Szczyrku-Salmopolu, gdzie we wrześniu doszło do nieoficjalnej inauguracji… mundialu Katar 2022. Z księdzem Janem Byrtem, proboszczem ulokowanej wśród beskidzkich szczytów parafii, rozmawia red. Dorota Krehut-Raszyk.

– Jak to tak, otwierać Mistrzostwa Świata w piłce nożnej na dwa miesiące przed ich startem? I co ma Salmopol do Kataru?

– Od jakiegoś czasu przed różnymi mistrzostwami świata organizujemy nabożeństwa ekumeniczne w naszym kościele, przy okazji których rozdajemy dzieciom piłki. Tak chcieliśmy zrobić i teraz. A że Mistrzostwa Świata Katar 2022 rozpoczynają się pod koniec listopada i trwają do 18 grudnia, gdy u nas jest już śnieg, stwierdziliśmy, że zrobimy nabożeństwo w niedzielę 25 września, by dzieci zdążyły jeszcze pokopać z kolegami w piłkę na podwórku i zakosztować atmosfery mistrzostw. Poza tym wciąż mamy nadzieję, że to w Szczyrku narodzi się następca Lewandowskiego.

– Każda okazja przyciągnięcia młodych do kościoła jest dobra?

– Tak. Podobnie jak kościół Katolicki, mierzymy się z pustoszejącymi świątyniami, z sekularyzacją życia. W dzisiejszych czasach naprawdę nie jest łatwo zainteresować ludzi sprawami wiary. Wydaje mi się, że duszpasterze mają trzy razy więcej roboty niż kiedyś. Teraz też, przyznam, obawiałem się jednej rzeczy. Dzieci dziś mają wszystko i czy mała piłka ich zachęci? Jednak okazało się, że tak. Że są dzieci, które chcą przyjechać, które lubią kościół, a jeszcze jak wyniosą z niego piłkę, to są przeszczęśliwe. Dla mnie niezwykle ważne jest to, by nie tylko głosić Ewangelię, ale te praktycznie pokazywać jej działanie. Pomagać, dzielić się, wspierać. Dawać komuś radość.

Fot. Dorota Krehut-Raszyk

– Piłkę nożną i Ewangelię można łączyć?

– Apostoł Paweł mówi, byśmy jako chrześcijanie przy każdej okazji próbowali wskazać na Jezusa. Świat kościołowi podaje na tacy Mistrzostwa Świata w Katarze. Można obok nich przejść obojętnie, a można je wykorzystać ku Bożej chwale. Przecież zarówno księża, jak i parafianie, są kibicami. Dlatego próbujemy sport wciągnąć do kościoła, dać dzieciom symboliczną piłkę, a przy okazji uczyć o Jezusie. Przekonywać, że fair play liczy się nie tylko na boisku. Że bez dopingu można zdobywać zaszczyty. Że takim dopingiem może być Bóg.

– Te same wartości przemyca ksiądz pracując jako nauczyciel w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku?

– Tak i jestem Bogu za to bardzo wdzięczny. Mamy w Polsce tylko dwie szkoły sportów zimowych. Jedna jest w Zakopanem, druga właśnie w Szczyrku. Uczę w niej religii, ale mam kontakt właściwie z wszystkimi uczniami. Gdy wchodzę na stołówkę, dzwonię łyżką w szklankę, proszę dzieci o powstanie i modlitwę. Bo mamy za co Bogu dziękować. Wiele narodów nie ma co jeść. My mamy wszystkiego pod dostatkiem. Na początku myślałem, że może będą jakieś uwagi co do tej inicjatywy, że rodzice będą mieć pretensje, co ten pastor wyprawia, ale nie ma czegoś takiego. Uważam, że trzeba walczyć o każdego ucznia.

– A jakim uczniem był Piotr Żyła?

– Był zawsze bardzo wesoły (śmiech). Wcześniej uczyłem jego siostrę, Dorotkę, snowboardzistkę, która uprzedziła mnie, że ma bardzo wesołego brata i rzeczywiście tego doświadczyłem. Piotrek z lekcji religii nigdy nie uciekał. I nie wiem, dlaczego, ale darzyliśmy się od samego początku niesamowitą sympatią i tak jest do dziś. O cokolwiek poproszę, Piotrek zawsze chętnie pomaga. Teraz też podarował nam piłki ze swoim autografem. To bardzo cenne dla mnie. Uczyłem też Pawła Wąska. To wspaniały młody człowiek, który ma cudowny głos. Śpiewaliśmy dużo młodzieżowych pieśni i teraz mu to nawet pomogło.

