Już jedenaście lat trwa słowno papierowa bitwa mieszkańców z urzędnikami, aby postawić wzdłuż fragmentu wschodniej obwodnicy Bielska-Białej ekrany akustyczne. Ich brak sprawia, że ludzie zaczęli już tracić zdrowie, a życie obok ekspresówki stało się codziennym koszmarem.
– Niektórzy z nas mają już udokumentowane ubytki na słuchu!
– Nie da się na tarasie posiedzieć, bo nie słychać, jak się do siebie wzajemnie mówi.
– U mnie w domu wszyscy zażywamy środki nasenne.
– Życie tutaj, to ciągły stres, nerwy i wręcz koszmar, bo w tym hałasie nie da się skupić, odpocząć, a co dopiero zdrowo spać.
Ulica Braterska w Bielsku-Białej. Razem z liczną grupą mieszkańców tej ulicy, ale też Siostrzanej i Bocznej, stoimy nieopodal drogi ekspresowej. Pan Andrzej uruchamia na telefonie miernik hałasu. Mówi, że oczywiście nie jest to żaden autoryzowany pomiar, ale mimo to może chociaż przybliżyć skalę problemu. Uruchamia go więc i oczom wszystkim ukazuje się wynik – ponad osiemdziesiąt decybeli…
– To już poziom, przy którym na dłuższą metę uszkadza się słuch – mówi. – A my tutaj mamy tak od lat i z każdym miesiącem będzie gorzej, bo ruch z roku na rok jest na obwodnicy większy.
– I niech pan nie sądzi, że skoro nasze domy są oddalone od tego miejsca o sto, czy dwieście metrów, to mamy tam ciszej – dodaje któryś z mieszkańców. – Jest jeszcze gorzej, bo ten hałas roznosi się i zlewa w jeden ciągły szum.
Wojna jedenastoletnia
Biorąc pod uwagę sytuację, w której znajdują się mieszkańcy, fakt, że już od bitych jedenastu lat walczą i proszą wręcz o ustawienie wzdłuż odcinka trzystu pięćdziesięciu metrów drogi, ekranów akustycznych, i tak są nad wyraz spokojni. Mogliby przecież się awanturować, wymachiwać rękami, grozić, zorganizować pikietę, w końcu blokadę drogi.
– Cały czas, od początku, wierzyliśmy, że da się ten problem rozwiązać ugodowo, bo tu przecież nie trzeba mędrców, aby widzieć, że mamy rację – tłumaczy pan Piotr.
Ale do tego, jak przekonują mieszkańcy, trzeba po stronie urzędowej osób, które naprawdę pochylą się nad problemem. Nie wystarczy, jak w tym przypadku, kiwać głową, obiecywać, fałszywie współczuć.
– Poklepują nas po plecach, ale tak rzetelnie i solidnie nikt się za nami nigdzie do tej pory nie wstawił – słychać rozżalenie w głosach ludzi. – A podatki płacimy uczciwie, coraz większe. Więc, gdzie ta chociażby ludzka solidarność w potrzebie?
Figa z makiem
Katowicki oddział Generalnej Dyrekcji Dróg i Autostrad, od którego zależy, czy mieszkańcy wspomnianych ulic i okolic będą mogli wreszcie kiedyś zasnąć zdrowym snem, czy w końcu całkiem stracą słuch, sama wydaje się być głucha na problem, ale i na argumenty z nim związane.
– Bo to nie jest tak, że myśmy sobie nagle zdali sprawę z tego, że tu jest za głośno na normalne życie – tłumaczy pan Piotr. – Byliśmy spokojni zanim jeszcze droga powstała, bo w pierwotnym projekcie ekrany, o które tyle walczymy, były przewidziane! Ale nagle zniknęły…
Stało się tak, bo – jak wyjaśnia Zdzisław Dyduch z ulicy Siostrzanej – jeden z nieżyjących już sąsiadów, bez konsultacji z innymi napisał wówczas pismo do inwestora, że ekrany nie są potrzebne.
