Wydarzenia Sucha Beskidzka

Niedzielne Obiady w… soboty

Rodzina mieszka daleko, sąsiedzi są zapracowani i zajęci własnymi sprawami. Nie ma do kogo się odezwać, komu zwierzyć się ze smutków. Nikt nie przyjdzie na obiad, nie rozjaśni szarego dnia uśmiechem. Ale tak nie musi być. Starsze osoby z gminy Maków Podhalański nie są już skazane na samotne spędzanie czasu.

Stowarzyszenie Rodzina Kolpinga działające przy makowskim Sanktuarium Matki Bożej Opiekunki i Królowej Rodzin organizuje co miesiąc Niedzielne Obiady dla Seniorów. Wprawdzie odbywają się one w soboty, ale dla samotnych osób mają rangę posiłków odświętnych – takich, jakimi niegdyś były dla nich właśnie niedzielne obiady, które gromadziły przy wspólnym stole całą rodzinę. Przychodząc na takie spotkania, seniorzy mogą wyrwać się na kilka godzin z pustego mieszkania, mile spędzić czas w towarzystwie rówieśników, nawiązać przyjaźnie oraz dowiedzieć się, co jeszcze może im zaoferować stowarzyszenie. A jest tego niemało – dom dziennego pobytu w budynku dawnego dworca kolejowego, Kolpingowski Klub Seniora, wycieczki, imprezy kulturalno-rozrywkowe.

– Jeśli uda nam się pozyskać sponsorów, będziemy organizować te obiady częściej, może nawet co tydzień. Zapotrzebowanie jest spore, a nie chcemy zapraszać jednocześnie więcej niż dziesięć czy dwanaście osób. Chodzi o to, by stworzyć przyjazną atmosferę, warunki do rozmów ze współbiesiadnikami. W dużych grupach to niemożliwe. Takie akcje, jak na przykład spotkania opłatkowe dla samotnych, na które przychodzi setka czy więcej osób, nie sprzyjają nawiązywaniu kontaktów. Ludzie wracają do domów czując się tak samo samotni, jak przed przyjściem. W małym gronie szybciej zawiązują się znajomości, a i nam łatwiej jest opowiedzieć o tym, co robimy – mówi Bożena Wojdyła, przewodnicząca Rodziny Kolpinga w Makowie.

Seniorzy, którzy byli już na przynajmniej jednym Niedzielnym Obiedzie w Dziennym Domu Senior-WIGOR, z reguły bardzo dobrze to wspominają. Ale nie zawsze łatwo jest zachęcić do przyjścia nowe osoby. Czasem ktoś odbiera to jak sugestię, że nie stać go na porządny posiłek i czuje się urażony zaproszeniem. – A przecież tak naprawdę nie chodzi o obiad, tylko o to, by wyciągnąć tych ludzi z domów. Takie spotkanie przy wspólnym stole trwa czasem nawet trzy godziny, aby zebrani mieli możliwość lepiej się poznać, dłużej porozmawiać – podkreśla Bożena Wojdyła.

google_news