– W jaki sposób?

– Nowy trener kadry narodowej w skokach narciarskich ma nowoczesne formy trenowania. Stwierdził, że zawodnik musi śpiewać na głos w czasie lotu, by nie myśleć o skoku. Paweł ma szeroki zasób pieśni chrześcijańskich i wiem, że w powietrzu do nich sięga. Mam nadzieję, że osiągnie sukces, podobnie jak inni uczniowie szkoły w Szczyrku, a mam obecnie na lekcjach religii kilku obiecujących zawodników z Wisły. Chciałbym, by zrozumieli, że bez Boga nie są w stanie nic zdziałać. Bo On nie tylko daje talent, ale i wieje wiatrem pod narty, kiedy brakuje sił.

– W sporcie liczą się więc nie tylko determinacja, ciężkie treningi i wiara we własne możliwości?

– Tak. Bóg pozwala przetrwać i wzloty, i upadki. Rozmawiałem kiedyś z Adamem Małyszem o jego karierze. Powiedział mi pewną ciekawostkę. Skocznie narciarskie w Finlandii, Niemczech czy Austrii są sytuowane poza miastem i najczęściej naprzeciwko cmentarzy. To mocno symboliczne. Skacząc, z takim widokiem przed sobą, ma się szczególną świadomość, że wszystko jest w rękach Boga. Bez Boga ani rusz. Adam przyznał mi, że niejeden raz wziął Biblię do ręki z zamiarem przeczytania jej w całości. Mam nadzieję, że kiedyś to zrobi.

– Prowadzi ksiądz wraz z żoną parafię, w której drzwi nigdy nie są zamknięte. Czy to dla Piotra Żyły, czy dla Adama Małysza, czy dla zwykłego człowieka.

– Wiele wyniosłem z mojego rodzinnego domu. Rodzice mieli gospodarstwo w Wiśle. Było dużo pracy, ale nigdy nie byliśmy głodni. I dom był totalnie otwarty. Dziś nie mogę tego zrozumieć, że wszędzie trzeba się umawiać, dzwonić, zapowiadać się. Kiedyś tego nie było. Wiele osób zatrzymywało się u nas w drodze na zakupy. Mama gotowała kawę, było ciasto, były rozmowy. Gdy wracali, stawiali się znowu. Ale jak potrzebowaliśmy pomocy przy grabieniu siana, sadzeniu czy zbieraniu ziemniaków i innych pracach, na placu były chmary ludzi od razu. Po robocie siadaliśmy wszyscy na miedzy, była herbata z zielin, kołocz. Nie mogę tego zapomnieć. To było coś wspaniałego. Coś, czego też uczy nas Jezus. Gościnności, życzliwości.

– Kościół w Szczyrku tętni tym wszystkim.

– Staramy się cały czas coś robić, by wypełniał się ludźmi, Ewangelią. Chcielibyśmy, aby każdy, kto potrzebuje pomocy, wiedział, jak trafić do Szczyrku Salmopola. Stąd też tak wiele inicjatyw promujących naszą parafię.

– Formalnie kościół w Szczyrku Salmopolu należy do parafii ewangelicko-augsburskiej w Białej?

– Tak. Jest to jedna z najbardziej rozległych terytorialnie parafii w diecezji cieszyńskiej, która rozciąga się od Oświęcimia, przez Suchą Beskidzką, Węgierską Górkę i Zwardoń, aż do podnóża Przełęczy Salmopolskiej. Tutaj w 1990 roku wybudowaliśmy kościół, gdy sala w ośrodku katechetycznym zrobiła się za mała. Dziś on również staje się ciasny. W ostatnim czasie dobudowaliśmy część dla dzieci i zobaczymy, na ile starczy.

– W perspektywie jednak zaczyna się pojawiać emerytura…

– W zeszłym roku stuknęła mi sześćdziesiątka. W kościele ewangelickim księża prowadzą parafie do 65. roku życia. Zostało mi więc jeszcze kilka lat, ale szczerze przyznam, że jeśli Bóg pozwoli, nie braknie zdrowia i sił, a biskup wyrazi zgodę, chciałbym przedłużyć swoją działalność w Szczyrku, bo trochę planów jeszcze mamy.