– I uznano, że to opinia całej społeczności – wyjaśnia Dyduch – więc po co robić sobie dodatkowy kłopot, i ekrany wykreślono z projektu… Naszego sprzeciwu później nie wzięto już pod uwagę.
Można więc śmiało powiedzieć, że ludziom pokazano figę z makiem. A na dokładkę zaserwowano zagadkę w postaci montażu ekranów po przeciwnej stronie drogi, osłaniających krzaki i cmentarz.
– Efekt jest taki, że hałas się od nich odbija i potęguje go po naszej stronie – tłumaczą mieszkańcy. – To absurd.
Śmiać się, czy płakać
Ale nawet pomijając ten wątek sprawy, korespondencja mieszkańców z katowickimi urzędnikami, ale też bielskimi z ratusza dowodzi, że przynajmniej w pierwszych latach problemu wydawało się, że zostanie on zlikwidowany – ratusz pomógł przeprowadzić badania akustyczne, a GDDiA potwierdziła, że ekrany staną, tyle że na długości zaledwie pięćdziesięciu pięciu metrów.
– No i stanęły, ale to jakby dodatkowa kpina z naszych oczekiwań – mówi pan Zdzisław. – Tyle długości, to mają dwa tiry. Nie wiadomo, śmiać się z tego, czy płakać…
Do śmiechu na Braterskiej i sąsiednich uliczkach nikomu raczej już nie jest. Ludzi ogarnia coraz większa frustracja. Bo ileż można domagać się tego, co oczywiste? I skąd po drugiej stronie barykady taki upór? Są wszak miejsca i to w naszym regionie, gdzie mieszkańcy odwrotnie – protestują przeciw ekranom.
– Więc o pieniądze tu chyba się nie rozchodzi – sądzą mieszkańcy. – To po prostu brak zrozumienia i zasłanianie się przepisami.
Coś w tym jest. Ostatnie bowiem pismo katowickiego oddziału GDDiA skierowane do prezydenta Bielska-Białej, z czerwca tego roku, jako odpowiedź na monit w sprawie montażu ekranów (ratusz więc jednak nie zostawia mimo wszystko mieszkańców samych z problemem) wyjaśnia, że instytucja ta wiele w istocie nie może. Bo musi czekać na decyzję Urzędu Marszałkowskiego. Ten zaś uzależnia całość od wyników kontroli pomiaru hałasu, którą jeszcze w 2018 roku przeprowadził bielski oddział Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska i przekazał rok później właśnie Marszałkowi województwa. Najwidoczniej jednak nikomu się tu nie śpieszy.
– My tych wyników nie znamy – zaznaczają mieszkańcy. – Wiemy tylko, że jak je robiono, to mówiono nam po cichu, że można nam tylko współczuć.
A było to dwa lata temu. Od tego czasu ruch na ekspresówce cały czas się wzmaga.
Światełko w tunelu
Jest na koniec jednak dobra wiadomość. Co prawda, jak wyjaśnił nam Marek Prusak z GDDiA w Katowicach, wspomniane badania akustyczne z 2018 roku potwierdziły przekroczenia hałasu, jednak nie na tyle silne, jak twierdzi, aby wydano decyzję o montażu ekranów. Nie przekreśla to jednak jeszcze możliwości ich postawienia. Kolejne bowiem badania odbędą się najpóźniej do czerwca 2022 roku, już z własnej inicjatywy dyrekcji od dróg.
– Wszystko jest więc jeszcze możliwe – zapewnia Prusak.
Komórka zawyża ok 20db więc spokojnie jest dopuszczalne. Wszędzie są jakieś zakłady , sklepy , centra i nikt nie skarży się .
Do protestów trzeba zaangażować Martę Lempart! Brta Lempart jest wszędzie. Wspiera wszystko: demokrację, aborcję, feminizm, a ostatnio nawet nielegalną imigrację do Polski. Nabluzga komu trzeba i temat będzie załatwiony.
Ulica Braterska w Biesku-Białej