Władze Bielska-Białej ostro zabrały się za przekształcenie Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego w spółkę. Z tego co się szykuje, już niedługo powinni ucieszyć się mieszkańcy miasta, a także pracownicy MZK.
Pomysł nie jest nowy, bo do takiej operacji ratusz przymierzał się już od co najmniej dekady. Poprzednie władze odwlekały ją jak tylko mogły. Teraz jest inaczej. Wiemy już kiedy MZK przeistoczy się z zakładu budżetowego gminy w spółkę prawa handlowego. Ma to nastąpić 1 stycznia przyszłego roku.
Do tej pory status zakładu budżetowego (jego finanse są bezpośrednio powiązane z budżetem gminy) był dla MZK wystarczający, aby mógł on realizować swoje zadanie, czyli zapewniać bielszczanom publiczny transport. Był jednak problem, który z roku na rok coraz bardziej dawał o sobie znać. Prawo stanowi bowiem, że dotacja gminy do działalności zakładu budżetowego nie może przekraczać połowy kosztów jego funkcjonowania. W Bielsku-Białej od lat jest tak, że dotacja dla MZK balansuje na tej granicy (obecnie jest to ponad 49 procent). Reszta dochodów MZK pochodzi głównie ze sprzedaży biletów. W żywej gotówce gmina co roku dopłaca do interesu ponad 20 milionów złotych. Gdy dotacja przekroczy 50 procent, zakład budżetowy z mocy prawa trzeba automatycznie przekształcić w spółkę. Do tej pory – z różnych powodów – robiono wszystko, aby do tego nie doszło. Teraz władze miasta zdecydowały się na taki krok. Dlaczego? Z wyjaśnień wiceprezydenta miasta Przemysława Kamińskiego – nadzorującego działalność MZK – wynika, że są dwa główne tego powody.
Pierwszy to konieczność zrealizowania obietnicy wyborczej złożonej przed wyborami przez obecnego prezydenta miasta Jarosława Klimaszewskiego. Obiecał on bielszczanom, że jeśli zostanie prezydentem, to młodzież ucząca się oraz emeryci będą jeździli miejskimi autobusami za darmo (podobne deklaracje składali zresztą wszyscy liczący się w tych wyborach kandydaci). Darmowe przejazdy dla tak licznej grupy osób oznaczają jednak, że miasto będzie musiało dofinansować MZK znacznie większą kwotą. A to oznacza przekroczenie 50-procentowego progu.
Drugim powodem jest chęć podniesienia kierowcom pensji. Wcześniejsze podwyżki były raczej symboliczne. Bo większe oznaczałyby zwiększenie gminnej dotacji. Efekt jest taki, że w MZK zaczyna brakować szoferów. W ratuszu liczą więc, że urealnienie płac do rynkowych standardów sprawi, że ci, którzy już pracują, nie będą odchodzić do innych, płacących lepiej firm przewozowych, a nowi kierowcy będą chętniej podejmować pracę w bielskim MZK.
Oczywiście takie przekształcenie to złożony i kosztowny proces i nie można tego zrobić z dnia na dzień. Władze miasta musiały już w grudniu (na rok przed planowanym przekształceniem) zamieścić informację o swoich planach między innymi w Dzienniku Urzędowym Wspólnoty Europejskiej.
Czyli bielsko podąża tymi samymi ścieżkami co inne miasta gdzie to się kończy fatalnie. Do komunikacji publicznej nie należy dokładać tylko trzeba zwiększać ceny biletów jak pieniędzy nie wystarcza. Wtedy zachowane są procesy równowagowe i miasta oraz ich okolica rozwijają się równomiernie.
Jak zaczyna się nadmiernie dotować komunikację publiczną zaczyna się śrudmieściocentryczność całych aglomeracji i wieczne kłopoty z korkami i nadmiernym rozrostem centrów. Zaczyna się również pokusa by represjonować ludzi, że nie chcą kolektywizacji transportu.