Przez kilka dni na stawie w Czechowicach-Dziedzicach prowadzone były szeroko zakrojone poszukiwania zaginionej Karoliny Wróbel. Miejsce porzucenia zwłok 24-latki miał wskazać zatrzymany Patryk B. Przeszukiwania stawu Błaskowiec nie przyniosły jednak rezultatu. W działaniach uczestniczył Ryszard Szwajcer, płetwonurek z Zabrzega, właściciel bielskiego Centrum Nurkowego EdenSport, który ma 42-letnie doświadczenie w tego typu podwodnych poszukiwaniach.
Poniedziałek miał być kolejnym dniem poszukiwań, które miały być prowadzone przez specjalistów z bielskiego EdenSportu oraz Specjalistyczną Grupę Ratownictwa Wodno-Nurkowego z Bytomia. Na miejscu ma pojawić się jednak inna grupa nurków, która została wskazana przez prokuratora prowadzącego śledztwo.
– Gdybyśmy nie zostali odwołani, to rozpoczęlibyśmy poszukiwania w okolicach pidła (mnicha – przyp. red.), czyli od tego najgłębszego miejsca na stawie. Ponieważ doszło parę informacji, o których nie mogę mówić, a wcześniej o nich nie wiedzieliśmy – mówi Ryszard Szwajcer.
W dniu, w którym miało dojść do wrzucenia ciała Karoliny do wody wiał bardzo silny wiatr. – Jednak nie do końca z tego kierunku, który był nam na początku wskazany. Wzięliśmy pod uwagę rotory za garażami oraz przeciąg pomiędzy garażami i blokami. Okazało się, że w tym miejscu wiatr wiał trochę z innej strony. Ciężko było określić wiele rzeczy na samym początku czy się ich domyślić, jeżeli bardzo dużo rzeczy zostało objętych tajemnicą śledztwa. Nie było składowych, które mogłyby pomóc określić istotne kwestie – dodaje.
Według Ryszarda Szwajcera trzeba wziąć także pod uwagę możliwość unoszenia się ciała pod powierzchnią wody, czyli w tak zwanej pływalności neutralnej. – Wszystko zależy z czego jest okrycie wierzchnie. Może być na nim taki impregnat, czy wręcz wyprodukowany jest on z tworzywa sztucznego, które nie przepuści powietrza. Stworzona zostanie poduszka powietrzna w formie obłej, która będzie troszkę wystawała ponad powierzchnię wody. To już wystarczy, żeby zadziałało to jak taki maciupeńki żagielek. Jeżeli ciało będzie miało pływalność neutralną pod powierzchnią wody, to ten właśnie element ubrania, przy takim halnym, jak wiał w dniu zaginięcia, będzie przepychany z wiatrem. Do czasu, kiedy ubranie nie pozbędzie się tej poduszki powietrznej, spod materiału, to ciało mogło dryfować bardzo daleko – tłumaczy Ryszard Szwajcer.
Wiatr wskazywał na kierunek pidła, czyli najgłębszego miejsca w stawie. Na takich głębokościach nie da się już użyć drona do zobrazowania dna. – Nie wiemy też dokładnie, jaka jest konstrukcja tego pidła. Czy spływ do niego jest wybetonowany, czy tylko jest uformowana ziemia. Bo jeżeli jest betonowy, to tym bardziej ciało może się schować w zagłębieniach betonu – komentuje.
– Musimy wziąć pod uwagę też inną okoliczność. Zdarzają się sytuacje, kiedy to nie jest takie proste, że ciało albo wypływa albo jest na dnie. Czasami ciało nabiera pływalności neutralnej na jakiejś głębokości pomiędzy powierzchnią a dnem. I ono może sobie pływać po całym stawie na głębokości na przykład 70 centymetrów – mówi nurek.
Wtedy każdy ruch motorówki czy wiatru może przesuwać go o kolejne centymetry, a nawet metry. Dodając do tego duże zamulenie oraz znikomą widoczność odnalezienie go dla nurków, czy osób będących w wodzie może być wręcz nierealne.
Do tej pory strażacy wraz z płetwonurkami z EdenSportu oraz specjalistyczną grupą z Bytomia przeczesywali z największym skupieniem dno w okolicach garaży. Strażacy, którzy byli w wodzie krok po kroku, tyralierą, sprawdzali praktycznie każdy centymetr dna. Stosowali zasadę wahadła i zachowywali odpowiednią „zakładkę”, żeby nie pominąć żadnego miejsca. Nie podnosili stóp, cały czas szurali nimi po dnie, żeby wyczuć wszystko co stanie na ich drodze. – Tutaj głębokość umożliwiła bardzo dokładne deptanie po dnie. W czasie odprawy było jasno wytłumaczone w jaki sposób mają po nim stąpać. Stopy miały być rozwarte – wyjaśnia.
– We wskazanym przez śledczych miejscu taka forma przeszukiwania dna stawu była zdecydowanie najlepszą opcją – mówi Ryszard Szwajcer. W momencie napotkania na element, który budził wątpliwości osób przeszukujących dno, grupa zatrzymywała się, a na miejsce był kierowany do dokładnego sprawdzenia dna nurek. Podobnie to wyglądało w przypadku odnalezienia jakichkolwiek cieni pod wodą przez specjalistycznego drona. We wskazane przez operatora drona miejsce od razu Ryszard Szwajcer był wysłany do sprawdzenia dna.
– Prace poszukiwawcze były prowadzone na kilka sposobów: tyralierą, dronem z powietrza, bosakami z łodzi oraz brzegów, a także z łodzi echosondami i sonarem. Osoby uczestniczące zarówno bezpośrednio w wodzie w poszukiwaniach oraz na łodziach, a także cała grupa osób wspomagających działania na powierzchni wykonała swoje zadanie perfekcyjnie – kwituje Ryszard Szwajcer.