Wydarzenia Bielsko-Biała

Niesamowity muzyczny kocioł. Zadymka nie stawia sobie granic | WIDEO

Zaskakujące lokalizacje, zaskakująca muzyka – Zadymka jest jak podróż w nieznane, a wrażeń i atmosfery nie sposób zapomnieć. Dopiero co skończyła się edycja zimowa, a już trwa planowanie letniej. O wyjątkowym festiwalu rozmawiamy z jego dyrektorem Jerzym Batyckim. Zapraszamy do oglądania!

Co to za szalony pomysł, żeby Bielską Zadymkę Jazzową rozpoczynać w Zabrzu i nie w sali koncertowej, ale 320 metrów pod ziemią? Lubi Pan zaskakiwać swoją publiczność?

Jerzy Batycki: Od samego początku, gdy tylko powstała Zadymka, mieliśmy w tej swojej ofercie coś, czego nie ma żaden inny festiwal – Szyndzielnię. Pomysł był taki, że wykorzystujemy naturalne warunki geograficzne, przyrodnicze i turystyczne naszego regionu, bo chcemy, aby ten festiwal, z racji tego, że nazywa się Zadymka i jest w zimie, równocześnie miał walory turystyczno-kulturalne. Realizujemy ideę Bielska-Białej jako kulturalnej bramy Beskidów. Czyli: „Przyjeżdżajcie do Bielska Białej, do południa jeździjcie w Szczyrku na nartach, a później wpadajcie na wydarzenia kulturalne na najwyższym światowym poziomie”.

To się sprawdziło, ale potem zaczęliśmy migrować m.in. do sali NOSPR-u w Katowicach, a impreza stała się nie tylko bielską, ale regionalną i zaczęliśmy myśleć w kategoriach województwa. Wtedy wpadliśmy na pomysł, że możemy zrobić coś więcej, wymyślić jeszcze jedną perełkę, mianowicie zaprosić naszą publiczność do kopalni Guido – 320 metrów pod ziemią. To też nawiązanie do historii naszego regionu. W słynnej komorze badawczej numer 8 można ustawić scenę, zwieźć tam ludzi, a przecież jest tam jeszcze zaplecze i restauracja. Okazało, że to może być atrakcyjne i turystycznie, i kulturalnie, a wrażenia są niezapomniane.

Ale żeby „na dzień dobry” słuchać tam muzyki klubowej? Nie boi się Pan w ogóle publiczności, która kocha jazz?

Festiwal traktuję całościowo. Te doznania z pierwszego dnia można zweryfikować dopiero po ostatnim dniu, gdy nagle wszystko się ułoży w pewną całość. Tu mieliśmy nowoczesną, transową muzykę klubową, niczym z klubów Berlina czy Londynu.

Pokonaliśmy drogę nie tylko z minus 320 metrów na 1 000 metrów n.p.m., ale też drogę przez różnego rodzaju muzyczne stylistyki. Były wielkie postaci polskiego i światowego jazzu, była muzyka taneczna, muzyka będąca niczym duchowe misterium, była wielka gala z orkiestrą…

Im większe zaskoczenia, tym lepiej wszystko zapamiętamy. Zadymka zawsze wyróżniała się atmosferą nie do podrobienia.

Lubię rytuały i – jako człowiek teatru – też inscenizację. Dlatego ten festiwal „reżyserujemy”. To nie tylko uczestnictwo w koncertach, ale i coś więcej, cała otoczka, jakaś tajemnica. Zadymka wciąga jak wir. Gdy już się wpadnie, to trudno się wydostać. To niesamowity kocioł, a wszystkiemu towarzyszy atmosfera bliskości, serdeczności, radości i otwarcia na innych.

Uderzyło mnie to, że nawet w klubowych, schroniskowych, czy kopalnianych realiach widać duży szacunek publiczności do muzyki. Każdy chce naprawdę przeżyć to, w czym uczestniczy.

Po ubiegłorocznym koncercie podszedł do mnie Leszek Możdżer, który grał z Adamem Bałdychem i pyta, czy wiem, jaki jest mój największy sukces. Powiedział, że wychowałem fantastyczną widownię, że to ludzie, którzy znają się na muzyce, wiedzą jak reagować, że on się tu czuje jak w domu.

Po raz kolejny będziemy mogli cieszyć się edycją letnią Zadymki. Co już możemy zdradzić?

W tym roku odbędzie się nieco wcześniej, bo w weekend od 13 do 15 czerwca. Pierwszy dzień chcemy zrobić pod namiotem w Parku Słowackiego, drugi w Cavatina Hall, a w niedzielę być z jazzem w całym mieście. Ostatniego dnia będzie będzie więc m.in. jazzowy poranek w schronisku na Dębowcu, a później zejdziemy do miasta na Paradę Nowoorleańską. Warto już sobie zarezerwować ten termin. Zadymimy!

Rozmawiał: Marcin Kałuski

google_news