– Szczyrk to takie księdza miejsce na ziemi…

– Po studiach teologicznych byłem wikariuszem u biskupa Jana Szarka w Bielsku, wówczas zwierzchnika diecezji cieszyńskiej. Kiedy trzy lata później został biskupem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce, zaproponował mi, czy nie rozruszałbym parafii w Szczyrku. Powiedziałem, że spróbuję. Miało to być na pięć lat. Potem przyjechał i poprosił, bym został na kolejnych pięć. I tak uzbierało się ponad 30.

– I udało się parafię rozruszać.

– Rozruszać, ale i pokazać na zewnątrz, na czym nam też zależało. Jedną z pierwszych inicjatyw było ciekawe i wesołe spotkanie, które zaproponowałem dla turystów i mieszkańców pod hasłem „Szykujcie szumne szczyrkowki i szmarujcie do Szczyrku zaszczyrkać ze szczyrkowianami w Światowe Dni Szczyrkania”. W pierwszej edycji tej imprezy wzięło udział 860 osób. Szczyrkając różnego rodzaju dzwonkami, nie tylko zbyrcokami, które kiedyś zawieszano na szyjach bydła i owiec, przemaszerowaliśmy przez cały Szczyrk. I wtedy szczyrkowianie zobaczyli, że ewangelicki ksiądz nie jest taki zły.

Są tacy, którzy zarzucają mi, że wykorzystuję media. Zawsze zastanawiam się wtedy nad jedną kwestią. Czy gdyby Jezus dzisiaj żył, nie czerpałby z możliwości, jakie dają media? Patrzę też choćby na Jana Pawła II. On też czuł, że media można wykorzystywać dla Bożej chwały. I ja też tak staram się robić. Uważam, że źle by było, gdybyśmy nie korzystali z takich możliwości. Oczywiście, mógłbym siedzieć po cichu, odprawić nabożeństwo, zrobić lekcję religii i na tym koniec, ale czy na tym ma to polegać? Kościół ma być otwarty. Ma być żywy.

– Do wymienienia kolejnych inicjatyw zabrakłoby tej strony.

– (śmiech) To prawda. Na brak pomysłów nie mogę narzekać. Zapraszałem do Szczyrku specjalne grupy klaunów z Ameryki, którzy na co dzień służą w domach opieki, domach dziecka czy szpitalach. Zza Oceanu przyjeżdżały do nas również znakomite chóry studenckie. Gdy zaśpiewały gospel, wydawało się, że mury kościoła runą. Zbieraliśmy czapki, piłki, narty, rowery, hulajnogi, deskorolki i wiele innych rzeczy, także dla Ukraińców, którym obecnie pomagamy. Na Kotarzu zbudowaliśmy Ołtarz Europejski, przy kościele założyliśmy Ogród Reformacji. Jest tego wiele.

– A ksiądz jest chyba najpopularniejszym ewangelickim duchownym w Polsce. Niektórzy mówią z przekąsem, że celebrytą. Co ksiądz na to?

– Spotykam się z takimi opiniami. Są tacy, którzy zarzucają mi, że wykorzystuję media. Zawsze zastanawiam się wtedy nad jedną kwestią. Czy gdyby Jezus dzisiaj żył, nie czerpałby z możliwości, jakie dają media? Patrzę też choćby na Jana Pawła II. On też czuł, że media można wykorzystywać dla Bożej chwały. I ja też tak staram się robić. Uważam, że źle by było, gdybyśmy nie korzystali z takich możliwości. Oczywiście, mógłbym siedzieć po cichu, odprawić nabożeństwo, zrobić lekcję religii i na tym koniec, ale czy na tym ma to polegać? Kościół ma być otwarty. Ma być żywy. Pierwszy zbór, który powstał po zesłaniu Ducha Świętego, nie ukrywał się. Apostołowie wyszli na ulice i głosili Ewangelię. Gdyby wtedy były media, myślę, że od razu by ich opisały. Dlatego uważam, że nie można się dusić we własnym sosie, ale trzeba wyjść na zewnątrz, nawet za cenę tego, że ktoś kogoś wyśmieje czy nazwie celebrytą. Tak mnie rodzice wychowali, że w życiu należy być aktywnym chrześcijaninem.

Fot. Dorota Krehut-Raszyk

– Ale nie od razu ksiądz chciał założyć koloratkę?

