Wydarzenia Bielsko-Biała

Nasi bohaterowie. Z Bielska-Białej do bombardowanego Lwowa. Ratują tyle kobiet i dzieci, ile są w stanie

Zdjęcia, filmy: Piotr Staszko, PREFABED

Dzisiaj rano z Bielska-Białej do Lwowa wyjechał konwój czterech pojazdów wypełnionych darami dla szpitala. Kierowcy, starając się opanować nerwy z powodu bombardowania miasta, chcą na dodatek wykonać cztery kursy między Lwowem a przygranicznym Krościenkiem, by uratować jak najwięcej kobiet i dzieci. Akcję wsparła spółka PREFABED.

– Załadowaliśmy do dostawczaków wszystkie dary i wyjechaliśmy około 9.30 – mówi nam Piotr Staszko, jeden z kierowców, pracownik bielskiej firmy PREFABED. Gdy rozmawialiśmy z Adrianem Brissem, wiceprezesem Stowarzyszenia Obywatelskiego w Jaworzu, który organizuje akcję i pojechał własnym busem, bielski konwój już zbliżał się do Lwowa. Kierowcy mają świadomość, że dopiero co miasto zostało zbombardowane. Do ich kolumny dołączył Anglik Martin McCann.

W Bielsku-Białej, m.in. od firm medycznych, zebrano około dwie tony darów. To m.in. środki opatrunkowe, strzykawki, środki przeciwbólowe, odżywki i mleko dla dzieci. Wszystko to trafi do szpitala dziecięcego we Lwowie. Co więcej, dary z Bielska-Białej, a konkretnie środki tamujące krwotoki, zostaną przekazane ukraińskiej armii.

Odwaga kierowców jest ogromna. Tak samo podziw budzi ich poświęcenie i nieustępliwość. Bo to już kolejny raz, gdy wiozą dary, ale też przewożą do Polski uchodźców. – Zabieramy tyle osób, ile tylko się zmieści w samochodach. Ostatnio trzema pojazdami przewieźliśmy 32  – mówi jaworzanin.

Nasi kierowcy zamierzają wykonać aż cztery kursy między Lwowem a miejscowością Łodyna, położoną obok przejścia granicznego w Krościenku. Uchodźców będą zabierać z dworca kolejowego. – Mamy misję i jedziemy. Mogę liczyć na twardych chłopaków. Obawy zawsze są, ale się nie poddajemy. To niemożliwe, gdy widzi się na lwowskim dworcu matki z maleńkimi dziećmi. Trzeba ich po prostu ratować. To kobiety, które uciekają przed bombardowaniem swoich miejscowości albo są powiązane z żołnierzami. Wiadomo, co by im groziło na miejscu – wskazuje Adrian Briss. – Gdy pierwszy raz wyjechałem do Lwowa, to pomstowałem na koszmarnie dziurawe drogi i stwierdziłem, że tu się po prostu nie da jeździć. Ale gdy zobaczyłem, co tam się dzieje, to wszystko przestało mieć znaczenie. Bo tu po prostu trzeba ratować życie niewinnych kobiet i dzieci. Kto inny to zrobi? Będziemy tam jeździć, żeby po jakimś czasie nie okazało się, że zrezygnowaliśmy, choć można było uratować więcej osób – dodaje organizator, który sam do swojego domu przyjął matkę z dwojgiem dzieci, która uciekła przed bombardowaniem.

Adrian Briss dziękuje tym, którzy wspomogli śmiałą akcję. – PREFABED to jedyne przedsiębiorstwo, które zdecydowało się pokryć koszty paliwa na cały wyjazd. A przecież nie są niskie. Już po pierwszej akcji przewożenia ludzi dziękowałem prezesowi Dariuszowi Moskale, że bez niego nie byłoby to możliwe – mówi organizator wyjazdu, dodając, że spółka przekazała też busa, którym kieruje jej pracownik. Podkreśla też cenne wsparcie bielskiej Toyoty Carolina, która udostępniła busy oraz bieszczadzkiego hotelu Armałów, które zapewnia nocleg kierowcom.

google_news