Międzybrodzie Bialskie: Piekło u proboszcza

Były ministrant opowiedział nam o piekle, które zgotował mu w latach osiemdziesiątych ówczesny proboszcz parafii w Międzybrodziu Bialskim. Twierdzi, że jako dziecko był seksualnie wykorzystywany przez pięć lat. Mimo wielu zabiegów i próśb kierowanych do wysokiej rangi hierarchów kościelnych ofiara pedofila w sutannie do dzisiaj nie otrzymała żadnego zadośćuczynienia swoich krzywd.

– Muszę to wykrzyczeć całemu światu – mówi Janusz Szymik z Międzybrodzia Bialskiego. – Chcę w końcu sprawiedliwości, chcę aby mój oprawca poniósł zasłużoną karę, chcę, aby Kuria wezwała inne ofiary tego człowieka, by zgłaszali swoją krzywdę.

Janusz Szymik ma dzisiaj 48 lat. W wieku 12 lat jego życie zmieniło się w koszmar, który trwa do dzisiaj.

Wielkie wyróżnienie

– To się zaczęło, kiedy miałem dwanaście lat, byłem już wtedy ministrantem – wspomina Szymik. – W moim domu wszystko kręciło się wokół kościoła, jak w wielu zresztą tutejszych rodzinach. Ksiądz proboszcz jawił mi się niczym jakiś półbóg, były sekretarz kardynała, wielka osobistość, odwiedzał nas, zaskarbił sobie sympatię i zaufanie mojej rodziny.

Rodziny, która – jak tłumaczy nasz rozmówca – nie interesowała się codziennym losem dwunastolatka. Potwierdził to zresztą później psycholog badający pana Janusza. Nietrudno więc zrozumieć, że kiedy ów półbóg w sutannie zaprosił młodego chłopca na kolację na plebanii ten poczuł się szczególnie wyróżniony.

Wielka tajemnica

– Pamiętam, jakby się to działo wczoraj – wzdycha Szymik. – Proboszcz zaproponował mi herbatę, podał jakieś ciastka, dowcipkował i tryskał wesołością. Usadził mnie na fotelu obrotowym i w pewnym momencie wstał, podszedł, zakręcił tym fotelem aż zakręciło mi się w głowie, a później nagle złapał mnie za rękę, przyciągnął i zaczął całować. Najpierw w czoło, policzki, w końcu w usta. A później przytulił mnie i wtedy to poczułem – jego wzwód. Byłem przerażony i niezdolny do niczego. Nie wiedziałem, co się dzieje.

Janusz Szymik opowiedział nam z najintymniejszymi szczegółami to, co działo się później – był więc seks oralny ze strony księdza i wreszcie stosunek analny.

– Po wszystkim byłem zdruzgotany i przerażony, bo proboszcz powiedział mi, że ma to być nasza wielka tajemnica, że mnie kocha, i że nic złego nie robimy – wspomina pan Janusz. – Bałem się śmiertelnie. Nie miałem komu o tym powiedzieć. Kto by mi uwierzył, że zostałem kochankiem proboszcza?!

W ramionach zła wcielonego

Rozpoczęte w ten sposób spotkania, odbywały się przez kolejne pięć lat, średnio dwa razy w tygodniu, jak przekonuje nasz rozmówca. Szymik wyliczył, że ksiądz wykorzystał go w tym czasie seksualnie przynajmniej kilkaset razy.

– Nie wiem, co byłoby dalej, ale w końcu kiedy miałem siedemnaście lat nie wytrzymałem i zwierzyłem się swojemu koledze – opowiada pan Janusz. – W ten sposób trafiłem do jednego z duchownych w Kętach, który polecił mi natychmiast zerwać znajomość z proboszczem.

Szymik posłuchał. Wyrwał się z objęć proboszcza. Ale jego psychika była zrujnowana. Dzięki poznanemu księdzu trafił w efekcie do jednego z podwarszawskich ośrodków, w którym przez kilka miesięcy dochodził do siebie.

*

„Biskup Roman Pindel przeprowadził przynajmniej 6 spotkań z Pokrzywdzonym, wsłuchując się ze współczuciem w jego przeżycia, zachęcając do wskazania innych pokrzywdzonych oraz oferując pomoc min. psychologa. Pokrzywdzony był informowany o postępach toczącej się sprawy i rezultatów procesu. Pracownicy Kurii byli do dyspozycji i udzielali wszelkiej koniecznej pomocy. Trzeba też zauważyć, że osobista odpowiedzialność za popełnione czyny ciąży na sprawcy (Rada Stała KEP, 22 maja 2019).” – To odpowiedź Kurii w Bielsku-Białej na nasze pytanie, w jaki sposób zadośćuczyniono krzywdzie Janusza Szymika.

Więcej o tej budzącej grozę historii przeczytacie w najnowszym wydaniu Kroniki Beskidzkiej.

n/z: Janusz Szymik w wieku 12 lat…