– Chciałem życie związać z handlem. Księdzem był już mój brat i stwierdziliśmy, że jeden wystarczy (śmiech). Ale pewnego dnia, jako jeden z liderów spotkań młodzieżowych w parafii w Wiśle, zaprosiłem na spotkanie Marka Cieślara z radia CCM. Miał mówić o Biblii i na początek zapytał, kto z nas przeczytał Słowo Boże w całości. Poprosił, by te osoby wstały. Patrzył na mnie, a ja nie mogłem ruszyć się z krzesła, bo w wieku 20 lat nie przeczytałem Pisma Świętego od księgi Genesis aż po Objawienie świętego Jana. I to mnie uderzyło i zawstydziło. Wróciłem do domu, chwyciłem Biblię, otworzyłem na pierwszej stronie i zacząłem ją studiować. To był moment przełomowy. Odnalazłem żywego Boga, który zmienił moje życie o 180 stopni. Pomyślałem, że może jednak będę tę teologię studiować. Biskup twierdził, że dwóch braci nie może pracować w jednej diecezji, a mój był i jest do teraz duszpasterzem w Wiśle Głębcach. W rozmowach pojawiał się Poznań, ale tak się stało, że dostałem się do Bielska, a potem do Szczyrku. Z perspektywy czasu widzę, że to było Bożym prowadzeniem. Nie potrafię tego wyrazić, ale czuję Bożą obecność w moim życiu i staram się przekazać innym, że każdy, tak jak ja, może zmienić swoje życie. Staram się też zostawiać po sobie ślady.

– Ślady?

– To te wszystkie inicjatywy, które podejmuję. Być może dzięki nim ktoś wejdzie do kościoła, pozna Jezusa, pójdzie za Nim. Jeśli nie zostawiamy śladów po sobie, nasze działania są kiepskie. To tak jak z tym mundialem. Możemy albo przejść obok niego, albo potraktować jako pretekst.

– Skoro ksiądz wraca do piłki, to komu kibicuje w Katarze i jak zapatruje się na wynik biało-czerwonych?

– Po takich meczach jak ostatni z Holandią, nie jestem optymistą. Nie sądzę, byśmy daleko zaszli, chyba że coś się zmieni. Myślę, że południowoamerykańskie drużyny – Brazylia, Argentyna – będą miały coś do powiedzenia. Futbol w ich wykonaniu bardzo mi się podoba. Nie jest tak ciężki jak europejski. To zabawa z piłką, tak jak zabawa ze śpiewaniem w wykonaniu amerykańskich chórów gospel. Pewien jestem więc, że to będzie wspaniałe widowisko.

– Dziękuję za rozmowę.

google_news
10 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Aleksander
Aleksander
1 rok temu

Na znak protestu za śmierć setki ludzi i traktowanie tysięcy jak niewolników nie będę oglądał ani minuty a naszym życzę szybkiego powrotu do domu tak powinna zrobić cały Świat ale niestety kasa jest ważniejsza niż śmierć ludzi.

Bartek.
Bartek.
1 rok temu

Każdy kto popiera mundial i Katar jest współwinien mordownie i męczenie nieludzkie tam pracujących ludzi i popiera bandytę putina i FIFA to on załatwiał za dużą kasę co dostali czyli nie masz sumienia klaskaj im.

Olek
Olek
1 rok temu

Mam nadzieję że nasi zaraz wrócą z tego mafijnego mundialu gdzie zginęło setki ludzi i zostali tysiace okradzionych bez zapłaty za pracę ale piłka nożna to dla kiboli bez rozumu takie coś popierać to HAŃBA

Krystian
Krystian
1 rok temu

Akurat on na szyderstwa internetowe nie zasługuje.

Hermenegilda
Hermenegilda
1 rok temu

Chop w sukience?

Lubię go.
Lubię go.
1 rok temu
Reply to  Hermenegilda

Ten ksiądz jest bynajmniej z powołania a nie do politykowania.

Prorok
Prorok
1 rok temu

Kochani ludkowie! Pierwszy atak typowej polskiej zimy już w czwartek!

Alienista
Alienista
1 rok temu

Celebryta w wolnej chwili niech się pomodli za śmiertelne ofiary tego mundialu.

Babcia
Babcia
1 rok temu
Reply to  Alienista

A skąd wiesz, że tego już nie zrobił? Czy nie lepiej pilnować swojej relacji z Bogiem i swojej modlitwy, niż być uszczypliwym dla kogoś, kto widać, że kocha Chrystusa i dla niego ze wszystkich sił pracuje? Bądźmy życzliwi dla ludzi pomnażając dobro na ziemi.

Tadeusz
Tadeusz
1 rok temu
Reply to  Babcia

Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go! Hołota tak ma.