Kultura i rozrywka Sucha Beskidzka Wadowice Oświęcim

Ludzie gościńca

U stóp kalwaryjskiego klasztoru nie słychać już pieśni sławiących niezwykłe wydarzenia. Fot. Bogdan Szpila

Prasa, książka, radio, telewizja, Internet… sposobów przekazywania informacji jest mnóstwo. Nieustannie trwa technologiczny wyścig, by nowina jak najszybciej dotarła do odbiorcy. Wiele wydarzeń oglądamy na żywo, o zamachu bombowym za oceanem wiemy po kwadransie, a wieść o katastrofie w odległym zakątku świata niejednokrotnie dociera do nas szybciej, niż ratownicy do poszkodowanych.

A przecież prasa w dzisiejszej formuje funkcjonuje od zaledwie nieco ponad stu lat. Owszem, gazeta była znana znacznie wcześniej (periodyki i magazyny wydawano we Włoszech i w Niemczech już w XVI wieku), lecz lawinowy rozwój tzw. mass mediów to dopiero druga połowa XIX wieku, do czego walnie przyczyniło się wynalezienie drukarskiej maszyny rotacyjnej (1846), telefonu (1876) i maszyny do pisania (seryjna produkcja od 1876 roku). Inną sprawą był analfabetyzm obejmujący aż do drugiej połowy XIX wieku znaczną część społeczeństwa. W okresie zaborów w Galicji oraz w Królestwie Kongresowym analfabeci stanowili około 80 proc. ludności (znacznie lepsza sytuacja była w zaborze pruskim, gdzie „tylko” około 30 proc. dorosłych nie potrafiło czytać). Po I wojnie światowej jedna trzecia Polaków była analfabetami, a obowiązkową bezpłatna naukę czytania i pisania (od 14 do 50 roku życia) wprowadziła ustawą władza ludowa dopiero w 1949 roku (akcję zwalczania analfabetyzmu w Polsce oficjalnie ogłoszono w 1952 roku).

Zanim nadeszła era prasy, radia, telewizji i Internetu, wiele informacji do „gminu” docierało poprzez wędrownych śpiewaków zwanych z włoskiego – rybałtami. Jan Długosz (1414-1480) w „Dziejów polskich ksiąg dwanaście” pisał, że śmierć nieszczęśliwej żony króla Przemysława zamordowanej z rozkazu małżonka upowszechniła „pieśń w języku polskim przez lud wiejski ułożona i powtarzana”. Jednym z najsłynniejszych rybałtów był wędrujący początkiem XVII wieku po Polsce Marcin Zięba. Według Encyklopedii Staropolskiej „otulony w opończę, z długą brodą, w kapeluszu, w butach spiętych pod kolanami z kobzą w torbie i kosturem pielgrzymim w dłoni włócząc się po kraju z siedmioma towarzyszami śpiewając obok pieśni religijnych, biesiadnych również historyczne, między innymi o bitwie pod Grunwaldem, historii Barbary Radziwiłłówny”. Zięba zmarł w 1640 roku „we wsi pod Krakowem”. Jedna z legend o słynnym rybałcie mówi, że oddał duszę obok murów wzniesionego w 1609 roku klasztoru ojców bernardynów pw. Matki Bożej Anielskiej u stóp Góry Żar w dzisiejszej Kalwarii Zebrzydowskiej.

Rybałci zwani również komediantami, często kpili z duchowieństwa, szlachty, magnatów, przez co popadali w liczne konflikty z możnymi ówczesnego świata. Prześladowania sprawiły, że rybałci zniknęli z krajobrazu, a pieśni i opowiadania przejęły dziady wędrowne. Idąc od wioski do wioski dziad był nie tylko kronikarzem, ale z uwagi na doświadczenie również doradcą w wielu sprawach, a nawet lekarzem. Stanisław Nyrkowski w książce „Karnawał dziadowski” tak opisuje wędrownego dziada: “W przeciwieństwie do żebrzącego gminu, który jękiem i narzekaniem starał się wymusić współczucie i datki – demonstrując nędzne podarte łachmany i rzeczywiste lub udane kalectwo – dziad wędrowny ubierał się schludnie, choć ubogo. Długa broda przydawała mu powagi i dostojeństwa. W ręku dzierżył kostur uzbrojony skórą jeża lub bat dla opędzania się od psów. Z sakw wyzierały zioła lecznicze […]. U pasa zawieszał różaniec i naczynie do czerpania wody”.

Odwiedziny dziada w wiosce były znaczącym wydarzeniem. Co istotne, nie był przez mieszkańców uważany za żebraka. Za świadczone usługi (modlitwa w intencji gospodarzy, śpiewanie nabożnych pieśni, leczenie, opowiadanie o wydarzeniach w dalekim świecie) otrzymywał zapłatę. Pieśni i opowieści dziadów wędrownych w znacznym stopniu przyczyniły się między innymi do kultu cesarza Napoleona i księcia Józefa Poniatowskiego, co nie uszło uwagi zaborców. W efekcie zabroniono w wielu regionach dziadom wędrownym swobodnego przemieszczania się po kraju (zakazu ściśle przestrzegano w zaborze pruskim i rosyjskim). Wraz z coraz częstszą umiejętnością czytania (z pisaniem było różnie) na przełomie XIX i XX wieku pojawiało się drukiem wiele niewielkich zbiorów pieśni „dziadowskich”, do nabycia najczęściej na odpustach i jarmarkach. Były to rymowane historie związane z zamierzchłą przeszłością, wydarzeniami lokalnymi, czy opowieści o miłości. Z tamtych czasów pochodzi pieśń o zatonięciu Titanica (1912 rok), którego tragedia do znacznej części społeczeństwa dotarła za pośrednictwem wędrownych dziadów (fragment):

„Proszę teraz posłuchajcie, jak z okrętem stał się cud:
Padł ofiarą na dnie morza, gdy uderzył się o lód.
Tytanikiem okręt zwany, budowany kilka lat,
Tak cudownie doskonały, że podziwiał cały świat”

Żaden większy dramat nie uszedł uwagi dziadów wędrownych. Po wielkiej powodzi w 1934 roku powstała „Pieśń o teraźniejszym czasie i strasznej powodzi. Cud Matki Boskiej Kalwaryjskiej, jak pewna rodzina ocalała od zatopienia w okolicy sądeckiej” (fragment):

„Niebo się zagniewało, deszcz leje strugami,
Woda z łożysk powstaje, co się dzieje z nami.
Niesie domy i ludzi dunajcowa fala,
Padła ofiarą wody niejedna rodzina.
Inne rzeki co robią: wszystko zalewają,
Ludzie w strasznej rozpaczy na dach uciekają”.

W okresie międzywojennym pieśni wędrownych dziadów wydawano w tysiącach egzemplarzy, a cieszyły się powodzeniem głównie w środowiskach robotniczych i wiejskich. Wydawano je także po drugiej wojnie światowej, lecz nacjonalizacja drukarni spowodowała, że zniknęły drukowane na lichym papierze opowieści zwane zdarzeniowymi, najczęściej autorstwa Jana Ostacha, Jana Biczaka i Stanisława Paradzieja. Prestiż dziadów wędrownych odszedł do lamusa. Jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku u stóp kalwaryjskiego sanktuarium można było usłyszeć pieśni sławiące niezwykłe wydarzenia, opowiadające o ludzkiej krzywdzie lub czyimś szczęściu. Obecnie „dziad” kojarzy się najczęściej z wyciągniętą dłonią żebraka po jałmużnę. W przeszłość odeszły czasy, gdy wizyta dziada oznaczała wieści z dalekiego świata.

google_news