To, że bielszczanie oddychają zanieczyszczonym powietrzem, i to jednym z najbrudniejszych w kraju, już chyba dla nikogo nie jest tajemnicą. Świadczą o tym wyniki pomiarów pyłu zawieszonego, którego normy są w okresie zimowym w Bielsku-Białej znacznie przekraczane. Decydenci na różnych szczeblach władzy próbują ze smogiem walczyć. Na razie jednak efekty tych batalii nie napawają optymizmem. Pokazuje dobitnie przykład przygotowanego przez władze Bielska-Białej programu „uciepłownienia” osiedli w centrum miasta. Realizacja tego ambitnego przedsięwzięcia idzie jak po grudzie.
I to nie z winy władz… Smog nie bierze się z niczego. Jego głównym źródłem jest tak zwana niska emisja, czyli to, co wylatuje z kominów budynków opalanych węglem i innymi paliwami stałymi, w tym drewnem. Nic więc prostszego jak zrezygnować z węgla i drewna na rzecz bardziej ekologicznego paliwa, jak gaz, prąd czy odnawialne źródła energii I po smogu.
To proste, lecz z wielu powodów nierealne. Opór przeciwko obligatoryjnemu wprowadzaniu takich rozwiązań jest spory (choć oczywiście wszyscy chcieliby wciągać w płuca krystalicznie czyste powietrze). Głównym powodem niechęci do odchodzenia od pieców węglowych są względy ekonomiczne. Węgiel jest wciąż uważany za najtańsze paliwo (choć nie jest to już do końca prawdą).
Tanie podpięcia
Dalekosiężne plany bielskiego ratusza są takie, aby dzięki własnym i zewnętrznym funduszom, do 2025 roku przyłączyć do miejskiej sieci ciepłowniczej 300 wielorodzinnych budynków mieszkalnych, w których nadal funkcjonują piece węglowe. Dzięki temu zlikwidowano by kilkaset dymiących , i to w ścisłym centrum miasta. Na razie jednak plany te ograniczają się do bardziej przyziemnych zamierzeń. Otóż ratusz opracował 3-letni pilotażowy program uciepłownienia. W tym okresie – czyli w latach 2017-2019 – planuje się podłączyć do sieci 26 budynków. Ma to kosztować blisko 6 milionów złotych. Założenie jest bowiem takie, że właściciele nieruchomości – jeśli zdecydują się podpiąć swój budynek do ciepłociągu – mogą liczyć na prawie całkowity zwrot kosztów tego przedsięwzięcia (ratusz zwróci im 100 procent kosztów przyłącza oraz 80 procent kosztów przebudowy instalacji grzewczej wewnątrz budynku). Wydawać by się więc mogło, że odzew na taką propozycję ze strony właścicieli nieruchomości będzie spory, a chętnych więcej niż pieniędzy do rozdania. Tymczasem nic bardziej mylnego!
Tylko jeden
Zakładano, że tym roku – niejako na początek – uda się podłączyć 4 budynki (z 26 planowanych) i na tyle gmina zarezerwowała środków w budżecie. Ale okazuje się, że najprawdopodobniej będzie tylko jeden, i to przyłączony do sieci grzewczej z wielkim trudem, po bojach z jego mieszkańcami.
Mowa o należącej do wspólnoty mieszkaniowej kamienicy przy ulicy Przekop. Był to pierwszy i na razie jedyny budynek, którego właściciele wyrazili chęć skorzystania z oferty ratusza (negocjacje w tej sprawie prowadzone są jeszcze z 6 innymi wspólnotami, a przypadku jednej z nich wydają się zbliżać do finału). Współwłaściciele budynku przy ulicy Przekop już w 2015 roku – w obliczu czekającego ich remontu przewodów kominowych – byli zainteresowani podłączeniem nieruchomości do sieci grzewczej. Gdy pojawiła się możliwość zrealizowania tej inwestycji za gminne pieniądze wydawało się, że szczęście się do nich uśmiechnęło. Tymczasem, gdy początkiem września w kamienicy pojawili się fachowcy, by rozpocząć prace instalatorskie, montażowi centralnego ogrzewania sprzeciwili się najemcy komunalnych lokali. W budynku tym jest 13 mieszkań, z czego 8 to wciąż własność gminny (dwa z nich to pustostany), a reszta należy już do osób prywatnych (gmina wraz z nimi stanowi wspólnotę mieszkaniową). Najemcy uzasadnili swój protest obawami, że po podłączeniu mieszkań do sieci ciepłowniczej znacznie wzrosną koszty ogrzewania. Ciekawe, że w 2015 roku, gdy informowano ich o zamiarach wspólnoty, nikt nie protestował, co administrator budynku wziął za dobrą monetę.
Obecny obrót spraw mocno zaniepokoił członków wspólnoty mieszkaniowej. Skorzystanie z miejskiej dotacji jest bowiem możliwe tylko wtedy, gdy efekt ekologiczny jest 100- procentowy, czyli wszystkie mieszkania w budynku będą ogrzewane centralnie. Piece muszą zniknąć, bo bez tego inwestor nie otrzyma z ratusza ani grosza i za wszystko będzie musiał – jeśli do sieci ciepłowniczej podłączy tylko część mieszkań – zapłacić z własnej kieszeni. Ostatecznie – jak dowiedzieliśmy się w spółce Adeon administrującej kamienicą – udało się przekonać oponentów. Choć i tak jedno mieszkanie nie zostanie najprawdopodobniej podłączone do centralnego ogrzewania. W tym jednak wypadku – jak tłumaczono nam w Adeonie – najemca uzasadniał swą postawę tym, że niedawno na własny koszt zainstalował w mieszkaniu nowoczesny piec gazowy, tak zwany etażowy. Istnieje więc szansa, że mimo, iż jedno z mieszkań do sieci nie zostanie podpięte, to i tak, wspólnocie uda się skorzystać z pomocy gminy. W założeniach programie znalazł się bowiem zapis mówiący o tym, że możliwe są pewne odstępstwa od zasady 100-procentowego efektu, po zaakceptowaniu ich przez Urząd Miejski. – Na pewno jednak na ustępstwa takie nie można liczyć w przypadku pozostawania w budynku chociażby jednego pieca węglowego – podkreślają urzędnicy z biurze zarządzania energią Urzędu Miejskiego.
Przykład zachęci?
Jednak nawet gdyby udało się wszystko sfinalizować i uznać, że program uciepłownienia wreszcie ruszył, to i tak jego efekty będą w tym roku mizerne. Jedna kamienica to niewiele. W ratuszu mają jednak nadzieję, że po trudnych początkach realizacja program nabierze tempa. Liczą na tak zwany efekt kuli śnieżnej. To znaczy, że ten przykład zachęci do działania kolejnych właścicieli kamienic. Ale to wielka niewiadoma.
W założeniach programu pilotażowego znalazła się taka oto wzmianka: „W oparciu o nabyte doświadczenia na 4 pierwszych budynkach sformułować wniosek i program dla kolejnych 22 budynków realizowanych w kolejnych 2 latach (2018 -2019 przyp. red.) w oparciu o dofinansowanie zewnętrzne (…) oraz podjąć odpowiednią uchwałę”. Teraz wypadłoby do tego dopisać sformułowanie „złe doświadczenia”…